Na scenie hit za hitem, za kulisami konflikt rozdzierający Budkę Suflera. Zaczął się w 1977 roku i w różnej formie trwa do dzisiaj. Nawet po śmierci Romualda Lipki.
Po śmierci Romualda Lipki zostało ich tylko dwóch: perkusista Tomasz Zeliszewski oraz wokalista Krzysztof Cugowski.
Dwóch ostatnich żyjących członków oryginalnej Budki Suflera.
Zaczynali w latach 70. w składzie: Romuald Lipko, Krzysztof Cugowski, Tomasz Zeliszewski oraz Andrzej Ziółkowski.
Ziółkowski, były gitarzysta, zmarł w 2001 roku w New Jersey.
Romek Lipko – kompozytor, lider, klawiszowiec – odszedł 6 lutego 2020 w Lublinie.
Zostali więc dwaj: Zeliszewski i Cugowski.
To od nich zależy przyszłość zespołu oraz kwestia praw do nazwy.
Obaj mają różne wyobrażenie tego, co stanie się dalej.
Obaj – być może chwilowo - ze sobą nie rozmawiają.
Obaj – osobno – przygotowują nowe płyty.
Śmierć Romka Lipki tylko pogorszyła ich relacje.
Piękni, młodzi, zdolni. I sławni
Jako zakochani w rocku młodzieńcy Lipko i Cugowski chodzili do jednej szkoły muzycznej i liceum im. Staszica w Lublinie. Mijali się gdzieś na korytarzu szkolnym, na mieście, w lokalnym domu kultury. W końcu, po jednym z przeglądów młodych zespołów, dogadali się co do współpracy.
Skład Budki Suflera, po początkowych poszukiwaniach właściwych muzyków, ustabilizował się w okolicach 1975 roku. Grali w zespole Lipko, Cugowski, Zeliszewski i Ziółkowski.
Czy był to wtedy zespół bardziej Lipki czy Cugowskiego?
W biografii Budki Suflera "Memu miastu na do widzenia" autor Jarosława Sawica pisze, że Romek Lipko przynosił akordy gitarowe, a Krzysiek Cugowski rozwijał je wokalnie po swojemu.
Lipko mówi w książce:
"Pracowaliśmy w takim systemie przez następne kilkadziesiąt lat. Ja siadałem do pianina i grałem przygotowane motywy, a Krzysztof je rozbudowywał wokalnie w różnych kierunkach. Często bardzo interesujących – inspirował mnie do tworzenia nowych linii melodycznych na bazie jego modyfikacji.
Natomiast nigdy nie zdarzyło się, żeby przyszedł i powiedział: słuchaj, Romek, mam tu taką fajną melodię. Spróbuj zrobić do niej akompaniament. Zawsze musiałem pierwszy uderzyć w klawisze pianina. Było to zresztą zgodne z konstrukcją zespołu, który od początku opierał się na dwóch filarach: mojej muzyce i głosie Krzyśka".
Jeszcze w 1973 roku początkująca Budka Suflera grała głównie lokalnie w klubach studenckich czy na studniówkach w liceach. Próby mieli w Lubelskim Domu Kultury. Grali kompozycje swoje, ale także covery Free, Led Zeppelin i naturalnie Beatlesów. Pieniędzy z tego nie było.
Sukces przyszedł w 1974. Zaczęło się od piosenki "Sen o dolinie" puszczanej w Polskim Radiu. Później pierwsza trasa koncertowa po Polsce: Warszawa, Śląsk, Trójmiasto, Łódź. W 1975 roku nagrali debiutancki album "Cień wielkiej góry".
Płyta chwyciła.
Zeliszewski: - Graliśmy 400 koncertów rocznie. Ja miałem 18 lat, Lipo pięć więcej, Cugowski tak samo. Mieliśmy wszystko gdzieś, bo byliśmy piękni, młodzi i zdolni. Nagraliśmy longplaya? No to jedziemy w trasę. Byliśmy wtedy gigantycznymi gwiazdami, bo na rynku był Niemen, SBB i my. Więc czasem graliśmy po dwa, trzy koncerty dziennie, a jeszcze na dokładkę po północy graliśmy czwarty dla studentów. W rachubę wchodziła każda ilość. Zapełnialiśmy każdy obiekt. Co prawda wokół była komuna, ale dla nas liczyła się tylko nasza muzyka i nasze długie kudły.
