Katie Piper usłyszała od córki: "Wyglądasz przerażająco". Zaczęła płakać

Zazdrosny były chłopak na zawsze zmienił życie Katie Piper. Młoda prezenterka musiała uporać się z wieloma problemami zdrowotnymi i traumą. Zaraz po zdarzeniu była załamana, chciała umrzeć. Lekarze niestrudzenie walczyli o to, by dziewczyna mogła wrócić do normalności, by nie musiała unikać ludzi, by mogła robić karierę. Udało im się osiągnąć doskonały efekt. Aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na zdjęcia i nagrania, które wykonano Katie niedługo po ataku.

Piper, która w Wielkiej Brytanii jest cenioną celebrytką, prezenterką i działaczką społeczną, przeszła około 400 operacji. W wywiadach przyznaje, że kiedyś dokładnie je liczyła, ale przestała, gdy pod nóż poszła po raz setny.

W wyniku oblania kwasem Katie straciła nie tylko urodę, ale też oko. Jedno udało się uratować, drugiego nie. Po latach gałka została jednak zrekonstruowana. I choć teraz Piper wygląda naprawdę dobrze, jej córki nie lubią blizn, które widać na twarzy, dekolcie i ramionach, a nawet nadgarstkach ich mamy.

Katie w niedawnej rozmowie z "The Sun" przyznała, że córki czasem uznają jej wygląd za przerażający. To dla mamy cios prosto w serce.

- Kiedy przeszłam operację oka, moja starsza córka powiedziała: "Naprawdę nie chcę, żebyś mnie pocałowała na dobranoc. Wyglądasz strasznie" - wyznała Piper. Na te słowa 7-letniej Belli zareagowała płaczem. Gwiazda dodała, że z córką otwarcie rozmawia na każdy temat i pozwala jej na wyrażanie emocji, nawet bolesnych.

Choć od ataku minęło prawie 14 lat, Piper wciąż co jakiś czas poprawia urodę, usiłując naprawić zniszczenia dokonane przez kwas. Niektórzy tego nie rozumieją, więc na jej instagramowym profilu poza komentarzami pełnymi wsparcia są też wpisy krytykujące ją za stosowanie medycyny estetycznej.

Katie bez wahania odpowiada hejterom, stając w obronie nie tylko swojej, ale i innych pokrzywdzonych, oszpeconych kobiet.

Piper w 2015 r. wyszła za mąż za Richarda Suttona. Mają dwie córki - 7-letnią Belle i 4-letnią Penelope.