Kazik Staszewski: nie trawię żadnej władzy
Kazik Staszewski, lider zespołu Kult, opowiada WP o nowej płycie, polityce, wolności słowa i pandemii. - Partia rządząca jest warta tyle, ile ma stanowisk do rozdania – mówi nam Kazik. – A każda władza ma w swoich szeregach nadaktywnych przydupasów.
Sebastian Łupak: Na pana nowej płycie najbardziej zaskoczyła mnie nie żadna piosenka o polityce, ale ta o pana wnuczkach – Hani i Heli. Jakie prawdy o świecie przekazuje im pan jako dziadek?
Kazik Staszewski: One są skarbem i klejnotem w koronie mojego życia. Sytuacja jest o tyle komfortowa, że dziadkowie spijają miód: spędzamy z wnuczkami piękne chwile, ale potem, gdy przychodzą obowiązki, to rodzice muszą je przejąć. Staram im się przekazać moją miłość i rozpieszczam je do bólu. One są sensem mojego życia. Rodzina zawsze stała u mnie na pierwszym miejscu. To rodzina pozwoliła mi nie postradać zmysłów w tym niebezpiecznym zawodzie. Chciałbym, żeby były moje wnuczki były zdrowe, szczęśliwe i bezpieczne. Nie interesuje mnie, czy będą dobrze wykształcone. Strefę emocji odgraniczam bowiem od strefy wiedzy. Można być szczęśliwym piosenkarzem, a nieszczęśliwym profesorem.
Wnuczki kiedyś dorosną. Nie martwi pana, że w Polsce dochodzą do głosu takie organizacje, jak Ordo Iuris czy Kaja Godek z jej pomysłami na temat miejsca kobiety w społeczeństwie katolickim. Słyszał pan o tych propozycjach?
Nie słyszałem.
Całkowity zakaz aborcji, przymus rodzenia w najtragiczniejszych sytuacjach, brak należytego dostępu do diagnostyki prenatalnej…
Wszelkiego rodzaju zakazy powodują skutek odwrotny od zamierzonego. Całkowity zakaz aborcji spowodowałby powstanie ogromnego podziemia oraz emigrację aborcyjną.
Nie boi się pan, że wnuczki kiedyś wybiorą emigrację z Polski, jeśli sytuacja polityczna się pogorszy? Pana synowie myśleli kiedyś o wyjeździe z Polski?
Jedna ma 11 lat, a druga 7. Nie sposób prorokować, co się wydarzy. Ale mam nadzieję, że Polski na stałe nie opuszczą. Ja bym nigdy z Polski nie wyjechał. Polska jest piękna, nasza. Mój starszy syn czasami przebąkiwał, żeby się przenieść z Warszawy w okolice Zielonej Góry, bo stamtąd jest blisko do Berlina, który on lubi. Ale na stałe do Niemiec to nie.
Dla pana wyjazdy na Teneryfę, gdzie pan ma drugi dom, to możliwość ucieczki od polskiej polityki, kłótni i toksycznej atmosfery?
Ja od polskich irytujących spraw czyszczę sobie głowę tu na miejscu. Nie oglądam telewizji, gazety czytam z rzadka, do internetu to w ogóle nie zaglądam. Jestem internetowym imbecylem.
Dlaczego jeżdżę na Teneryfę? Bo w Polsce podoba mi się wiosna, lato i początek jesieni, a najmniej końcówka jesieni i zima. A na Teneryfie lato od zimy się nie różni. Gdy tam świeci słońce, to w Polsce jest wtedy w okolicach zera stopni i plucha. Niestety, nigdy tak nie było, żebym pojechał na Teneryfę od początku listopada do połowy marca. Żona pracowała jako nauczycielka i nie mogła tak długo zostać, a bez niej sobie nie wyobrażam tak długo tam być. A po drugie mam wtedy obowiązki koncertowe z Kultem: późną jesienią trasa Pomarańczowa, a luty, marzec – trasa akustyczna. Więc ściubię tam tylko kilkanaście dni. Ale mam nadzieję, że zanim umrę, choć raz uda mi się zostać na Teneryfie na dłużej.
