Jacek Kawalec nowym wokalistą Budki Suflera. Zdradził nam, kiedy zacznie koncertować z zespołem
Ta wiadomość zszokowała dziś wiele osób - nowym wokalistą zespołu Budka Suflera został aktor Jacek Kawalec, znany przede wszystkim z serialu "Ranczo" i prowadzenia niegdyś kultowej "Randki w ciemno". W wywiadzie dla Wirtualnej Polski artysta udowadnia, że taki obrót spraw wcale nie powinien dziwić jego fanów - od lat śpiewa rockowe piosenki na scenie, od zawsze jest też fanem Budki.
Przemek Gulda, Wirtualna Polska: To jedna z najgorętszych informacji muzycznych w ostatnim czasie. Jak można to sformułować, żeby było zgodnie z prawdą: będziesz nowym wokalistą zespołu Budka Suflera?
Jacek Kawalec: Dla pewności dodałbym: jednym z kilku wokalistów. Bo zespół nie rezygnuje ze współpracy z Ireną Michalską i Robertem Żarczyńskim. Będziemy się uzupełniać. Ja zresztą nie zamierzam rezygnować całkowicie z mojej ścieżki aktorskiej.
Dlaczego muzycy Budki Suflera wybrali właśnie ciebie?
Myślę, że złożyło się na to kilka przyczyn. Od kilku lat jestem obecny na rynku muzycznym, od zawsze jestem fanem Budki Suflera i wygląda na to, że mamy z członkami grupy bardzo podobny gust muzyczny. I jeszcze jeden argument - nie jestem nieznanym młodziakiem, któremu występy z tak słynną grupą mogłyby zawrócić w głowie.
To po kolei - jak wygląda twoja obecna aktywność muzyczna?
Jest tego sporo. Nawet mimo obostrzeń covidowych, udało mi się w ostatnich miesiącach zagrać sporo koncertów. Mam w tej chwili trzy aktywne projekty muzyczne, w ramach których wykonuję utwory innych artystów. Śpiewam piosenki Joe Cockera i zespołu Led Zeppelin, a trzeci ze składów prezentuje piosenki różnych twórców: obok utworów Czesława Niemena śpiewam dla kontrastu klasyczne kompozycje Louisa Armstronga. Na każdym koncercie staram się przemycać też własne utwory - niedawno premierę miała np. "Dziewczyna trudna jak poniedziałek". Powstał nawet teledysk, w którym tytułową rolę gra... Krzysztof Skiba.
"Dziewczyna trudna jak poniedziałek" - KAWALEC / SKIBA
Kiedy rozpoczęła się twoja muzyczna fascynacja?
Interesuje mnie to w zasadzie od dziecka. Zaczęło się od fascynacji Pink Floyd. Uwielbiałem płyty tego zespołu. To właśnie za ich sprawą zacząłem się uczyć angielskiego - a to nie było wtedy takie oczywiste jak dziś, trzeba było brać prywatne lekcje. Ale tak bardzo mi zależało, żeby dowiedzieć się, o czym śpiewają moi ulubieni muzycy, że wytrwale chodziłem na zajęcia po lekcjach w szkole. Ta fascynacja trwa zresztą do dziś - niedawno przetłumaczyłem tekst piosenki "Time" i nagrałem swoją własną wersję po polsku. Cieszy się sporym zainteresowaniem - nie dotarł do mnie żaden krytyczny głos na mojego tłumaczenia.
Jak doszło do spotkania z muzykami Budki Suflera?
Zaczęło się od... zespołu Skaldowie. Wiosną 2020 roku miała się odbyć jubileuszowa trasa tej grupy, która nie doszła do skutku z powodu lockdownu. Ale w fundacji "Gotowi do działania" powstał pomysł, żeby nagrać kilka piosenek tej formacji. Przygotowaliśmy cztery utwory, nagrywane zdalnie w lockdownowej izolacji. Można ich było potem posłuchać w internecie. Trafiły do Tomasza Zaliszewskiego, perkusisty i menedżera Budki Suflera. Śpiewałem m.in. bardzo trudny utwór "Nie widzę ciebie w swych marzeniach". Mam wrażenie, że to właśnie on mógł skłonić Tomka do refleksji, że "skoro ten facet poradził sobie z takim wyzwaniem, to może pasuje nam do obrazka". A Budka szukała wtedy wokalisty. Tomek zadzwonił, spotkaliśmy się - rozmawialiśmy zresztą w lokalu nieopodal Sali Kongresowej, gdzie pierwszy raz w życiu widziałem Budkę na żywo.
Cała Polska śpiewa Skaldów - Jacek Kawalec "Nie widzę ciebie w swych marzeniach"
Byłeś fanem?
