Ewa Złotowska wspomina zmarłego Marka Frąckowiaka. To trudny czas
Mijają dwa lata od śmierci Marka Frąckowiaka, aktora i męża Ewy Złotowskiej. W poruszających słowach kobieta wspomina męża, którego choroba zabrała zbyt wcześnie.
Marek Frąckowiak zmarł w 2017 r. Wiadomość w mediach pojawiła się dokładnie 6 listopada. Aktor od wielu lat zmagał się z chorobą nowotworową. Frąckowiak znany był z wielu ról na małym i dużym ekranie. Polscy widzowie kojarzą go w szczególności z produkcjami "Czas honoru", "Plebania" czy "Teraz albo nigdy". U aktora w 2013 r. zdiagnozowano raka kręgosłupa, który zmusił go przez pewien czas do poruszania się na wózku.
Zobacz: Prolog - Kuźmińscy
Ewa Złotowska drugi rok w Dzień Wszystkich Świętych odwiedza grób męża. W "Rewii" opublikowano jej słowa o zmarłym mężu. Aktorka mówi o nim tak:
"Marek był jak chiński mur. Może w niektórych miejscach dziurawy, ale mocno stał, a ja mogłam się na nim oprzeć".
Aktorka przyznaje, że ciężko jej bez męża. Sama potrzebuje dużego wsparcia, by poradzić sobie z utrzymaniem domu, w którym mieszkała razem z Frąckowiakiem w Bielanach.
Czytamy: "Sąsiad wykonuje najcięższe prace w ogródku. Przyjaciele pytają, czy potrzebuje pomocy, ale przecież nie zaproszę ich, by sprzątali".
W codziennym życiu bardzo pomogła jej menadżerka Marka Frąckowiaka, która opiekowała się domem i zwierzętami pod nieobecność aktorki.
Złotowska w 2018 r. udzieliła wywiadu "Dobremu Tygodniowi". Opowiadała o tym, jak dowiedziała się o śmierci męża.
- Długo siedziałyśmy w szpitalu. Wreszcie ja, wycieńczona fizycznie i psychicznie, około północy powiedziałam do Marka, że wracam do domu i że przyjdę wcześnie następnego dnia. Powiedział: "Dobrze". O godzinie ósmej rano dostałam telefon: "Przepraszam, czy to mieszkanie pana Marka Frąckowiaka? Rozmawiam z żoną? Pan Frąckowiak umarł." - powiedział pan drewnianym głosem, a ja wykrzyczałam: "Co?!" - wspomina.
Złotowska wspomina także, że osoba przekazująca wiadomość nie wykazała się w ogóle empatią.
- Usłyszałam: "Niech się pani skupi! Nie zrozumiała pani? Umarł 6.20 rano". Zero empatii. Straszne! Jak zapowiedź, że pociąg odjeżdża o 6.20 rano. Nawet nie zdążyłam się z Markiem pożegnać - mówiła.
Frąckowiak walczył z rakiem prawie 5 lat. Żona wspominała: - Pół roku trzymałam "czarodzieja" w domu. Marek dał się ogłupić facetowi, który leczył go za pomocą biegania i jakiejś pseudodiety. Nic to nie dało, a potem już było za późno na normalną walkę z chorobą.
- Rak to nie najgorsza choroba z menu, są gorsze i bardziej uciążliwe. Z rakiem można żyć - mówił aktor o swojej chorobie w jednym z wywiadów. Mimo tego, że był chory, nie zrezygnował z grania. W czasie leczenia zagrał w "Artyście” i w "Kamerdynerze” w reżyserii Filipa Bajona.