Anna Wendzikowska zaprzepaściła swoją karierę. Teraz liczą się dla niej reklamy na Instagramie
Anna Wendzikowska miała ambicje. Występowała w filmach i serialach, potem pracowała na miano poważnej dziennikarki. Dzisiaj skupia się niemal wyłącznie na prowadzeniu Instagrama i lokowaniu produktów. A przecież naprawdę nie musi tego robić.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Anna Wendzikowska od dziecka marzyła o karierze gwiazdy. Za wszelką cenę chciała zostać aktorką. Zaczęła zatem studia w Prywatnej Szkole Aktorskiej Haliny i Jana Machulskich w Warszawie (uczyła się tam przez rok), a później kontynuowała naukę w krakowskim studiu Lart. Początkowo wszystko szło po jej myśli. Rozdzwoniły się telefony, na jej biurku zaczęły się piętrzyć stosy propozycji. Jako że była świeżynką w branży, nie zastanawiała się zbytnio, który kontrakt podpisać.
Zobacz też: Anna Wendzikowska wraca do "M jak miłość". "Staram się dobrze łączyć oba moje zawody"
I tak w 2002 r. zadebiutowała w filmie "Nienasycenie" w reżyserii Wiktora Grodeckiego. Wcieliła się w Elizę - pielęgniarkę, która zostaje zamordowana przez męża w noc poślubną. Zanim jednak doszło do zabójstwa bohaterki, zdążyła pokazać się całkowicie nago. Rok później zagrała u Macieja Ślesickiego w "Show". I tutaj również Wendzikowska zaprezentowała się tak, jak ją Pan Bóg stworzył - bez ubrania i w dodatku pod prysznicem. Nic więc dziwnego, że kolejną pozycją w jej CV była rozbierana sesja w magazynie dla panów. W 2004 r. mieliśmy powtórkę z filmowej rozrywki. Udział w serialu "Dziki" i znów nagi biust na pierwszym planie. Trudno się zatem dziwić, że każdy kolejny kontrakt miał zapisaną adnotację: Anna Wendzikowska musi pokazać widzom swoje wdzięki.
Wówczas nastąpił przełom. Aktorka uznała, że nie zbuduje kariery, kusząc i uwodząc z ekranu. Wciąż jednak nie chciała rezygnować z nazywania siebie aktorką. Postawiła jednak warunek: zero nagości. I owszem, wciąż grała, ale role drugoplanowe. Z czasem zaczęła jedynie "przemykać" widzom, aż ostatecznie na dobre zniknęła z filmowego planu. Dziś jedynie sporadycznie wciela się w rolę prawniczki Moniki w "M jak miłość".
Uderzyła w dziennikarstwo
Wendzikowska nie chciała się poddawać. Jeśli nie aktorstwo, to może dziennikarstwo. I tak po pewnym czasie trafiła do "Dzień Dobry TVN". Miała ambicje, aby zaistnieć w świecie jako najlepsza korespodentka w swojej ulubionej dziedzinie, którą przecież poznała od podszewki - filmowej.
- Mieszkałam w Londynie i pomyślałam sobie, że tam jest tyle ciekawych rzeczy wokoło polskości, że postanowiłam zostać korespondentką. Droga była wyboista i mój pierwszy materiał zrobiłam całkowicie sama: wymyśliłam go, wynajęłam montażystę i poszłam z nim do producenta "Dzień Dobry TVN". Nie wiem, czy wszyscy mi uwierzą, ale jestem dowodem na to, że można zrobić karierę w mediach bez znajomości i naprawdę warto próbować - wspominała w rozmowie z Pudelkiem.
I choć rzeczywiście, przyjemnie oglądało się wywiady, które przeprowadzała piękna Wendzikowska, trudno zapomnieć o jej wpadkach na antenie. Najgłośniejszym echem odbiła się sytuacja, gdy zapytana przez Sigourney Weaver o to, kim był Jerzy Grotowski, nie umiała udzielić żadnej odpowiedzi.
Innym razem, podczas jednego z odcinka "Ugotowanych", udowodniła, że ma jeszcze większe luki w zakresie historii filmu. Nie rozpoznała, z jakiego filmu pochodzi scena z głową konia w łóżku. Nie ma co ukrywać, po tych wpadkach Wendzikowska straciła w oczach wielu widzów. Nie brakowało złośliwych komentarzy pod jej adresem i cóż, nie ma się co dziwić tej reakcji. Prezenterka nie zamierzała jednak zniknąć z show-biznesu. Wciąż pojawia się w roli filmowego eksperta w "Dzień Dobry TVN". Jednak tym, czemu teraz poświęca najwięcej swojej uwagi, stał się Instagram.
Królowa Instagrama
Wendzikowska postanowiła skupić się na prowadzeniu swojego konta i wyciskaniu z niego, ile tylko się da. Jej profil niemal pęka w szwach od sponsorowanych wpisów, które dla niepoznaki przeplata postami z zagranicznych wakacji. I wcale nie trzeba daleko szukać. Między jedną a drugą fotką z urlopu we Włoszech, dziennikarka raczy nas postami, w których "subtelnie i sprytnie" reklamuje biżuterię konkretnej marki, soniczną szczoteczkę do zębów, kosmetyki do pielęgnacji nóg, soki warzywno-owocowe i zdrowe koktajle. Oczywiście wpisy nie miałyby żadnego sensu, gdyby nie hasztagi, które linkują do odpowiednich firm.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Pewnie zaraz usłyszymy: "przecież każda gwiazda tak robi!". Owszem, ale większość z nich w nieco bardziej wysublimowany sposób. Wystarczy spojrzeć na kilka najnowszych wpisów Wendzikowskiej. Na wszystkich pozuje idealnie ucharakteryzowana, w perfekcyjnie dobranych stylizacjach, ze śnieżnobiałym uśmiechem. W dłoni trzyma sok, pozuje na tle kuchni i przeczesuje włosy ręką, na której błyszczy śliczna bransoletka.
I wcale nie są to przedruki okładek kolorowych magazynów z dziennikarką w roli głównej. To kolejne reklamy produktów, których internetową ambasadorką postanowiła zostać Anna Wendzikowska. Trudno oprzeć się wrażeniu, że już niemal każde publikowane przez nią zdjęcie jest formą umowy ze sponsorem. Kompletnie straciła w oczach fanów na wiarygodności.
Czy naprawdę chodzi o to, by stać się słupem ogłoszeniowym, dla kolejnych marek, które chcą zdobyć klientów w internecie? Dziennikarka miała wszystko, by zaistnieć na srebrnym i szklanym ekranie. Chęci, odwagę, talent i urodę. Mogła grać u boku najlepszych. Gdyby chciała, mogłaby rozwijać swój talent do pracy przed kamerą. Niestety dla jej fanów, wybrała inaczej. Apelujemy, zostawmy Instagram młodziutkim influencerkom, dla których pozowanie z butem czy opakowaniem kremu jest spełnieniem marzeń. Niektórych stać na coś znacznie więcej.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.