Od początku! Dwie pierwsze płyty znałem na pamięć. Do dziś mam je na winylu i chętnie do nich wracam. To od zawsze był dla mnie absolutny klasyk. Tym bardziej się cieszę, że będę mógł dziś śpiewać te piosenki.
Kiedy będzie można je usłyszeć w twoim wykonaniu?
Już bardzo niedługo - przygotowujemy się właśnie do pierwszego wspólnego koncertu. W ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, którą wspieram w różnych formach od samego początku, zagramy w Legnicy (30 stycznia - przyp.red.). W repertuarze będą właśnie starsze utwory, dużo wielkich przebojów grupy, np.: "Jolka" czy "Znowu w życiu mi nie wyszło". Stanę przy mikrofonie obok dwojga innych osób, śpiewających dziś piosenki Budki, Ireny Michalskiej i Roberta Żarczyńskiego.
Ale przecież nie zostałeś zaproszony do zespołu tylko po to, żeby śpiewać stare piosenki. Powstaje nowy materiał?
Tak. Zaczynamy właśnie nad nim pracować. To będą utwory, które Romuald Lipko zdążył napisać przed śmiercią, choć nie doczekał ich opracowania przez zespół. W tej chwili powstają aranżacje i teksty, przygotowywane przez autorów, którzy od lat dla Budki pisali. Już dziś wiadomo, że to bardzo piękne utwory. Nie mogę się doczekać, kiedy zaczniemy je nagrywać.
Czy są już jakieś konkretne terminy sesji nagraniowej czy premiery płyty?
To na szczęście nie jest praca w fabryce, ale działalność artystyczna. Nie mamy wyznaczonych dat, chcemy, żeby te utwory odpowiednio dojrzały, zanim je nagramy. Myślę, że w ciągu kilku miesięcy powinniśmy być gotowi.
Wspomniałeś o tym, że nadal jesteś aktorem. Gdzie można cię dziś zobaczyć? Czy wrócisz jeszcze jako Tomasz Witebski?
Tomasz Witebski, czyli postać, którą grałem w serialu "Ranczo", pojawia się dziś już tylko w powtórkach. Nowe odcinki raczej nie powstaną. Ale wspominam ten projekt jako wspaniałą przygodę zawodową i towarzyską. No i świetny sposób, żeby wyjść z szuflady, w której zamknęło mnie na długi czas prowadzenie "Randki w ciemno".
Masz dziś do siebie żal za ten program?
Nie, zupełnie nie. Choć mam oczywiście świadomość, jaki jest anachroniczny. Zwłaszcza z dzisiejszego punktu widzenia, kiedy cały internet jest w zasadzie jedną wielką "randką w ciemno".
Swoją drogą - to, że tam trafiłem, poniekąd wiąże się z moimi zainteresowaniami muzycznymi. To był program na licencji brytyjskiej i na castingu potencjalnych prowadzących oglądała brytyjska ekipa. Znałem już wtedy język angielski na tyle, by swobodnie porozumieć się z Brytyjczykami, którzy sprzedawali ten format polskiej telewizji. Szybko nawiązałem z nimi dobry kontakt. Pamiętam nawet, że opowiadałem jakiś dowcip z latynoskim akcentem. Myślę, że to zaważyło, że mnie wybrano.
Jeśli czegoś żałuję, to tylko tego, że osoby przygotowujące program nie ufały, że uczestnicy będą się ciekawie wypowiadać na antenie. Wszyscy dostawali więc napisane teksty. Wszystko wychodziło przez to bardzo nienaturalnie.
Tobie też pisali?
Na szczęście udało mi się tego uniknąć. Uznano, że dobrze sobie radzę z improwizowaniem na planie, więc mogłem mówić to, co sam wymyśliłem. Mam sporo sentymentu do tego programu. Mam wrażenie, że dość dobrze się zestarzał. No i nie ukrywam, że mnóstwo ludzi wciąż mnie kojarzy za jego sprawą.
A dziś co robisz aktorsko?
Pojawiam się w kilku serialach, ostatnio w "Na Wspólnej". Nie mam co prawda w tej chwili stałego angażu teatralnego, ale grywam w produkcjach niezależnych, podróżujących po Polsce. Chciałbym zwrócić uwagę zwłaszcza na monodram "Ta cisza to ja" na podstawie tekstu Jana Jakuba Należytego. To przejmująca opowieść o kimś, kto był gwiazdą, a dziś, za sprawą choroby alkoholowej, jest na dnie i mieszka na ulicy. Ten spektakl, niezależnie od gorzkiego humoru, wartości poetyckiej i ogromnego działania emocjonalnego, ma swoje działanie terapeutyczne i poniekąd profilaktyczne, jest świetnie przyjmowany, zwłaszcza przez młodzież. Mam nadzieję, że będę mógł go jeszcze trochę pograć, w przerwach między koncertami Budki Suflera.