Antek Królikowski nie ułatwiał życia rodzicom. "Byłem utrapieniem"
Antek Królikowski nie cieszy się w ostatnim czasie najlepszą opinią. Jak się okazuje, od lat nie w głowie mu było przestrzeganie zasad. Już od najmłodszych lat lubił dokazywać, co nieraz nie kończyło się najlepiej.
Dość powiedzieć, że młody aktor od lat nosi łatkę "łobuza" czy też "artysty niepokornego". Przed laty w kolorowej prasie głośniej było na temat jego niechlubnych imprezowych wyskoków niż pierwszych zawodowych poczynaniach. Z czasem środek ciężkości zainteresowania przeniósł się na jego życie uczuciowe. Nie jest tajemnicą, że Antek należy raczej do kochliwych aktorów, a każdy z jego związków, nawet gdy partnerka nie była związana z branżą, był raczej medialny. Wydawało się jednak, że w ostatnim czasie postanowił się ustatkować. Burzliwe losy Królikowskiego i Joanny Opozdy miały kilka miesięcy temu swój happy end.
Para pobrała się, a niedługo później okazało się, że oczekuje pierwszego dziecka. Wszystko wskazywało na to, że oboje nie tylko się kochają, ale i bardzo wspierają – Antek szczególnie zaimponował postawą wspierającą żonę, kiedy ta mierzyła się z poważnymi rodzinnymi problemami. Dlatego tym większym zaskoczeniem była wiadomość o ich rozstaniu, która obiegła media lotem błyskawicy.
Zobacz wideo: Antoni Królikowski odmawia wywiadu z Pudelkiem i obraża reportera
Opinia publiczna nie kryje oburzenia zawirowaniami w małżeństwie, zwłaszcza że dopiero co przyszedł na świat syn aktora. Królikowski obecnie konsekwentnie nie odnosi się do sensacyjnych doniesień, podkreśla, że robi to w trosce o zdrowie żony i dobro syna. Nie zaprzecza jednak, że od zawsze był, mówiąc kolokwialnie, "niezłym ziółkiem". W rozmowie z "Super Expressem" przyznał z rozbrajającą szczerością, że sprawiał rodzicom kłopoty. I to od najmłodszych lat. – Byłem utrapieniem – przyznał bez ogródek.
- Wciąż coś wywijałem. Miałem pięć lat, gdy podczas wizyty w domu znajomych rodziców zalałem sobie oczy wapnem. Tata był przerażony. Modlił się, żebym odzyskał wzrok – wyznał w rozmowie z tabloidem.
Jak się okazuje, nawet to, że narażał swoje zdrowie na szwank, niczego go nie uczyło. Nie wyciągał wniosków z kolejnych błędów.
- Co rusz wracałem do domu ze złamaną ręką, nogą. Mama chciała mnie mieć na oku i zabierała do teatru na próby, zostawałem tam na spektakle. Zdarzało mi się wbiegać na scenę podczas przedstawienia albo z pierwszego rzędu podpowiadać aktorom ich kwestie, bo znałem je na pamięć. W końcu dostałem od dyrektora wilczy bilet – skwitował.