Ania Przybylska u Lisa: "Chodzi o kompromitację i upodlenie mnie!"
O Annie Przybylskiej w ostatnim czasie zrobiło się głośno za sprawą wojny z paparazzi, którą rozpoczęła, publikując wizerunek nękających ją fotoreporterów na portalu społecznościowym. Pomysłowość Przybylskiej w walce o swoją prywatność przyciągnęła uwagę wielu mediów, w tym Tomasza Lisa, który zaprosił aktorkę do swojego publicystycznego programu.
W rozmowie z dziennikarzem TVP 2 gwiazda srebrnego ekranu zapowiedziała, że każdy, kto będzie naruszał jej prawo do prywatności, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej. Jednak z ust aktorki padło wiele gorzkich słów nie tylko pod adresem paparazzi, ale przede wszystkim mediów, których chore zainteresowanie gwiazdami i celebrytami porównała do "medialnej orgii".
Anna Przybylska, która gościła w programie Lisa za pomocą telełącza, opowiedziała, dlaczego zdecydowała się na otwartą i nietypową wojnę z paparazzi.
- Ta cała sytuacja, awantura czy wojna została rozpoczęta przez same media. Tego roku w wakacje przebywałam na terenie Akademii Medycznej w Gdańsku. Ktoś "życzliwy" udzielił mediom informacji, że usunięto mi guza trzustki. Mądrzy lekarze, którzy operowali mnie, wiedzieli, do jakiej sytuacji może dojść, więc sama dokumentacja została opatrzona klauzulą poufności. W związku z sytuacją rozpętała się ogólnopolska akcja. Miałam poczucie, że grzebie mi się w trzewiach - wyznała aktorka.
Fotoreporterzy nie mieli żadnych zahamowań, by śledzić artystkę nawet w tak szczególnych okolicznościach, jakim był pobyt w szpitalu. To wtedy Przybylska postanowiła zareagować na tę brutalną ingerencję w jej życie i publikować wizerunek "natrętnych, nieznośnych, bezczelnych ludzi, którzy okradają ją z prywatności".
Tym bardziej, że nie po raz pierwszy paparazzi zatruwają aktorce życie.
- Miałam duże problemy z poprzednią ciążą, a moje życie wyglądało jak polowanie na zwierzynę. Panowie nie mieli żadnych granic. Chodziło o to, żeby zrobić jak najbardziej kompromitujące zdjęcie. W roku 2006 wtargnięto na oddział porodowy, na którym leżałam i zrobiono mi zdjęcia w zakrwawionej koszuli z opuchniętą, popękaną twarzą i próbowano je sprzedać. Wówczas tylko interwencja lokalnych mediów, mojej menadżerki i Kasi Bujakiewicz spowodowały, że te zdjęcia się nie ukazały - wspominała Przybylska, dla której zainteresowanie jej osobą jest tym bardziej niezrozumiałe, że jak przyznała sama: "zawodowo robię ostatnio naprawdę niewiele".
- Nie bardzo wiem, co moje życie może wnieść do debaty społecznej, co zaspokajam tak naprawdę, kiedy jestem atakowana - mówiła zdezorientowana. Opowiadała do jakich kuriozalnych zachowań zmusza ją niemal nieustanne towarzystwo wysłanników tabloidów.
- Zanim wyjdę z domu, robię rozeznanie terenu. Jadę rowerem i sprawdzam, czy przestrzeń jest wolna od brudu - wyznała.
Tomasz Lis, jak to ujął, wcieli się w rolę adwokata diabła i zauważył, że, z drugiej strony istnieje całe grono osób, które same zabiegają o zainteresowanie mediów. Podsyłają swoje prywatne fotografie do redakcji czy organizują z paparazzi tzw. ustawki.
Przybylska w swoim dochodzeniu praw na drodze sądowej powołuje się m.in. na wprowadzony w 2011 roku przepis o uporczywym nękaniu. I w jej przypadku, trudno nazwać tę sytuację inaczej.
- Oni godzinami wystają pod moim domem, pod szkołą moich dzieci. Za każdym razem próbują mnie sprowokować, są jeszcze bardziej zuchwali.
W końcu aktorka ze szczegółami opowiedziała, jak wygląda "praca" paparazzi.
- To są zaczepki, pyskówki, wyzywanie mnie od gówniar, bezczelne - przepraszam za słowo - podśmiechujki, ganianie mnie. Mnie to przeraża, bo tu nie chodzi o fotografię, o zrobienie zdjęcia, ale o kompromitację i upodlenie mnie - podkreśliła Przybylska.
Ta sytuacja dotyczy niestety nie tylko aktorki, ale też jej bliższego i dalszego otoczenia. Przybylska opowiadała o swoich znerwicowanych dzieciach czy chociażby zniecierpliwionych sąsiadach. Z tego powodu, jak zapowiedziała, będzie kontynuować batalię o swoje życie prywatne.
- Każdy, kto będzie próbował naruszyć moją godność, w sposób istotny naruszał moją prywatność będzie pociągany do odpowiedzialności karnej - przestrzegała.
Na koniec Tomasz Lis starał się uzyskać od aktorki jakąkolwiek informację na temat jej stanu zdrowia, choć z uwagi na jej prywatność, nie zapytał wprost, jaki on jest. Przybylska stanowczo jednak odmówiła odpowiedzi.
- Nie odpowiem, bo nie byłabym konsekwentna. Walczę o swoją prywatność, to jest ostatnia rzecz, jaka mi została. Nie powiem już nic na ten temat, nic o swojej rodzinie, choć do tej pory miałam dosyć dobre kontakty z mediami, kiedy teksty były autoryzowane, a zdjęcia nie były kradzione.
(fot. tvp)
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski