Alan Andersz wspomina wypadek. "Miałem rozłupaną czaszkę, krwiaka..."
Alan Andersz 7 lat temu przeżył groźny upadek ze schodów. Powrót do zdrowia i formy sprzed tragicznego wydarzenia zajął mu kilka lat.
Alan Andersz niemal stracił życie. W 2012 r., gdy doszło do wypadku, miał tylko 24 lata - był przystojniakiem i młodym aktorem, który na koncie miał udział w "39 i pół", i "Tańcu z gwiazdami". Był idolem nastolatek, imprezowym chłopakiem z całkiem dobrze zapowiadającą się przyszłością. Upadek ze schodów zmienił wszystko. Andersz o wydarzeniu sprzed lat, które wpłynęło na niego jak nic innego i zmieniło jego życiowe priorytety, opowiedział w "Dzień Dobry TVN". Swoje przemyślenia na temat urazu opisał również na instagramowym profilu.
Po roku od wyjścia ze szpitala rozpoczął intensywne treningi - najpierw uczył się chodzić, później zacząć trenować gimnastykę akrobatyczną. Do sprawności sprzed wypadku wrócił po dwóch latach. Uraz głowy zmienił nie tylko fizyczność aktora, ale także jego podejście do życia. Alan spokorniał, zrezygnował z imprezowania. Skupia się na rozwoju osobistym - i fizycznym, i zawodowym.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Wypadek nie zostawił żadnych trwałych śladów, ale Andersz oczywiście ma pewne ograniczenia. Nie może nurkować i pić alkoholu. To ostatnie bywa uciążliwe, jednak już trzy lata temu Alan mówił, że cieszy się z takiego obrotu spraw. Gdy patrzy się na niego po ponad 7 latach od momentu, gdy walczył o życie, nie widać śladów tej walki. Jednak było z nim naprawdę źle.
Alan Andersz zajada loda na "Zbawiksie"
W "Dzień Dobry TVN" powiedział: - Cytuję: ,"Nie chcę państwa martwić, ale szanse na przeżycie to on ma małe". Miałem rozłupaną czaszkę, krwiaka nadtwardówkowego, podtwardówkowego, przesunięcie osi mózgu, wklęśnienie mózgu i wylew.
- Pamiętam pierwszy moment, jak wziąłem prysznic na stojąco i jak położyłem się, i zasnąłem na prawej stronie ciała po prawie 4 latach - dodał Andersz.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Alan uległ wypadkowi w lutym 2012 r. podczas imprezy. Spadł ze schodów, głową uderzył o donicę. W szpitalu przeszedł kilka operacji, był w śpiączce farmakologicznej.
"Mija ponad 7 lat od wydarzenia, które odmieniło całe moje życie. 7 lat odkąd narodziłem się na nowo. W tym czasie nauczyłem się wiele o ludziach, ale najwięcej o sobie. Każdego dnia budzę się wdzięczny za to co mam i z ogromną radością patrzę na to co przede mną. Najgorsze piekło przeszli moi najbliżsi - kiedy ja leżałem w śpiączce oni słuchali o tym, że najpewniej nie przeżyję a nawet jeśli, to będę wymagał dożywotniej opieki. Przez długi czas miałem problem z tym, żeby mówić o tym co mnie spotkało. Nie chciałem wracać myślami do tych traumatycznych przeżyć. Dzisiaj wiem, że warto. To swego rodzaju katharsis, które sprawia, że z większą przyjemnością patrzę w lustro" - pisał niedawno na swoim profilu na Instagramie.