Jak stracić 35 milionów i zrazić do siebie ludzi. Czyli smutna historia Michała Wiśniewskiego
Michał Wiśniewski, który był jednym z najbogatszych ludzi w show-biznesie, obecnie prosi fanów o pieniądze na wydanie płyty. Kiedyś miał wszystko, dziś szuka pomocy. Jak to możliwe?
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.
Wiśniewski był absolutnym fenomenem polskiej sceny muzycznej. Czerwonowłosy lider Ich Troje zaspokoił wielki apetyt Polaków na charyzmatycznego pop gwiazdora, który miał być jak z zachodu, ale jednak po polsku. Poszło świetnie. Bo oprócz hitów, które do dziś zapełniają parkiety na wiejskich festynach, Wiśniewski sprzedał historię chłopaka pochodzącego z nizin, spełniającego wielkie marzenie o bogactwie. Poświęcono mu nawet pierwsze w Polsce reality show "Jestem jaki jestem", w którym chwalił się życiem pełnym przepychu i blichtru. On niepokorny i wulgarny, szastający pieniędzmi. Pokazujący rodakom, którzy nie zdążyli pozbyć się jeszcze meblościanki, jak to jest mieć saunę w domu. Towarzyszyła mu cała świta ochroniarzy, asystentów, a na biurku czekała sterta lukratywnych kontraktów do podpisania. Przez lata największej prosperity Wiśniewski zarobił ponoć 35 milionów złotych. Wydawałoby się, że tę kwotę ciężko roztrwonić, a jednak się udało. Stało się tak, bo zarówno błogosławieństwem jak i przekleństwem Wiśniewskiego jest jego ogromne ego.
Gdy lider Ich Troje ogłosił, że zbiera 25 tys. złotych, by pokryć połowę kosztów nowego wydawnictwa muzycznego o jakże wdzięcznym tytule "Sweterek część 2 czyli 13 Postulatów W Sprawie Miłości" gro internautów zaczęło pytać: na co wydał zarobioną wcześniej fortunę? Po części na to pytanie odpowiedział sam Michał w jednym z wywiadów.
- Na inwestycjach w samolot, w dom, w mieszkania, w klub, w apartament w Tajlandii, w którym byłem może ze dwa razy. Problemem nie było kupić to wszystko, ale potem utrzymać – wyznał w wywiadzie dla "Vivy".
Ponadto życzliwi znajomi donosili, jak niektóre z interesów Wiśni funkcjonują.
- Jego firma odzieżowa "Xavier-Fabienne" istnieje już tylko na papierze. Butiki dawno zostały pozamykane. Nie działa strona internetowa, a ciuchy, których nie udało się sprzedać, przechowywane są w garażu. Nie działa tez warszawski klub "Extravaganza", który Wiśniewski tylko firmował nazwiskiem - mówiła kilka lat temu znajoma muzyka w "Twoim Imperium".
Po co więc Wiśniewski inwestował w branże, o których nie miał pojęcia? Ponieważ uwierzył, że bycie Michałem Wiśniewskim zagwarantuje to, że odniesie sukces wszędzie. Wystarczyłby w końcu jeden w miarę rozsądny doradca biznesowy, by zapobiec tej katastrofie finansowej. Co ciekawe, czerwonowłosy celebryta niechętnie wspomina o tym, że raptem kilka lat temu na urodziny swojej ukochanej wydał 50 tys. złotych (dokładnie tyle, ile potrzebuje dziś, by wydać płytę). Nie mówi też o tym, ile wydał na hulaszczy tryb życia, imprezy i hazard, a jak wiemy ten nałóg bywa wybitnie kosztowny - choć Wiśnia do problemu z hazardem nigdy się oficjalnie nie przyznał.
Co w takim razie usłyszymy od gwiazdora? Zadzwoniliśmy, aby zapytać, czy nie jest mu odrobinę niezręcznie prosić fanów o wsparcie, podczas gdy przez lata epatował swoim bogactwem. Usłyszeliśmy, że nikt mu nie pomaga, bo nie o pomoc w tej akcji chodzi. Zdaniem Wiśniewskiego to zwykła transakcja, a cennik zamieszczony jest w ofercie. Owszem, każdy kto zdecyduje się wesprzeć Wiśniewskiego kwotą 10 złotych może liczyć na mail z podziękowaniami, za 50 zł. na dostęp do przedpremierowych nagrań, a za 100 złotych wspaniałomyślny Wiśniewski dorzuca pocztówki. Gdyby ktoś wpłacił pokaźne 5 tys., artysta jest skłonny użyczyć głosu w dowolnym nagraniu lektorskim. Co więcej, Wiśnia stwierdził, że w akcji wcale nie muszą brać udziału fani, tylko każdy komu się to zwyczajnie opłaci. Jak widać mimo tego, że kampanie reklamowe z jego udziałem okazują się klapą, gwiazdor ma wciąż niezachwiane poczucie własnej wartości i ogromną wiarę w umiejętności biznesowe. Pytany, czy akcja ma związek z jego rzekomym bankructwem mówi, żeby lepiej przygotować się do wywiadu i poczytać co nieco słowie "crowdfounding". Po czym przyznaje, że owszem, jest bankrutem.
Tak właśnie kończy się smutna historia bardzo barwnego człowieka. Choć trudno wyobrazić sobie frustrację kogoś, kto z największej gwiazdy w Polsce staje się synonimem finansowego upadku, to Wiśniewski o taki obrót spraw sam się prosił. Wciąż ma za to czerwone włosy i sporo tupetu. Pytanie czy to wystarczy.
W artykule znajdują się linki i boksy z produktami naszych partnerów. Wybierając je, wspierasz nasz rozwój.