"Baron Munchhausen dla dorosłych" w Narodowym. Englert gra, iskry lecą [RECENZJA]
Maciej Wojtyszko napisał i wyreżyserował dla Teatru Narodowego zabawną sztukę o gawędziarzu i ekscentryku, który w zrujnowanym zamku pokazuje, jak skutecznie walczyć z życiowymi absurdami i oszukiwać przeznaczenie. Na scenie mistrzowie sceny Ewa Wiśniewska i Jan Englert.
Tytułowy baron to postać autentyczna. Żyjący w latach 1720-1797 Karol Hieronim Fryderyk von Munchhausen, niemiecki oficer na żołdzie rosyjskim, walczył z Turkami, po czym osiadł w Hanowerze, gdzie zabawiał się opowiadaniem przy winie, w gronie przyjaciół, swoich wojennych i myśliwskich przygód. Ich całkowite nieprawdopodobieństwo, przeplatane ironicznymi obserwacjami, dało mu wielką popularność, stał się bohaterem ludowej legendy.
Przyjaciel gawędziarza fantasty, Rudolf Erich Raspe, który zbiegł do Anglii, spisał i wydał w 1785 r. angielską wersję przygód barona. W rok później poeta Gottfried Burger ogłosił przerobiony i poszerzony przekład niemiecki.
Baron i Jakobina
Ta barwna postać stała się inspiracją do sztuki, którą dla Teatru Narodowego napisał i wyreżyserował na kameralnej scenie przy Wierzbowej Maciej Wojtyszko. Barona (Jan Englert) poznajemy w okolicznościach funeralnych. Żona ekscentryka, lubiąca wino i śpiew Jakobina (Ewa Wiśniewska) ogłasza przybyłym do zamku dzieciom Emilii i Ernestowi (Patrycja Soliman i Hubert Paszkiewicz), że głowa rodziny nie żyje. Mrożąca krew w żyłach wiadomość sprowadza do domu Munchhausenów również urzędnika Tomasz Millera (Grzegorz Kwiecień), który znając fantastyczne pomysły Barona, raczy wątpić w autentyczność zgonu.
Nie myli się, bo niedługo potem pojawia się sam Baron. Radość z niegasnącego życia głowy rodziny nie trwa zbyt długo, gdyż urzędnik przedstawia rodzinie zadłużenie z racji niepłaconych podatków. Baron nie należy jednak do osób przejmujących się tak przyziemnymi sprawami, prawi morały i popisuje się kuglarstwem aż iskry lecą. Aż w pewnym momencie do posesji przybywa prokurator krajowy Henryk Kramer (Ireneusz Czop), który w brutalny sposób planuje zapanować nad wybrykami Barona. Choć sztuka stroni o bezpośrednich odniesień (na jakie pozwolono sobie ostatnio np. w krakowskich "Dziadach" czy katowickim "Odysie i świniach, czyli opowieści mitomana"), Wojtyszko postacią Kramera punktuje Zbigniewa Ziobrę.
Tak gra mistrz
Klasyczna i bardzo udana scenografia Wojciecha Stefaniaka wypełnia intymną przestrzeń sceny przy Wierzbowej, przenosi widzów w czasy Munchhausena, ale co ważniejsze staje się pięknym tłem dla mistrzowskich popisów aktorskich. Zdecydowanie publiczność porywa Ewa Wiśniewska, która grając dumną damę, przeplata poważne miny doskonałą ironią. Jan Englert do roli podszedł w sposób profesorski, ale udowadnia też, że ma dystans do siebie. Z wielu scen na szczególną uwagę zasługują te, gdzie musi budować relację ojciec – syn i ojciec – dziadek. Wypada w nich bezbłędnie. Wyjątkowo przyjemnie ogląda się też dzieci Munchhausenów. Patrycja Soliman i Hubert Paszkiewicz pokazują świetny warsztat, mają w sobie szlachetność, która doskonale sprawdzi się w sztukach m.in. Szekspira.
"Baron Munchhausen dla dorosłych" to kawał dobrego teatru. Zamiast banalnej farsowej historii mamy dobrze wymyśloną sztukę zahaczoną w historii, a zamiast aktorów-celebrytów mamy aktorów. I oto chyba powinno chodzić nie tylko na narodowych scenach.
Jakub Panek, dziennikarz Wirtualnej Polski