Trwa ładowanie...

Kamil Sipowicz zapowiada koncerty Maanamu. Mamy oświadczenie

Konflikt między Kamilem Sipowiczem a byłymi członkami Maanamu został zażegnany. Szykuje się wspólna trasa koncertowa.

Kamil Sipowicz zapowiada koncerty Maanamu. Mamy oświadczenieŹródło: ONS.pl, fot: Tomasz Kielczewski
d3ehnwu
d3ehnwu

Rozmowy o tym, by utworzyć odświeżoną grupę muzyczną, grającą repertuar Mannamu, bez obecności Kory, trwały kilka lat. Do tej decyzji przychylał się jeszcze przed śmiercią sam Marek Jackowski. "Złoty Maanam" w końcu powstał, a jego liderem jest Ryszard Olesiński, który był współzałożycielem oryginalnego składu. Nowego zespołu nigdy nie zaakceptował Kamil Sipowicz ani Kora. Po śmierci wokalistki zwaśnione strony w końcu postanowiły się pogodzić. Sipowicz wyznał, co skłoniło go do porozumienia.

- W czasie pogrzebu Koreńki na warszawskich Nowych Powązkach w sierpniu 2018 roku Ryszard Olesiński, jego brat Krzysztof oraz Paweł Markowski czyli byli członkowie zespołu Maanam złożyli mnie oraz rodzinie kondolencje. Ryszard Olesiński skomponował na śmierć naszej ukochanej Kory piękny przejmujący utwór. To dało przestrzeń do negocjacji w sprawie nieakceptowanej przez Korę i przeze mnie nazwy Złoty Maanam. Prawie pół roku po odejściu Kory i po kilku rozmowach z Rysiem doszliśmy do porozumienia: muzycy nie będą używać nazwy Złoty Maanam a ja jako osoba która na prośbę Kory i Marka Jackowskiego zarejestrowała dwadzieścia lat temu nazwę Maanam w Urzędzie Patentowym udzielę im zgody na używanie bardziej adekwatnej nazwy Ex- Maanam - napisał na facebookowym profilu Kory Kamil Sipowicz.

Co ciekawe, partner zmarłej gwiazdy wyznał, że planowana jest trasa koncertowa z byłymi członkami zespołu.

- Planujemy koncerty z muzyką zespołu Maanam wykonywaną przez najlepszych polskich (może nie tylko polskich) artystów i chcielibyśmy, aby także byli muzycy Maanamu wzięli w tych koncertach udział - dodał Sipowicz.

d3ehnwu
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3ehnwu