Karola Okrasę wszyscy znają. O jego przeszłości wie niewielu
Dzisiaj Karol Okrasa jest doskonale znaną osobowością telewizyjną. Pracował w luksusowych hotelach, gdzie piął się po szczeblach kariery. Mało kto jednak wie, jak wyglądało dzieciństwo kucharza i prezentera.
Karol Okrasa dał się poznać widzom Telewizji Publicznej w 2003 r. Po wygranym castingu dostał możliwość prowadzenia kulinarnego show "Kuchnia z Okrasą". Od tamtego czasu rozwijał swoją markę, prowadził kolejne programy o tematyce kulinarnej i stał się tym samym jednym z najbardziej rozpoznawalnych kucharzy w Polsce. Za to o przeszłości, dzieciństwie Okrasy wie mało kto.
Okrasa był gościem programu "Jestem z PGR" Joanny Warechy, która realizuje program na platformie braci Sekielskich. Prezenter i dziennikarka odczarowywali krzywdzące mity o ludziach, którzy wychowali się, pracowali i latami mieszkali w państwowych gospodarstwach rolnych. Okrasa przyznał, że dla niego to była najlepsza i najpiękniejsza szkoła życia.
Zobacz: Karol Okrasa zdradza, co jadają polscy milionerzy
Okrasa mieszkał w dwóch PGR-ach. Do szóstego roku życia w Połoskach, niedaleko Białej Podlaskiej. Następnie z rodziną przeprowadził się do Pawłowic, gdzie funkcjonowało PHRO Pawłowice, czyli Przedsiębiorstwo Hodowli Roślin Ogrodniczych.
Pytany o to, czy pamięta moment, gdy pierwszy raz powiedział publicznie o tym, że jest z PGR-u, powiedział: - Dla mnie to nie był jakiś coming out. Mi się to zawsze wydawało normalne. Zawsze mówiłem, że jestem z PGR-u, że jadę "do siebie do PGR-u". Nawet czasem odbierałem to jako bałwochwalstwo. Nie odbierałem tego jako elementu, który wywierał piętno na moim światopoglądzie albo wizerunku.
- Pamiętam aromaty, smaki. Pamiętam smak mleka w proszku dla cieląt, które wykradaliśmy. Smak chleba skropionego wodą i posypanego cukrem. Paluszki maczane w maśle i obtaczane jeszcze w kryształowym cukrze. Ziemniaki parowane w parowniku. Pamiętam doskonale zapach świńskiej skóry opalanej między blokami. Odcinano nam kawałki skóry, które żuliśmy. Pamiętam zapach pierza, kiszenia kapusty. Absolutnie niesamowity aromat wędzenia. Wędziliśmy sami. My w jednym pokoju, kiełbasa w drugim i nie daj Boże post przed świętami - wspominał.
Okrasa przyznał, że jego dzieciństwo było cudowne, co było potężną zasługą rodziców, którzy nigdy nie dali odczuć jemu i jego siostrom, że mają gorzej niż inni.
- Gdy zacząłem chodzić do pracy to zorientowałem się, jak było ciężko. Turbo ciężko. To bardzo pozytywnie ukształtowało mnie do świata. Niezależnie co by się działo, to staram się podchodzić do tego z pozytywnym nastawieniem - komentował.
Okrasa zdradził, że jako nastolatek myślał o pracy mechanika samochodowego, ale z biegiem czasu zdecydował się iść w stronę gastronomii. Dostał się do szkoły w Warszawie, a potem na praktyki. Pierwsze kroki w zawodzie kucharza stawiał w prestiżowym Hotelu Jan III Sobieski w stolicy, jakiś czas później związał się na lata z Hotelem Bristol.
W rozmowie przyznał, że praca w hotelu pokazała mu inny świat.
- Ujawnił mi się za drzwiami chłodni. Otworzyłem je i myślałem, że mi się to śni albo zwariowałem i źle widzę. W lutym wchodzę do chłodni i widzę truskawki, winogrona, mandarynki, banany, kaki, karambole i wszystkie inne owoce i warzywa świata. Części w ogóle nie potrafiłem wtedy nazwać, bo widziałem je pierwszy raz w życiu - wspominał.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Niedługo po tym, jak Okrasa zaczął pracować w zawodzie, zmarł jego tata. To był wstrząs. - Zrobiłem pierwszy krok po zdaniu szkoły i chciałem zacząć odpłacać się rodzicom. I stało się, co się stało. Z jednej strony było to przykre. Z drugiej, tak myślę, wiele mnie to nauczyło i ukształtowało mnie na przyszłość - przyznał.
O tacie Okrasa mówił jako szanowanym w PGR-rze elektryku; człowieku, do którego przychodzili wszyscy, bo wiedzieli, że zna się na swoim fachu.
- Tata to człowiek, który nauczył mnie jak być facetem, rodzicem, ojcem, odpowiedzialnym za innych na tym świecie. Był na tyle wspaniały, że przekazał mi tę wiedzę w pigułce swojego życia. Staram sobie to dawkować, żeby móc się karmić tą wiedzą jeszcze przez jakiś czas - powiedział.
A o mamie: - To gladiatorka. Czuła, rodzinna, nie poddająca się, waleczna kobieta, która jest najlepszą mamą, jaka może być na świecie.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
PGR-y zlikwidowano w 1991 r. Niedługo minie okrągłe 30 lat od tamtej decyzji. Choć lata lecą, to PGR-y cieszą się dalej złą, krzywdzącą opinią i nierzadko słychać porównania PGR-ów do patologii. - To przykre, bo wrzucamy wszystkich do jednego wora. W PGR-ach też mieszkają ludzie. Mają te same problemy, co ludzie w miastach. Trzeźwo myślący człowiek potrafi to szybko ocenić. Bywałem w wielu PGR-ach i nigdy nie widziałem na ulicach zataczających się ludzi. W Warszawie, gdybym się przeszedł, łatwiej bym się na takie osoby natknął - podsumował Okrasa.