Czułość w prezencie od Waglewskich. Przez jeden wieczór wszyscy byliśmy dziećmi
Koncert Waglewski Fisz Emade jest za każdym razem niemałą gratką. Ale stwierdzenie, że znane trio łączy pokolenia od lat jest sporym uproszczeniem. Waglewscy stworzyli własny świat, w którym, o czym przekonali się w wyjątkowym dniu zebrani w Teatrze Szekspirowskim, można się bawić i wzruszać jak dziecko.
Wojciech Waglewski rozpoczął koncert dowcipnym stwierdzeniem, że w ramach Dnia Dziecka zabrał swoje dzieci do teatru. Tymczasem przez cały wieczór trudno było oprzeć się wrażeniu, że w rzeczywistości trio Waglewskich z zespołem zaprosiło publiczność raczej do swojego salonu czy sali prób, gdzie nieśpiesznie i z dużym wdziękiem grali (nieraz rozbudowane) wersje swoich utworów.
Słów kilka warto rzec na temat zespołu. Ani fakt ten nie jest tajemnicą, ani w stwierdzeniu tym nie ma przesady, że duet Piotrka i Bartka Waglewskich to jedna z najlepszych sekcji rytmicznych w kraju. Dość powiedzieć, że bracia mają wrodzone wyczucie rytmu i na scenie nie potrzebują zbędnych słów czy gestów, żeby wykrzesać z siebie naturalny groove i filing (dotrzymując zresztą kroku ojcu).
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz wideo: Fisz o premierze nowej płyty Fisz Emade Tworzywo
Nie jest też tajemnicą, że z kolei duet Wojciecha i Bartka Waglewskich to jeden z najbardziej czułych tekściarskich duetów. Doskonale sprawdzają się (i to przecież od lat) pisząc o miłości, ale i w przekuwaniu swoich obserwacji na zręczne i celne komentowanie rzeczywistości.
Gdyby przywołać w tym miejscu czułego narratora, o którym pisała Olga Tokarczuk, to trudno oprzeć się wrażeniu, że objawił się na ich ostatniej płycie "Duchy ludzi i zwierząt", a szczególnie w takich utworach, jak "Na księżyc", "Ziemia" czy "Nielegalny kolor", które zresztą poruszająco wybrzmiały płynąc w ścianach Teatru Szekspirowskiego.
Nobliwe wnętrze sprawiło, że utwory Waglewskich zyskały szlachetną oprawę. Dzięki temu w centrum zainteresowania było słowo padające se sceny. Podczas koncertu niemal nie dało się słyszeć rozmów podczas utworów (co jest wyjątkowo częste), za to jedynie w przerwach niosły się radosne okrzyki aplauzu. Publika nie kryła nawet ani swojego poruszenia, ani skupienia. Nie tylko wsłuchiwała się w dźwięki, ale i teksty kolejnych piosenek, oddając spory szacunek do używanego przez Waglewskich słowa.
Ogromną przyjemność sprawiło nie tylko samo spotkanie z muzykami, ale i jasny wniosek nasuwający się podczas obserwowanie ich na scenie. Zabawnym i uroczym jest że "łobuzerka" Fisza i Emade zmieniła się się w sceniczny kunszt i imponujący performance, ale równowaga energii została zachowana. Za sowizdrzalską nutę odpowiadał tym razem Wojciech, który raz po raz rzucał sytuacyjnymi żartami i łobuzersko reagował na zaczepki fanów. Przedstawiciele młodszego pokolenia, mimo że wycofani, nie pozostawili żadnych wątpliwości, że i im udzielił się radosny nastrój, a wspólne muzykowanie sprawia i niemałą przyjemność.
Wtrącić tu należy, że wspaniale jest śledzić ścieżkę, którą do tej pory przebyli Waglewscy. Od zawadiackiej "Męskiej Muzyki", w której wspomniana łobuzerskość spotkała się z doświadczeniem ojca, przez interesujący muzyczny dialog ojca i synów na krążku "Matka, Syn, Bóg", po wspólną harmonię na albumie "Duchy ludzi i zwierząt". Tę zmianę dało się słyszeć także podczas koncertu, choć wszystkie utworu zyskały stylową, wysmakowaną aranżację.
Waglewscy zręcznie przeplatali wzruszające utwory z najnowszej płyty - wspomnieć tu należy także o "Pościgu", który zarówno pod względem tekstowym, jak i ładunku emocjonalnego robi niemałą konkurencję pięknemu "Gdybym" z repertuaru Voo Voo. "Ile jeszcze życia", "Posłuchaj" czy "Ojciec" przypomniały, że czują i umieją grać bluesa, jak mało kto. I choć nie dało się ukryć, że powrót do drugiej płyty sprawiał im sporą przyjemność, to ostatni album pozwalał na rozbudowane koncertowe popisy.
Zwłaszcza że trio Waglewskich towarzyszył niezwykle sprawny zespół: urokliwa Anna Prokopczuk, która wspierała panów grając na skrzypcach i ubarwiając utwory delikatnym wokalem, Mariusz Obijalski na klawiszach i Piotr Chołody na perkusjonaliach, okazjonalnie zastępując też Fisza na basie. Słowem - znajomi, których, jak zapowiedział żartobliwie Wojciech Waglewski, dzieci zabrały ze sobą na wspomnianą wycieczkę do teatru.
Niemałą radość wywołali bisem - "Męską muzyką" i trudno było orzec, komu ta muzyczna podróż w czasie sprawiła większą przyjemność - artystom czy publiczności. Niewątpliwie dla obu stron był to udany prezent z okazji Dnia Dziecka. Biorąc pod uwagę fakt, że to jedyny koncert Waglewski Fisz Emade w tym roku w Trójmieście, był to prezent doprawdy unikatowy.