Kochała na zabój znanego dziś polityka PiS. Oboje byli wtedy hipisami
Nazwisko pierwszej, wielkiej miłości Kory może zaskakiwać. Był nim wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki. Ich relacja była bardzo burzliwa.
Choć Kora, czyli Olga Jackowska przez blisko 40 lat była w związku z Kamilem Sipowiczem, nigdy nie ukrywała, że w młodości otaczała się wieloma mężczyznami. Była kochliwa, a przełom lat 60. i 70. sprzyjał otwartym związkom. Nic dziwnego, że jej pierwszym wybrankiem był wówczas charyzmatyczny, zbuntowany student.
- Wokół niego wytworzyła się taka aura poety, jeszcze uroda hiszpańska, do nazwiska dodawał sobie von i nazywał się Ryszard von Terlecki - wspominała artystka.
Zobacz: Koronawirus. Jak gwiazdy spędzają kwarantannę?
Poznali się w maju 1968 r. On był liderem krakowskiego ruchu hipisowskiego, ona świeżo upieczoną działaczką. Od razu zwrócili na siebie uwagę, choć sporo ich dzieliło. Kora wychowała się w biedzie, w domu dziecka, była ofiarą molestowania seksualnego. Zaś Ryszard Terlecki pochodził z inteligenckiego, konserwatywnego domu. Połączyło ich to, że oboje buntowali się przeciwko zastanej rzeczywistości.
Razem przesiadywali na Plantach, gdzie imprezowali, słuchali muzyki, eksperymentowali z narkotykami.
- Byłam zapatrzona w niego i zależało mi tylko, żeby być z nim - mówiła Kora w wywiadach.
Po roku dotarło do niej, że nie jest to zdrowy związek. Czuła się dręczona przez swojego ukochanego. Po latach określiła ich relacje jako "intelektualny układ sadomasochistyczny". Zerwała z Ryszardem Terleckim i wkrótce potem poznała swojego przyszłego męża, Marka Jackowskiego, z którym założyła zespół Mannam.
Terlecki po rozstaniu z Korą wyjechał z Krakowa. Za namową zaprzyjaźnionego ks. Adama Bonieckiego przeniósł się na Katolicki Uniwersytet Lubelski. Tam ustatkował się, został profesorem historii. Wobec swoich dzieci był znacznie surowszy niż jego rodzice. Nastoletniej córce zabronił nosić dredy i słuchać punk rocka.
Z biegiem lat Kora i Ryszard Terlecki zyskali sławę w zupełnie innych dziedzinach. Gdy artystka zobaczyła kiedyś plakat wyborczy z wizerunkiem dawnego ukochanego, nie mogła uwierzyć w jego przemianę. Na dwa lata przed jej śmiercią przypadkowo spotkali się na warszawskiej ulicy. Wymienili serdeczności i każdy poszedł w swoją stronę. Nie da się jednak ukryć, że poseł PiS był fanem twórczości Mannamu.
- Kiedy Kora śpiewała "Boskie Buenos", to ciarki przechodziły po plecach. Zawsze uważałem ją za utalentowaną kobietę - zwierzył się w rozmowie z "Dobrym Tygodniem".