Ekspert miażdży występ Kawalca z Budką Suflera: "Niby nie chce się ścigać z Cugowskim, ale na siłę chciał pokazać, że umie"
- Ten zespół jest legendą polskiego rocka, a dziś przypomina festynową kapelę z niższej ligi - podsumował legnicki występ Budki Suflera i Jacka Kawalca Daniel Wolak, miłośnik i znawca twórczości zespołu. W rozmowie z WP Kawalec posypuje głowę popiołem. - To był spontaniczny występ, wiem, że za bardzo przycisnąłem pedał gazu.
Nie cichną echa pierwszego koncertu Budki Suflera z nowym frontmanem Jackiem Kawalcem, aktorem, prezenterem telewizyjnym i wokalistą rockowym. W nowym składzie grupa zadebiutowała na koncercie w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, który odbył się w niedzielę 30 stycznia w Legnicy.
Decyzja o tym, że to właśnie Kawalec ma stanąć przed mikrofonem, budziła gorące zastrzeżenia fanów Budki Suflera, kiedy tylko została ogłoszona. Po koncercie fala krytyki podniosła się jeszcze wyżej.
- Jacek Kawalec dla mnie jawił się jako promyk nadziei dla obecnej Budki Suflera - opowiada Wirtualnej Polsce Daniel Wolak, znawca twórczości zespołu, autor książki "Archiwum polskiego rocka".
ZOBACZ TEŻ: Krzysztof Cugowski rusza w solową trasę. Może za nią zgarnąć pokaźną sumę
Wpadka goniła wpadkę
- To fajna postać z dużym talentem, który Kawalec udowodnił śpiewając choćby "Nie widzę ciebie w swych marzeniach" Skaldów. Krótkie filmiki z prób z Budką Suflera pokazywały, że może być dobrze. Ale to, co odbyło się w Legnicy, załamało mnie i ostatecznie zniechęciło - wyznał Wolak, wyliczając wpadki artystów.
- Cała trójka wokalistów wypadła tragicznie. Robert Żarczyński próbował zagadywać publiczność, ale on jest wciąż postacią anonimową i ta w ogóle nie reagowała na jego zaczepki. Nowa, młoda wokalistka położyła swój występ, niesamowicie fałszując. Co gorsza, jej interpretacje utworów Urszuli mnie przeraziły - stwierdził autor książki o polskiej muzyce rockowej.
Kawalec odpowiada na krytykę
Wirtualna Polska zapytała Jacka Kawalca, jak może odpowiedzieć na te zarzuty. Wokalista powołał się na specyfikę koncertów w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
- Przecież wiadomo, że w tym wydarzeniu chodzi przede wszystkim o pozytywne emocje, a nie o techniczną perfekcję - opowiada. - Gdyby ktoś uważnie przesłuchiwał dzień później poszczególne występy czy wykrzykiwane przemówienia samego Jurka Owsiaka, z pewnością znalazłby tam wiele nietrafionych tonów. Ale przecież zupełnie nie w tym rzecz. Tu liczy się spontaniczność i energia. My też wystąpiliśmy "na spontanie": wyszliśmy na scenę po jednej próbie, na której ćwiczyliśmy stary materiał. Nie mogło się więc obyć bez potknięć - tłumaczy Kawalec.
Te argumenty nie trafiają jednak do Daniela Wolaka, który nie zostawia suchej nitki na samym Kawalcu i jego legnickim występie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ekspert o przyszłości zespołu: "Nic dobrego nie wróżę"
- Czar prysł już przy pierwszych wersach "Memu miastu na do widzenia" - komentuje. - Zamiast śpiewać w swojej skali, krzyczał i dziwnie akcentował. Niby nie chce się ścigać z Cugowskim, ale na siłę chciał pokazać, że umie. Wyszło bardzo źle. Do tego jeszcze duet z Żarczyńskim, w którym mam wrażenie, całkiem się pogubili. Myślę, że jeszcze długa droga przed nimi, ale jeżeli ktoś nie powie Jackowi, jak przy swoich możliwościach ma śpiewać piosenki Krzysztofa, to nic dobrego nie wróżę. To było bardzo smutne przeżycie, bo ten zespół jest legendą polskiego rocka, a dziś przypomina festynową kapelę z niższej ligi - ubolewa Wolak.
Kawalec odpowiada na te zarzuty, wskazując m.in. na problemy techniczne.
- Tylko przyszłość jest wolna od błędów - mówi Wirtualnej Polsce. - I w przyszłości będę się starał ich unikać. Wiem, że w Legnicy momentami przycisnąłem pedał gazu zdecydowanie za mocno. Po części wynikało to z tego, że nie słyszałem się w odsłuchach. Ale trzeba pamiętać też o ważnej kwestii: poziom głośności wokali jest nieco inny w sali koncertowej i w streamingu, a więc osoby, które oglądały koncert przed swoimi komputerami, słyszały wszystko nieco inaczej niż legnicka publiczność.
Zapewnia, że nie chce ścigać się z Cugowskim
Nowy frontman zespołu odniósł się też do obecnych w wielu komentarzach porównań z poprzednimi wokalistami zespołu.
- Poprzednie wykonania tkwią oczywiście w mojej muzycznej podświadomości - mówi Kawalec. - Trudno się od nich zdystansować. Wiadomo, że będziemy wracać do starszych piosenek na trasie, na której będziemy promować nową płytę. Będę się starał wykonywać je z szacunkiem do tego, co pamiętam z wykonań innych wokalistów, ale w żaden sposób nie zamierzam się z nimi ścigać. Wiadomo, nie wszyscy będą zadowoleni z moich wersji. Mogę na to odpowiedzieć tylko tak: gdyby w latach 60. istniał internet, na pewno sporo hejtu wylałoby się na Joe Cockera za jego wykonanie przeboju zespołu The Beatles "With A Little Help From My Friends". Wielu fanów Beatlesów na pewno nie mogłoby mu go wybaczyć. A co zrobili sami członkowie zespołu? Wykupili pierwszą stronę jednej z brytyjskich gazet i złożyli mu podziękowania.
Wygląda na to, że Kawalec dziś nie ma raczej co liczyć na podziękowania. Jednak osoby, które najostrzej go krytykują, może rzeczywiście powinny zaczekać na ostateczny efekt jego współpracy z Budką Suflera, czyli premierę wspólnej płyty z nowym materiałem i trasy, na której będzie on promowany.