Igor Herbut: mam nową, czystą kartę
- Mam w sobie pokorę, ale nie będę teraz przepraszać, że próbowałem. Może kiedyś tak było, ale teraz uwierzyłem we własne siły - mówi Igor Herbut, który wydał solową, liryczną płytę "Chrust".
Urszula Korąkiewicz: Wśród opinii o twojej płycie najczęściej przejawia się – wzruszająca. A twoim zdaniem jaka jest?
Igor Herbut: Jest nasączona wieloma emocjami. Może dla niektórych aż zanadto, ale ja właśnie tak czuję. Wszystko co na niej jest, jest szczere, intymne, prawdziwe i przede wszystkim moje. Pod każdym względem, muzycznym, tekstowym, aranżacyjnym, producenckim. To prawdziwe solo. Dzięki temu zostało połechtane moje wściekłe ego: muzyka i rzemieślnika.
Chciałeś sobie i innym coś nią udowodnić?
Postawiłem sobie poprzeczkę, którą chciałem przeskoczyć. Na każdym poziomie, warsztatu, emocji i wreszcie miłości i prawdy. Jestem dumny z tej płyty. Jest na niej duża szczerość i jestem ja, bardzo przed słuchaczami odsłonięty.
Zobacz wideo: Natalia Szroeder o nowym singlu, związku i izolacji na rodzinnych Kaszubach
Twoje teksty rzeczywiście są bardzo osobiste. Odnoszę wrażenie, że im bardziej autor odsłania się przed słuchaczami, tym bardziej utożsamiają się z jego tekstami.
Też tak myślę. Zawsze było tak, że mogli przepuścić przez siebie daną historię. Ale tworzenie LemON i Igora Herbuta to zupełnie dwie różne rzeczy. Tutaj szczególnie, jestem tu tylko ja, z moim notatnikiem i moimi historiami, a nie kolektyw ludzi, w którym spotyka się kilka historii, kilka wrażliwości. Faktycznie, często rzeczy, których nawet nie mówisz wprost, są odbierane bardzo bezpośrednio. Zastanawiam się, czy ludzie tak bardzo mnie znają, czy mają podobnie. To poruszające i bardzo inspirujące dla mnie, jako twórcy. Ania Gacek powiedziała w swoim Aksamicie, że moja płyta to trochę ścieżka dźwiękowa do obecnej sytuacji, do zatrzymania się, skupienia. Dzięki temu możemy ją interpretować zupełnie inaczej, na nowo.
Nie obawiałeś się, że tworząc tak intymną płytę, za bardzo się odsłonisz?
Nie, takie myśli się nie pojawiły. Nawet w obrazie do "Tańczmy", gdzie wpuszczam słuchacza i widza bardzo blisko, pokazuję relacje z synem, to to jest bardzo zdrowe i z mojej strony pod kontrolą. Fakt, że dopuszczam do siebie bardziej, niż do tej pory, ale chcę zaprosić do mojego świata. Nie czuję się przytłoczony i ograbiony z mojej prywatności. To elementy, które są prawdziwe i szczere, a miały bardzo duży wpływ na mnie. Chcę to pokazać i chcę o tym mówić, także o problemach, o których dotąd nie mówiłem. To nie jest wyrachowane, wykalkulowane. Jest szczere, takie jak być powinno.
Co masz na myśli, mówiąc, że dwa lata temu spisali cię na straty?
To był naprawdę trudny okres. Ja się prywatnie prawie wykoleiłem, mój zespół prawie też. Ale wszystko szczęśliwie wróciło do normy. Ba, jest zdecydowanie lepiej. A nie mówię nawet o tym, co mi dał Kai. Jest największą inspiracją, kluczem, wszystkim. Kiedy się dowiedziałem, że zostanę ojcem, zacząłem myśleć jaśniej, wiele spraw zaczęło się układać inaczej. Wielu rzeczy się uczę, dużo więcej dostrzegam. Cieszę się, że tak się stało. Oczywiście, mam świadomość, że robiłem różne rzeczy, nieraz skrajne. I że wydarzyły się różne muzyczne kwiatki z zespołem LemON. Może przez to jestem przez niektórych niedoceniany, albo wręcz przeciwne, oceniany. Ale mimo wszystko mam duży kredyt zaufania od słuchaczy. I z LemON, i solowo. Mam nową, czystą białą kartę, na tym mi zależało.