Krzysztof Cugowski & Budka Suflera
Kryzys przyszedł na przełomie 1977 i 1978 roku.
To wtedy Krzysztof Cugowski postanowił – po raz pierwszy – rozstać się z zespołem.
Jego miejsce na wokalu zajął Romuald Czystaw.
Dlaczego Cugowski odszedł wtedy z Budki? Wokalista nie chciał na ten temat rozmawiać z WP.
W biografii zespołu tłumaczy to tak:
"Pierwszą kwestią były sprawy ambicjonalne. Mnie trochę odbiło i na zasadzie szczeniackiego wybryku zażądałem wyłączenia swojego nazwiska przed nazwę zespołu. Tak, żeby nazywał się Krzysztof Cugowski & Budka Suflera. Ale równie istotne były różnice muzyczne. Romkowi marzyły się wtedy estradowe tryumfy. Chciał błyszczeć w Opolu i Sopocie. Grać muzykę czysto rozrywkową. A ja byłem ciągle zwolennikiem rockowego kursu".
Lipko w książce: "Sprawa jest prosta. Krzysiek został usunięty z zespołu za swoją nielojalną postawę i wybujałe ego".
Perkusista Tomasz Zeliszewski dobrze zapamiętał tamto odejście w 1977 roku.
Opowiada o tym WP.
- Świetnie pamiętam tę scenę. W dużym studio radiowym w Lublinie siedzieliśmy we czterech. Romek Lipko, Andrzej Ziółkowski, ja i Krzysiek. Na tym spotkaniu podziękowaliśmy Krzyśkowi za dalszą współpracę. Cugowski nie chciał być częścią całości - wspomina Zeliszewski.
I dodaje: - My chcieliśmy być zespołem. Byliśmy bidne chłopaki na dorobku. Nie mieliśmy sprzętu, więc robiliśmy składki na piano fendera, na gitarę, na perkusję. To były prozaiczne potrzeby. On w tym nie chciał uczestniczyć. A dla nas to miał być kwartet, a nie trio plus jeden. Ponadto chciał, żeby na plakatach było jego imię i nazwisko, długo nic i potem nazwa kapeli. To nam nie pasowało. Jeśli mu uwierała rola naszego wokalisty, to trudno. Niełatwo go było zastąpić, bo on ma wielki głos, ale znalazł się Romek Czystaw, który jeszcze do refrenu nie dojeżdżał w trakcie pierwszego utworu na koncercie, a już miał kupioną całą publiczność. Tak go wszyscy kochali. Później były Ulka i Iza. I Felek z "Jolką". Byliśmy takimi gwiazdami, że szok.
Zostali ”takimi gwiazdami, że szok”, bo porzucili fascynację rockiem progresywnym, zespołami Yes, King Crimson czy Led Zeppelin. Zaczęli grać pop.
Lipko ogląda w Holandii koncert Roda Stewarta i jest pod dużym wrażeniem. Zaczyna rozumieć, że rock przeżywa kryzys, a króluje disco - Boney M. i Abba. Czas więc porzucić gitarę basową dla syntezatorów.
W latach 1977-1983 Budka Suflera spokojnie radzi sobie bez Cugowskiego. W jego miejsce na wokalu są Urszula, Iza Trojanowska i Felicjan Andrzejczak, który śpiewa pamiętne "Jolka, Jolka pamiętasz", "Noc komety" i "Czas ołowiu".
"Tęsknił za stabilizacją finansową"
Sześć lat bez Cugowskiego to więc dla zespołu dobry czas. W końcu jednak znów się schodzą. Dlaczego?
Lipko, Zeliszewski i Cugowski mieszkają dalej w jednym PRL-owskim bloku w Lubinie przy ul. Brzeskiej. Co prawda Cugowski gra wtedy z wrocławskim zespołem Cross, ale przecież wraca stamtąd do Lublina. Dalej przyjaźnią się żony muzyków. Zdarza się, że i oni sami wypiją wspólnie flaszkę.
