"Kapitan Żbik i żółty saturator" w Teatrze Syrena. James Bond z Peweksu daje radę [RECENZJA]
Jak z PRL-owskiego komiksu stworzyć atrakcyjne przedstawienie dla widzów w każdym wieku? Powierzyć to zadanie jednemu z najlepszych polskich twórców musicalowych Wojciechowi Kościelniakowi. Jego koncepcja, dobrany zespół współpracowników i obsada aktorska dały stołecznej Syrenie rozrywkowy majstersztyk.
Choć oficjalna premiera musicalu "Kapitan Żbik i żółty saturator" odbyła się tuż przed szczytem pierwszej fali pandemii (29 lutego 2020 r.), to mnie nowy spektakl Kościelniaka dla Teatru Syrena udało się obejrzeć dopiero teraz. Takie czasy. Nieustająca ruletka z obostrzeniami, druga, trzecia, a teraz już czwarta fala pandemii, po drodze wakacje, itd., itp. No nie jest łatwo dziś twórcom - przedstawienie wystawić, a krytykom je obejrzeć. Ale w końcu się udało.
"Kapitan Żbik i żółty saturator" wpisał się w popularny od jakiegoś czasu trend autorskich polskich musicali. Nie sposób ich wszystkich teraz wymienić, ale Wojciech Kościelniak jest ekspertem od takowych. Wystarczy wspomnieć świetnie przez niego zrealizowane musicale: "Chłopi", "Lalka" i "Wiedźmin" z Teatru Muzycznego w Gdyni czy ostatni znakomity "Kombinat" z Teatru Muzycznego w Poznaniu.
Tym razem Wojciech Kościelniak wziął na warsztat popularne w PRL-u komiksy o Kapitanie Żbiku, których celem było ocieplanie wizerunku Milicji Obywatelskiej. Ich zadaniem była oczywiście tzw. miękka propaganda, ale twórcom udało się wykreować całkiem niezły komiks, który przez lata zebrał pokaźną rzeszę wielbicieli. Polski James Bond, bo takim narysowano Kapitana Żbika, w realiach PRL-u walczył ze szpiegami, wyjaśniał zagadki morderstw i tajemniczych porwań.
Kościelniak, który wyreżyserował, ale także napisał scenariusz i teksty piosenek do "Kapitana Żbika i żółtego saturatora", postawił na typowo szpiegowski wątek. Przeciwnikiem Kapitana Żbika w przedstawieniu Syreny jest niemiecki szpieg Manfred Steif. Za pomocą płynu halucynogennego podanego w napojach podczas partyjnego gremium pragnie ośmieszyć najwyższe władze PRL-u. Na tropie agenta jest jednak MO, więc on ukrywa płyn w ulicznym żółtym saturatorze, w pojemniku z sokiem malinowym.
Obok głównego wątku, w którym Kapitan Żbik (znakomity Łukasz Szczepanik) z zadurzoną w nim Porucznik Olą (świetna kreacja i wokal Ady Szczepaniak) szukają tajemniczej substancji, poznajemy przekrój społeczny PRL-owskiej Polski. Mamy więc zarówno zachodniego szpiega, ambitnego warszawskiego taksówkarza, sportowca uzależnionego od gumy do żucia "Donald", udręczoną żonę generała, działacza marzącego o awansie partyjnym, harcerzy zbierających makulaturę, w tym "zbędne społecznie" książki Orwella czy Kafki oraz kwiat młodzieży cieszący się z pomarańczy, domówek i zakupów w sklepach Pewex. Całość przenosi nas w te słusznie minione czasy. Dzięki dużej dawce ironii i humoru, przedstawienie bawi zarówno widzów żyjących w PRL-u, jak też tych, którzy urodzili się w nowej Polsce.
Nie byłoby sukcesu tego przedstawienia bez świetnie śpiewającej i tańczącej obsady, którą tworzą oprócz wyżej wspomnianych m.in.: Albert Osik, Katarzyna Gwóźdź, Maciej Dybowski, Ewelina Adamska-Porczyk, Krzysztof Żabka, Karolina Szeptycka, Katarzyna Walczak i Marek Grabiniok.
Dwuipółgodzinny, dwuaktowy musical w Teatrze Syrena to wyjątkowo udane widowisko. Wpływają na to dopracowane szczegóły. Reżyser akcję przedstawienia umieścił w centrum Warszawy w komiksowej scenografii i pięknych kostiumach Anny Chadaj. Tę eksplozję kolorów podkreśla dopracowana choreografia Eweliny Adamskiej-Porczyk. Aktorzy – zarówno podczas solowych występów, jak i w scenach zbiorowych, mają do wykonania poważne zadania. Adamska-Porczyk nadaje obsadzie plastyczność i świetnie dopasowuje ruch do charakteru postaci.
Przedstawienie nie tylko cieszy oko, Mariusz Obijalski napisał do niego znakomitą muzykę. Może nie ma w niej motywu, który będziemy nucić po wyjściu z teatru, ale jest energia, świeżość i przyjemność. Ta muzyka ma sobie rytm, tajemnicę i kolor. W jej ekspozycji pomaga zespół muzyczny Syreny pod kierownictwem Tomasza Filipczaka.
"Kapitan Żbik i żółty saturator" Wojciecha Kościelniaka to dowód na siłę polskiego musicalu, doskonała rozrywka i odtrutka na inflacyjną i pandemiczną rzeczywistość. James Bond z Peweksu daje radę!
PS Gdyby komuś nie udało się znaleźć miejsc na teatrsyrena.pl, spektakl jest dostępny w VOD teatru (dostęp kosztuje 29 zł).