Na czym konkretnie?
Żeby można mnie było poznać i żebym nie musiał nic udowadniać. Przede wszystkim samemu sobie. Owszem, szukałem, robiłem różne rzeczy, ale dzięki temu wiele się nauczyłem. I mogłem sobie pozwolić teraz na taką płytę. Pozostawiłem sobie na niej dość szerokie pole, bo początkowo miała być instrumentalna. Cieszę się, że udało mi się zostawić te ilustracyjne części, instrumentalny dialog, który moim zdaniem ma nieraz więcej treści niż wyśpiewane słowa. To nowe w mojej karierze. A jeśli chodzi o LemON, nie będę się już upierał na jakieś artystyczne odjazdy. Stworzymy ładną, piosenkową miłą płytę, która po prostu będzie przyjemna dla ucha. Jedno i drugie nie będzie się kanibalizowało.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Rzeczywiście, na twoją płytę można spojrzeć jak na zupełną nowość.
Bo to jest też nowość. I jestem z niej dumny. Myślę, że to dobra cecha. Powinniśmy być dumni z tego, co robimy, zwłaszcza, jeśli robimy to dobrze. To przecież nie megalomania, tylko wiara we własne siły. To powiedzenie: proszę, zobaczcie, stworzyłem fajną rzecz i włożyłem w to mnóstwo pracy. Może to bardziej amerykańskie podejście niż polskie. Mam w sobie pokorę, ale nie będę teraz przepraszać, że spróbowałem. Może kiedyś tak było, ale teraz uwierzyłem we własne siły. Mam się dla kogo rozwijać. Bliskich i publikę wspaniałą, inteligentną i chętną do poznania tej muzyki, to najważniejsze.
Twój post m.in. o docieraniu młodego muzyka do słuchacza i m.in. radiowej Trójce odbił się szerokim echem. Rzucił światło na ścieżkę, jaką nieraz trzeba przejść, żeby się "przebić". Jest w tobie jakaś doza żalu?
Przede wszystkim w tym poście wszystko jest filtrowane przeze mnie. Wszystkie sytuacje, które się wydarzyły, dotyczą mnie. Świadomości tego, że popełniłem różne rzeczy, jak starałem się dotrzeć do słuchacza, jak starałem się stworzyć zespół, jak starałem się stworzyć solową płytę, jakie były moje plany, jakie ścieżki. Jest tam oczywiście pewna doza rozżalenia bądź smutku. Ale wziął się tez właśnie z tego tytułu, że wiem, jak dobrą zrobiłem rzecz. Może można byłoby prościej, nie czułbym się że potrafię, wciąż bym poszukiwał.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Jednym z etapów był udział w "Must be the Music", które z LemON wygrałeś. Jak patrzysz na ten program z perspektywy czasu?
Dzięki temu jestem tu, gdzie jestem. Inaczej może dalej sprzedawałbym dekodery albo grał na weselach. Wielu myśli, że skoro wygrałem, to wszystko się przede mną otworzyło. To był tylko drogowskaz, umożliwił kilka ścieżek. Bo jako dwudziestoparoletni muzyk miałem tylko elektrokardiogram tego, co mam w sobie i kilku doradców. Wtedy jesteś trochę naiwny, ale robisz swoje szczerze – i ostatecznie, to ty podejmujesz decyzje. W cenie była szczerość i prawda, więc może dlatego się wydarzyliśmy. Nasza ścieżka zawsze towarzyszyła szczerość i ciężka praca. Dziś jestem w pięknym miejscu. Mogę robić to, co kocham, tworzyć muzykę. Poświęciłem temu dużo pracy. Może i czasem się wkurzam, że nie mogę przytulić więcej, jestem łapczywy. Zawsze się wydaje, że to za mało. Ale jestem za wszystko wdzięczny.
Sądzisz że talent show bardziej pomaga czy przeszkadza młodemu artyście w karierze?