Cugowski wraca do Budki Suflera w 1983 roku, bo "tęskni za stabilizacją finansową". Obiecuje zostać - tym razem do emerytury. Lipko się zgadza.
Lipko w biografii zespołu: "Krzysiek wrócił do Budki na ściśle określonych warunkach. W stosunku do lat 70. jego pozycja w zespole osłabła. Umówiliśmy się, że nie będzie brał udziału w komponowaniu przeze mnie budkowych utworów ani kwestionował stylistycznych kierunków, jakie będę wyznaczał".
W 1997 roku Lipko komponuje megahit: "Takie tango". Muzyka: Lipko, słowa: Andrzej Mogielnicki.
Polska śpiewa:
"Bo do tanga trzeba dwojga
Zgodnych ciał i chętnych serc
Bo do tanga trzeba dwojga
Tak ten świat złożony jest"
Zespół jest grany w radiu non stop, a koncertuje właściwie bez przerwy. Zarabia bardzo konkretne pieniądze na sprzedaży albumu "Nic nie boli tak jak życie". Utwór "Takie tango" zostaje największym przebojem 25-lecia Wolnej Polski według słuchaczy Programu Pierwszego Polskiego Radia.
Sukces artystyczny i komercyjny konsoliduje grupę. Ale później znów pojawiają się tarcia. Choćby w 2006 roku, gdy muzycy zespołu dowiadują się z mediów, że Cugowski został… senatorem PiS. Muzycy Budki mieli wtedy żal, że im nie powiedział o swoich ambicjach politycznych. Senator PiS w zespole rockandrollowym? No jak to wygląda?
W 2014 roku Budka na Festiwalu Woodstock Jurka Owsiaka gra dla pół miliona widzów. Wkrótce potem kończy jednak działalność. Jest jeszcze pożegnalna trasa koncertowa w 2014 roku i przychodzi czas na oświadczenia.
Zeliszewski w biografii zespołu: "Wszyscy doszliśmy do wniosku, że trzeba się ukłonić na wielkiej scenie i powiedzieć: do widzenia. Było to bolesne. Pożegnaliśmy się, jak na wieli zespół przystało. I to we właściwym momencie, bo przez następne lata mogliśmy już tylko gromadzić i powielać. A to już nie jest rock and roll".
Cugowski: "Od paru lat atmosfera w zespole była trudna i lepiej się było rozstać, niż trwać w tym stanie".
Lipko: "Kiedy Budka kończyła karierę, targały mną sprzeczne uczucia. Było trochę traumy, ale i sporo ulgi… Byliśmy sobą bardzo zmęczeni. Relacje wewnątrz zespołu były trudne. Cieszę się, że pożegnaliśmy się godnie".
Trzy godziny bez bólu
Tu można by w zasadzie postawić kropkę. Ale ta historia ma swój ciąg dalszy.
W 2019 roku zespół się reaktywuje i rusza w trasę po Polsce.
Bez Cugowskiego.
Zeliszewski dla WP: - Zapraszaliśmy go, ale miał inne plany.
Na koncertach w ramach trasy "45 lat – powrót do korzeni" występują Romuald Lipko, Tomasz Zeliszewski oraz Mirosław Jurecki, który grał w Budce w latach 1981-83, a następnie 1989-2003.
Gościnnie występują z nimi Felek Andrzejczak, Urszula, Iza Trojanowska i nowy wokalista – Robert Żarczyński.
W czasie tej trasy Romuald Lipko dowiaduje się, że ma raka.
Mieczysław Jurecki wspomina w rozmowie z WP: - Spotkaliśmy się w studiu nagraniowym pod Lublinem. Romek, Tomek i ja. Romek powiedział: "Panowie, zdiagnozowano u mnie nowotwór, nic na razie się nie dzieje. Ale mam jedną prośbę. Gdyby się stało najgorsze, to chcę żebyście dalej grali, bo tylko muzyka po mnie pozostanie".
