Kazimierz Marcinkiewicz
W szpitalu pojawił się co prawda dość szybko. Chyba zadzwonił na mój telefon, ktoś odebrał i powiedział, że był wypadek. Jak go zobaczyłam, od razu poczułam niechęć. Nie usłyszałam od niego, że wszystko będzie dobrze. Nie pamiętam, kiedy ostatnio powiedział, że mnie kocha. I tak było za każdym razem. Nie czułam jego wsparcia! (...) Na twarzy Kaza widziałam za to złość, niezadowolenie. Przypuszczałam, że myślał sobie: "Jezus Maria, co mi się trafiło, ona jest w szpitalu, a ja muszę ganiać". Ale nie ganiał. Pojawiał się w szpitalu tylko po to, by grać kochającego męża, by powstały zdjęcia i dlatego, że to miejsce publiczne i każdy patrzy. I za każdym razem powtarzał: znowu prześladują mnie ci paparazzi - wyznała.