Gdy zaczęła mówić o Polsce, wyłączyli jej mikrofony. "Usłyszeli ją wszyscy"
- Dzięki mamie zobaczyłem inny świat, świat, którego wiele osób nawet sobie wtedy nie wyobrażało - mówi syn Violetty Villas w dziesiątą rocznicę śmierci artystki. Opowiada, jak traktowano ją w Polsce i na świecie.
Violetta Villas zmarła 5 grudnia 2011 r., ale pamięć o artystce nie gaśnie. W ostatnim czasie sporo mówiło się o pełnometrażowym filmie fabularnym, który ma opowiedzieć o życiu Czesławy Gospodarek, która zrobiła niesamowitą karierę na świecie. Twórcy mają jednak niemałe problemy ze sfinansowaniem produkcji, ale z rozmów WP m.in. z reżyserką wiadomo, że prace nad filmem cały czas trwają. Według nowych ustaleń produkcja ma skupić się przede wszystkim na relacji Villas z synem, Krzysztofem.
Ta była dość skomplikowana. Gospodarek udzielił nowego wywiadu, w którym wspomina diwę. Mamę.
Zobacz: Trudno się z tym pogodzić. Odeszli w 2021 roku
Nie brakuje opinii, że Krzysztof Gospodarek był ofiarą kariery Villas, musiał przyglądać się jej wzlotom i upadkom. On sam w nowym wywiadzie skupia się jednak przede wszystkim na niesamowitych dokonaniach Villas w przemyśle rozrywkowym, muzycznym i reakcjach, jakie wywoływała wśród rządzących.
- U nas wmawiano ludziom, że w Ameryce wykorzystuje się i atakuje czarnoskórych, że robotnik też jest wykorzystywany, że są mafie, a uczciwy człowiek nie ma szans na to, by się dorobić. A tu nagle przyjeżdża Violetta Villas, ma białego mercedesa, chodzi w pięknych białych futrach. Ma pieniądze, kupuje dom pod Warszawą - jest więc przeciwieństwem ówczesnej propagandy - przyznaje w rozmowie z "Faktem".
Villas była niewygodna dla władzy. - Próbowano ją uciszyć, nie zapraszano na koncerty, nie puszczano w radiu, uniemożliwiano nagrywanie nowych płyt. Ona po prostu nie trafiła odpowiednio w czasy. Czas nie był dla korzystny - wspomina syn.
Jaki miało to wpływ na artystkę? - Ona nad tym bardzo bolała, przykro jej było, że nie dostała też żadnego wyróżnienia od państwa. Zawsze mówiła, że państwo polskie podeszło do niej jak macocha - komentuje.
Gospodarek z podziwem opowiada o osiągnięciach mamy. Zacytował Villas, która powtarzała, że trzeba mieć iskrę bożą, a nie tylko odpowiednią skalę głosu.
- To się ma lub nie, bo tego nie można się nauczyć, z tym się trzeba urodzić. Ona to wszystko miała - powiedział syn. - Mamę uczono śpiewania na przeponie, tak by w ostatnich rzędach ją słyszano. To ją uratowało w Australii, kiedy w Williamson Theatre wyłączono jej mikrofony, gdy mówiła o Polsce. Wyłączone mikrofony i wzmacniacze jej nie przeszkodziły, usłyszeli ją wszyscy - dodał.
Gdy w Polsce panowała peerelowska rzeczywistość, Villas koncertowała m.in. w Stanach Zjednoczonych. Syn przyznał, że początki Villas w USA były fascynujące nie tylko dla nich, jako rodziny z Polski, ale i dla organizatorów koncertów. Już drugiego dnia pobytu gwiazda była gotowa wyjść na scenę.
- Amerykanie byli w szoku, powiedzieli, że przecież musi odpocząć, oswoić się ze wszystkim, przygotować. Gdy już zaczęła występować, publiczność wiwatowała - przypomina.