Zeliszewski: - Romek mi powiedział: Tomuś, ku..., a co ja mam siedzieć w garderobie, jak wy będziecie na scenie? Czy może mam w domu leżeć? Będzie mnie wszystko bolało. A tak, wyjdę na scenę, to przez trzy godziny nic mnie nie zaboli. Będę zmęczony, ale posłucham sobie, jak ludzie śpiewają nasze piosenki. My ze sceny napierdzialamy tak, że powietrze drży. No, coś pięknego! A tak co? Czarne myśli i ból? On mówił: chłopaki, jaki bezruch, jaki odpoczynek?! Wdrapywał się powoli na scenę i mówił: ciężko mi, bo nie mam już tych sił i olimpiada w Tokio raczej mi nie grozi. Ale jak się już wdrapał za te klawisze, syntezatory, jak usłyszał tych kilka tysięcy ludzi, jak poczuł znów to ciśnienie, to nic go nie bolało. Na trzy godziny przenosił się do innego świata. To był jego azyl.
O jedno zdanie za dużo
Jest 24 lutego 2020 roku, kilka tygodni po śmierci Lipki (6 lutego). Jestem gościem Doroty Lipko, żony Romualda, w ich domu.
Poza mną są także Tomasz Zeliszewski i Mieczysław Jurecki.
Ładna willa na przedmieściach Lublina. W eleganckim salonie pod oknem stoi pianino, na którym Lipko skomponował większość przebojów.
Wdowa i muzycy mówią mi, że mają do przekazania ważną wiadomość. Wypowiadają się w imieniu Romka, który już nie może się bronić. Sprawa dotyczy słów Krzysztofa Cugowskiego po śmierci Lipki.
Ubrana na czarno Dorota Lipko wygłasza oświadczenie:
- Romka choroba nie była tajemnicą. Wiedziała o tym niemalże cała Polska. Zmagał się z nią osiem miesięcy. Świadomość odchodzenia bliskiej osoby jest bardzo trudna i bolesna. Towarzyszy temu nadzieja, żal, wściekłość, bezsilność. Pragnęliśmy Romkowi zapewnić atmosferę spokoju i wyciszenia. Nie prosił nikogo o spotkanie kiedy jeszcze chorował w domu, ani gdy leżał w szpitalu. Był jednak bardzo szczęśliwy kiedy przychodzili przyjaciele, znajomi, koledzy po fachu, okazać mu życzliwość i wsparcie w chorobie. Niektórzy mieli słowa otuchy, inni dawali różne rady, z których nie można było skorzystać. Były też piękne pożegnania. Jestem pewna i wierzę, że chęć pomocy i życzliwość były naturalnym odruchem serca.
- Jednak niektóre działania osób nieuprawnionych, nie do końce przemyślane, wręcz nieuzgodnione ze mną powodowały zamęt, niepokój i rozżalenie Romka. Bardzo trudno znaleźć właściwy sposób okazania serca, ale myślę, że czasami robimy coś bardziej dla siebie niż dla osoby, która w tym momencie jest najważniejsza, i która nie ma już siły ani szans na podejmowanie trudnych rozmów.
- Zdarza się więc, że wspominając tych, którzy odeszli mówimy o sobie samych, opowiadamy jacy byliśmy ważni dla tej osoby, okazujemy wielkoduszność i szlachetność, chociaż często nie zgadzaliśmy się. Przecież odbyliśmy pożegnalną rozmowę informując o tym cały świat, mimo, że była to niewłaściwa pora na odwiedziny i niewłaściwy czas, a Romek może już tylko mówić muzyką, którą nam zostawił.
Po tym oświadczeniu Doroty Lipko przechodzimy do rozmowy. Trwa około trzech godzin.
Zaczyna Tomasz Zeliszewski.
Mówi: - Krzysiek Cugowski tuż po śmierci Romka powiedział o jedno zdanie za dużo.
- O jakie zdane chodzi? – pytam.
Zeliszewski: - Powiedział "Spotkałem się z Romkiem we wtorek w szpitalu z jego inicjatywy".
Precyzuje, że chodzi o wypowiedź Cugowskiego dla ”Faktu”, która ukazała się w weekend tuż po czwartkowej śmierci Lipki.
Zeliszewski: - To jest nieprawda. Ludzie, którzy za chwile odchodzą, w których dogasa płomyk życia, nie organizują żadnych spotkań. Romek nie był inicjatorem tego spotkania. To, co chwilę potem pokazały tabloidy, to przerażający materiał autopromocyjny o tym jak dobrodusznym aniołem jest Krzysiek. Co to ma wspólnego ze szlachetnością, z przyjaźnią? Jest nam wszystkim bardzo przykro.
