"Nie machaj cycem", "Umyj się". Aktorki ujawniają, co przechodziły
Poniżanie, masaże, prasowanie koszul o 1 w nocy, rękoczyny. Psychozy, bulimie posttraumatyczne, kompulsywne jedzenie, dysocjacje psychiczne i wymioty po próbach. "Wyborcza" ujawnia historie aktorek "Gardzienic".
Pierwsza o nadużyciach i molestowaniu przez Włodzimierza Staniewskiego opowiedziała aktorka Mariana Sadovska. "Dyrektor zastosował wobec mnie rękoczyny, a potem zamknął mnie na kilka dni w swoim pokoju, żeby nikt się o tym nie dowiedział i nie zobaczył moich siniaków" – wyjawiła w maju tego roku w rozmowie z portalem povaha.org.ua. Ukrainka była jedną z artystek w Ośrodku Praktyk Teatralnych "Gardzienice" pod Lublinem.
Artystki, które również pracowały ze Staniewskim, zgłosiły się do "Wyborczej" po publikacji zwierzeń Sadovskiej i wyjawiły swoje historie.
Zobacz: Aktorka przez lata milczała. "Byłam naga, dyrektor związał mnie liną"
Jedną z kobiet, które zgłosiły się do "Wyborczej" jest Joanna Wichowska. W Gardzienicach pracowała 3 lata. Uważa, że niemal każda kobieta, która była w Gardzienicach, ma podobne doświadczenia co Sadovska.
Artystka przed kilkoma tygodniami ujawniła, że była publicznie poniżana, dochodziło do rękoczynów. "Codziennie brałam leki uspokajające, żeby zasnąć, używałam środków odchudzających, żeby uniknąć cynicznych komentarzy, ale i tak wyłam z upokorzenia, kiedy podczas prób, w obecności kolegów, a czasem też zaproszonych widzów, wysłuchiwałam ze szczegółami, jak potworne jest moje ciało, głos i jak jestem pozbawiona talentu" - mówiła.
Wichowska wspomina, że Staniewski wzywał aktorki do swojego gabinetu na ostatnim piętrze, by prasowały mu koszule lub masowały go: - Podczas takiego nocnego masażu zapytał: "Co ty myślisz, Joanna, o seksie?”. Próbowałam obrócić to w żart. "Myślę o seksie bardzo dobrze". "A co myślisz o seksie ze mną?". Chciałam udać, że nie słyszę. Potem powiedziałam, że nie sypiam ze swoimi dyrektorami i to wykluczone - zdradza "Wyborczej".
- Pamiętam najbardziej sytuację, gdy rzucił się na jedną z aktorek, a inna stanęła mu na drodze. I ta druga aktorka dostała w twarz. To jedna sytuacja, jaką widziałam, w której ktoś się za kimś ujął. Z reguły wszyscy patrzyli w ścianę - przypomina inną sytuację.
Z tekstu "Wyborczej" dowiedzieć można się też, że dyrektor Gardzienic rzucał takimi komentarzami jak: "Nie machaj tym cycem, idiotko", "Zgól nogi", "Umyj się".
Sprawą zajęła się Anna Kapusta, socjolożka. Przeprowadziła anonimowe wywiady z aktorami ośrodka.
- Wiem o wywołanych świadomie psychozach. Ostatni znany mi przykład indukowanej psychozy pochodzi z 2013 roku. Wiem o bulimiach posttraumatycznych, kompulsywnym jedzeniu i wymiotach po próbie. Dysocjacje psychiczne i cale spektrum psychiatryczne również mi są znane - wylicza "Wyborczej".
Dyrektor Włodzimierz Staniewski nie odpowiedział na zarzuty stawiane w reportażu. Najwyższe władze - ministerstwo kultury i urząd marszałkowski - przesłali "Wyborczej" komentarze, w których zaznaczają, że nie otrzymali żadnych sygnałów, że w Gardzienicach dzieje się źle.