Odwracają się do niej tyłem. Bojkot Kayah trwa
Cicha wojna między Kayah a fotoreporterami trwa od maja. Wszystko za sprawą jej zachowania na imprezie w Sopocie i jednego słowa rzuconego pod nosem. Od tamtej pory chętnych na uwiecznienie jej na ściance brakuje.
Podczas koncertu Polsat SuperHit w Sopocie Kayah zignorowała zgromadzonych dziennikarzy, którzy usłyszęli od niej tylko jedno słowo komentarza: "nie zes...jcie się". O tym zdarzeniu mówiło się głośniej niż o samym występie wokalistki w duecie z Viki Gabor. Kayah stwierdziła, że afera jest dęta. Sama poczuła się zaatakowana przez "rosłego draba z obiektywem", a wspomniane, mało kulturalne, słowo nie było adresowane do nikogo konkretnego. "Do siebie mam prawo mówić, co chcę" - napisała na Facebooku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Cekinowa Kayah dowcipkuje na scenie o Paryżu
Fotoreporterzy skazali Kayah na ostracyzm. Po raz pierwszy na sierpniowym Top of the Top Sopot Festival, organizowanym prez TVN. Zdjęcia robił jej wówczas tylko oficjalny fotograf wynajęty przez stację. Teraz sytuacja powtórzyła się na dorocznej gali Woman Power, dedykowanej przedsiębiorczym kobietom w branży modowej, kulinarnej i estetycznej. Aparaty i kamery były ustawione przede wszystkim na Małgorzatę Rozenek-Majdan i Jolantę Kwaśniewską.
"Kayah znowu była kompletnie ignorowana przez fotoreporterów. Nawet nie wchodziła na ściankę" - twierdzi Pomponik.
"Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie", mówi stare porzekadło. Myślicie, że Kayah dużo traci na tym bojkocie?