Kayah zwyzywała fotoreporterów. Teraz się tłumaczy z zachowania w Sopocie
Kayah była jedną z gwiazd tegorocznego Polsat SuperHit Festiwalu w Sopocie. Jednak media poświęcają miejsce nie tyle jej występowi, co zachowaniu wobec fotoreporterów. Wokalistka skierowała w ich stronę obraźliwe słowa. Teraz postanowiła się wytłumaczyć w mediach społecznościowych.
Kayah wystąpiła w Sopocie w duecie z Viki Gabor. Jednak tuż przed koncertem wokalistka w dość mocny sposób zareagowała na obecność fotoreporterów, których powitała słowami "nie zes...cie się". "Fakt" poinformował, że Kayah szybko odczuła skutki swojej postawy, bo gdy pojawiła się na ściance, fotoreporterzy zupełnie zignorowali jej obecność. W mediach zarzucono jej brak kultury.
Gwiazda postanowiła się odnieść do zarzutów na prywatnym facebookowym profilu. Napisała, że czuła się zagrożona, bo robiono jej zdjęcia z bliskiej odległości, a ona spieszyła się na swój występ.
Zobacz: Ofiary przemocy w show-biznesie
"Nie śmieszy mnie naruszanie mojej nietykalności i blokowanie mi drogi do garderoby, kiedy się spieszę, bo za chwilę wychodzę na scenę. Agresywne robienie zdjęć z odległości metra z obiektywem skierowanym prosto w twarz nie jest ani standardem mojej, ani niczyjej pracy. To atak, a ja czuję się zagrożona. To niedopuszczalne i haniebne, pozbawione jakiejkolwiek etyki i kultury" – wyznała.
Piosenkarka stwierdziła, że media nie przedstawiły jej sytuacji w odpowiedni sposób. Dopuściły się manipulacji, która miała pokazać ją w jak najgorszym świetle. "Media plotkarskie manipulują, nie poznasz w nich prawdy, od tego są. Nagonka na mnie jest obrzydliwą manipulacją, która ludziom ubogim mentalnie pozwala się wyżyć. Ale milczenie na ten temat będzie przyzwoleniem" – stwierdziła.
Kayah dodała, że zbyt długo tolerowała to zjawisko i z tego powodu z ofiary stała się agresorem. "Łatwo zauważyć brak równowagi sił, kiedy artystce idącej wykonywać swoje obowiązki przeciwstawia się rosłego, agresywnego draba z obiektywem. A w mediach odwraca się sytuację, wyciągając z kontekstu zdanie, które nawet nikogo nie obraża, bo nie jest inwektywą skierowaną do kogoś imiennie. Pomijając fakt, że rzuconym pod nosem, a do siebie mam prawo mówić, co chcę" – zakończyła.
Parę osób skomentowało jej słowa. W tym przypadku w zupełności się z nimi zgodzili.