Katarzyna Dowbor wie, co operacje plastyczne zrobiły z jej koleżanek. "Ja miałam dużo szczęścia"
Katarzyna Dowbor od zawsze kojarzy się z uśmiechem od ucha do ucha i burzą rudych włosów. W najnowszym wywiadzie wyznała, że w przeciwieństwie do koleżanek z branży ona nigdy nie pragnęła poprawiać swojej urody chirurgicznie. I dziś, kiedy staje przed lustrem, widzi "dojrzałą babkę, która lubi siebie".
Katarzyna Dowbor zaczynała w pracę w TVP w 1983 r. i przez kolejne 30 lat była twarzą programów telewizji publicznej. Zmiana nastąpiła w 2013 r., gdy przeszła do Polsatu. Ma tam swój własny program ("Nasz nowy dom") i nic nie wskazuje na to, by 62-latka myślała o emeryturze.
Prezenterka udzieliła ostatnio wywiadu "Wysokim Obcasom", gdzie jednym z poruszanych tematów był wątek urody kobiet w show-biznesie. Dowbor przyznała, że przez lata spędzone w telewizji widziała dramat wielu koleżanek, które "wpadały w panikę". Nie potrafiły sobie poradzić z tym, że "w swoim przekonaniu traciły urodę".
- Była tragedia, płacz, naprawianie rękami chirurgów plastycznych tego, co zepsuł czas. Gdy kończyły się pieniądze, to szło się do kogoś, kto nie był lepszy, ale był tańszy – opowiadała Dowbor. Prezenterka obserwowała, "jak się dziewczyny szarpały" i z czasem wpadały w depresję i nie akceptowały siebie.
- Ja miałam dużo szczęścia, bo wygląd nigdy nie był dla mnie priorytetem – wyznała 62-latka.
Jej zdaniem kluczowe jest tu zrozumienie, że "starzejemy się powoli" i nie jest tak, że "rano człowiek budzi się piękny, a po zachodzie słońca robi się z niego pani Shrekowa". Można więc się przygotować i przyzwyczaić do postępujących zmian w wyglądzie.
Dowbor podkreśliła, że z początku nie akceptowała wszystkich zmian, które u siebie dostrzegała. Ale po jakimś czasie jej to przeszło. - Nie ma sensu zamartwiać się tym, na co nie ma się wpływu – dodała Dowbor.