Jestem daleki od ocen. Teraz sam jestem jurorem w programie ("The Four. Bitwa o sławę", przyp. red.). Widzę tych ludzi, byłem na ich miejscu.
I jak się czujesz po tej "drugiej stronie"?
To dla mnie kolejna przygoda Zgodziłem się wziąć udział komercyjnym programie i wiedziałem, jak może to być odebrane. Ale co z tego, jak kto to oceni. Zagrałem mnóstwo koncertów, napisałem kilka płyt, a to jest coś nowego i karmi moją łapczywość nowych doświadczeń. Zauważyłem, jak reaguję na ludzi, którzy przychodzą do programu. Jeśli to ktoś kto lubi muzę i lubi śpiewać, to mówię okej. Ale to nie jest karaoke, to program dla lepszych wokalistów, świadomych muzyków. Kiedy więc ktoś przebija swoim talentem zaangażowaniem, charyzmą, historią i sceniczną prawdą pewien pułap, to jestem wobec niego bardzo wymagający. Od razu na zasadzie odbicia, widzę tam siebie. Muszę być najsurowszy, żeby ten człowiek mógł przebić swój szklany sufit. Tak, jak ja kiedyś to zrobiłem.
Jesteś jednym z tych, którym się udało. Ale mówisz, że wielu postrzega się właśnie przez ten pryzmat.
Środowisko jest bardzo podzielone. Muzyka to język świata, a ocenianie artystów przez siebie i patrzenie na siebie z góry jest bez sensu. Kto jest fajny, kto nie, kto jest z programu, kto nie. Nie rozumiem tego. Co z tego, że ktoś kiedyś robił co innego niż teraz. Posłuchaj płyty, postaraj się zrozumieć. Przecież my wszyscy jesteśmy potrzebni. Nawet, jeśli muzyka, którą tworzymy nie koniecznie idzie ze sobą w parze. Powinna nas łączyć prawda i szczerość.
Mówiłeś, że po pandemii wyjdziemy mądrzejsi, coś w nasz zostanie. Wierzysz, że takie wydarzenia mogą nas łączyć, że coś w nas zmienią?
Wierzę, że to nie jest chwilowe. Na pewno ja się wielu rzeczy nauczyłem. Myślę bardzo pozytywnie, szczególnie teraz. Myślę, że docenimy te nowe elementy, elementy, które nas budują. Wydawać by się mogło, że są porozrzucane po lesie jak chrust i nikomu niepotrzebne, a to one właśnie zebrane najlepiej rozpalają ogień i dają ciepło.
Mówisz też, jak dużo dał ci syn, jak wiele nauczył. To słychać także na płycie. Ale słychać też ogromny szacunek do korzeni łemkowskich. Chciałbyś mu przekazywać swoje wartości?
Chciałbym, żeby był szczęśliwy. I na pewno, by pełny świadomości mógł się odbić od wiedzy, którą oczywiście chciałbym mu przekazać. Na temat kultury, sztuki, muzyki, pochodzenia, symboli, jak góry, jak to wielkie drzewo, o którym też śpiewam. Chciałbym mu przekazywać uśmiech, miłość, ale to on mnie więcej uczy tych rzeczy. Dzięki niemu nauczyłem się, że można się śmiać całym sobą, dzieci tak mają. On nie umie inaczej, on się śmieje całym swoim byciem. To niesamowite, zapominamy o tym, a przecież to jest tak piękne, tak szczere. On jest moją inspiracją, bez niego nie powstałaby płyta i na pewno nie powstałbym ja.
Więc twierdzisz, że znajdujesz się w momencie i miejscu, w którym chcesz być?
Wierzę, że tak jest. Jestem otoczony miłością i dobrem, jestem szczęśliwy. Kiedyś nie wiedziałem, że można się tymi rzeczami inspirować, a teraz myślę, że to jest podstawa. Oczywiście jest we mnie dużo melancholii, liryki, bo taki jestem, ale w mojej nowej muzyce jest dużo nadziei. Chciałbym dotrzeć do nowego słuchacza, który chciałby to w jakiś sposób przytulić do serca, zrozumieć, poznać i zechcieć zostać na dłużej.