Dorota Lipko: - Zrobił z siebie bohatera w obliczu śmierci kolegi.
- Nie było takiego spotkania w szpitalu? – pytam.
Dorota Lipko: - Było. Krzysiek był u Romka w poniedziałek o godz. 23. Trzy dni przed jego śmiercią. Przyszedł z żoną na kilkanaście minut. Wcześniej powiadomiono Krzyśka, że ja wychodzę, że mnie już nie ma w szpitalu. Ale był tam wciąż nasz syn Remigiusz.
- Ale to chyba dobrze, że Cugowski przed śmiercią odwiedził Romka. Nie widzicie w tym szlachetnych intencji? – dopytuję.
Zeliszewski: - Szlachetny człowiek nie zakrada się nocą do umierającego tylko po to, aby ogłosić wszem i wobec swoją szlachetność.
Dorota Lipko: - Osiem miesięcy, to wystarczający czas, żeby odwiedzić chorego kolegę.
Jurecki: - Powiedzenie przez Krzyśka "Spotkałem się Romkiem z jego inicjatywy" jest bardzo słabe.
Dorota Lipko: - Dla mnie te słowa były porażające. To jest ewidentna nieprawda. Mój mąż nie prosił o to spotkanie.
W obliczu śmierci nikt nie kozaczy
Robimy przerwę na herbatę i ciastka. Atmosfera jest przygnębiająca. Pytam muzyków, czy ciężko im było pożegnać przyjaciela?
Mietek Jurecki: - Romek był po zabiegu, po chemii. Wiozłem go moim samochodem z Warszawy do Lublina. Stanęliśmy dwa razy, kupiliśmy sobie lody. Miałem okazję porozmawiać z nim szczerze i uczciwie o wszystkim. W obliczu śmierci nikt nie kozaczy, nie rozmawia się o głupotach. Rozmawialiśmy o naszej znajomości, o naszej pracy i przyjaźni. Różne były sytuacje między nami, nie byliśmy aniołami. Wyjaśniliśmy sobie wszystko-bo nie zawsze było fajnie. Ale jestem szczęśliwy, że udało się to zrobić. Jestem dzięki temu spokojniejszy.
- Lipko pracował do końca?
Zeliszewski: - Tak. Nawet gdy był chory. Myśmy z Mietkiem widzieli się z nim czasami i dwa razy dziennie, realizując sesję nagraniową jego piosenek.
Jurecki: - Jeszcze w dzień przed śmiercią, w środę, puszczaliśmy mu z mojego telefonu, to co nagrał wokalista w jego nowej piosence, a Romek jeszcze śpiewał nam, jak ta piosenka powinna jego zdaniem brzmieć.
Dorota Lipko: - On chciał żyć dłużej, bo 14 lutego miał się w Lublinie odbyć pierwszy koncert w ramach następnej trasy koncertowej. Do końca chciał tworzyć, a jednocześnie godził się z odchodzeniem. Przyszli do niego lekarze, a on powiedział: panowie, zróbcie coś, bo ja 14. gram koncert. Do końca była walka.
Jurecki: - On był wielkim optymistą. Jak coś się działo gorzej, to mówił: a to tylko takie przesilenie, teraz będzie już tylko lepiej. On się bardzo niepokoił, że nie zagra tego 14. lutego w Lublinie. Powiedzieliśmy mu: wejdziesz, przywitasz ludzi i powiesz, że nie jesteś w stanie grać. Wystarczy, że tylko zapowiesz koncert. Wtedy się uspokoił, poczuł ulgę. Zaczęliśmy myśleć, że jeśli nie wstanie z łóżka, to chociaż puścimy transmisję na żywo, a Romek powie: bardzo chciałbym być z Państwem, ale niestety nie mogę.
Zeliszewski: - Dwa dni wcześniej w szpitalu Romek do mnie powiedział: "Wiesz, mam teraz dużo czasu na myślenie. I tak sobie myślę, że myśmy, Tomaszku, chyba za mało tego czasu ze sobą spędzali". Pomyślałem wtedy: Boże, 50 lat w jednym zespole, a on mówi, że za mało czasu… Spieprzałem z tego pokoju ze łzami w oczach, bo czułem, że się rozlecę w kawałki…
Dorota Lipko: - Poprosił Felka Andrzejczaka o zaśpiewanie "Czasu ołowiu" na swoim pogrzebie. Felek na to: "Daj spokój, Romciu, to jeszcze nie teraz". A Romek: "Dasz radę!".
Na koniec wywiadu zadaję im fundamentalne pytanie: co dalej z działalnością Budki Suflera?
Jurecki: - Teraz mamy okres żałoby. Odwołaliśmy planowane koncerty. Ale Budka Suflera istnieje, planuje grać koncerty i nagrywać nowe utwory. I to utwory Romka.
Dorota Lipko: - Tego wszystkiego pragnął Romek.
Zeliszewski: - I taka jest prawda.
Cugowski: ciszej nad tą trumną
Wiem, że Budka Suflera ma zamiar grać dalej. Lipko zostawił po sobie wiele wciąż nienagranych utworów. Część może trafić na płytę Felicjana Andrzejczaka, a inne na nową płytę Budki Suflera z nowym wokalistą – Robertem Żarczyńskim. Opracowaniem tych utworów zajmą się Zeliszewski i Jurecki.
Nurtuje mnie jedno: co na to wszystko Krzysztof Cugowski.
Zadaję mu kilka ważnych pytań mailem. Chcę, żeby odniósł się do tego, co mówią po śmierci Lipki jego koledzy.
Kilka dni później lakoniczna odpowiedź od Cugowskiego:
"Nie chcę komentować słów Tomasza i Mietka, ani wdawać się w żadne dyskusje, to nie czas ani okoliczności. Sugeruję więcej ciszy nad tą trumną".
Dzwonię więc do menadżera Krzysztofa Cugowskiego, Macieja Durczaka z wrocławskiego Rock House Entertainment. Może on wie więcej?
Durczak mówi, że Cugowski planuje 3 kwietnia wydać nową płytę:
- To kompilacja jubileuszowa na 50-lecie jego kariery. Nosi tytuł ”Moje najważniejsze”. Numery z okresu Budki Suflera, numery filmowe, z solowych płyt, z czasów zespołu Cross. Stare rzeczy nagrane na nowo, z nowym zespołem. Plus jeden numer premierowy.
Czy Cugowski ma prawo wykonywać na płycie i koncertach kompozycje Budki Suflera?
- Jest współkompozytorem wielu utworów, więc tak. Oni chyba w 1998 roku podpisali taką trójstronną umowę – Lipko, Cugowski, Zeliszewski – która regulowała wszystkie sprawy. I ta umowa będzie teraz bardzo ważna.
- Dlaczego?
- Bo gdy nie ma już z nami Romualda, to Tomasz Zeliszewski nie może używać nazwy Budka Suflera. Mogli jej używać, gdy stanowili większość: Lipko i Zeliszewski. Było dwóch do jednego. Teraz już tej większości nie ma. Jest jeden do jednego. A taką zgodę Zeliszewski od Cugowskiego musi mieć.
- I Cugowski pozwoli na to Zeliszewskiemu?
- Nie wiem. Nie chcę się za niego wypowiadać. Krzysiek nie daje się ponieść emocjom. Jest mu przykro, że jest atakowany.
- Jest szansa, żeby Cugowski i Zeliszewski zaczęli znów razem grać?
- Na pewno nie. Dla Cugowskiego to jest zamknięty etap. W 2014 roku zagrał z nimi pożegnalną trasę i koniec. Zbudował swój nowy zespół i z nim teraz występuje. Gra dużo koncertów i dobrze sobie radzi. Gdy Lipko jeszcze żył, były propozycje bardzo konkretnych pieniędzy, za np. jeden ich wspólny koncert na Stadionie Narodowym w oryginalnym składzie. Kosmiczne, niewyobrażalne stawki. I nawet taka ogromna kasa go nie przekonała. Bo on emocjonalnie nie chce już z tamtymi ludźmi z Budki pracować.