Skoro pana żona była nauczycielką, to wie pan pewnie sporo o stanie polskiej edukacji? Źle opłacany zawód, przepełnione szkoły, programy nauczania niedostosowane do XXI wieku. Pana żona strajkowała w zeszłym roku?
Akurat jak był strajk, to żona – po 34 latach pracy non stop – była na urlopie zdrowotnym. Po tym urlopie nie wróciła już do pracy. Koleżanki jej odradziły. Na razie ma świadczenie kompensacyjne, a za chwilę emerytura. Mówiła mi coś o pracy w szkole, ale nie jestem w stanie tego powtórzyć. Była nauczycielką w klasach 1-3. Wiem, że były takie historie, jak niedofinansowanie. To wpadało w moje ucho od czasu do czasu.
Czy pieniądze dają wolność?
Pieniądze wolność zabierają. Ale większość taką niewolę lubi i do niej dąży.
IRYTUJE MNIE BEZTROSKIE ROZDAWNICTWO
Zauważyłem, że zawsze mówi pan, że czuje się wolny, czy rządzi SLD, PO czy PiS. Jaki jest przepis Kazika na wolność, mimo podatków, propagandy, biurokracji, odbierania nam praw obywatelskich?
Poczucie wolności jest mocno subiektywne. Zacznijmy od tego, że wolności nie ma nigdzie i każde państwo jest aparatem opresji, który chce kontrolować i ”zniewolić” swoich poddanych. Tak było od początku historii świata. Instrumenty tej opresji są coraz bardziej dokładne i lepiej działające. Opresja jest coraz bardziej kulturalna i subtelna. Kładzie się łapę na pieniądzach ludzi, albo rozdysponowuje stanowiska i synekury. Więc z tą wolnością to jest historia dosyć umowna. Ale nawet w tych warunkach umowności ja nie czuję się jakoś zagrożony. Wolność jest w człowieku. We mnie jest.
Dotąd kojarzyłem pana jako skrajnego libertarianina, w typie Janusza Korwin-Mikkego, który uważa, że państwa powinno być jak najmniej, a najlepiej wcale. Ale niedawno pochwalił pan program 500+ i fakt, że to świadczenie otrzymuje pana syn. Czyżby po latach stał się pan zwolennikiem państwa opiekuńczego, które rozdaje obywatelom spore świadczenia socjalne?
Nie! Państwo nie powinno być opiekuńcze, bo państwo nie ma żadnych własnych pieniędzy. Jeśli jakieś pieniądze ma i je rozdaje, to znaczy, że je wcześniej komuś zabrało. O ile się cieszę, że mój syn dostaje 500+, o tyle ubolewam, że komuś te pieniądze wcześniej ukradziono. Skoro jest taka możliwość, dlaczego miałby z tego nie korzystać? Ale w globalnym rozliczeniu jest to kwestia, z którą się nie zgadzam.
Swego czasu jechałem taksówką w Gdańsku. Taksówkarz zaczął narzekać, że liczba różnych opłat, podatków i koncesji zużywa trzy tygodnie jego pracy. Dopiero w ostatnim tygodniu miesiąca zarabia na siebie. Zapytałem: a bierze pan 500+ na trójkę dzieci? No, tak. No widzi pan i tak to właśnie działa. Skądś muszą brać, żeby potem rozdać.
Jestem za tym, żeby obniżyć podatki i dać ludziom możliwość zarabiać. Nie jestem za tym, żeby kłaść im ciężary finansowe na barki, utrudniać im zarabianie pieniędzy, a potem udawać, że im się coś rozdaje.
Czyli model skandynawski - bardzo wysokie podatki w zamian za socjalną opiekę państwa na wysokim poziomie – panu nie pasuje?
Za mało o nim wiem. Nie chciałbym się wypowiadać. Choć ciekawe jest to, że w Norwegii są gigantyczne podatki, a oni, mimo to, są zadowoleni z życia.
Powiedział pan w 2015 roku o PiS: ”dajmy im spróbować”. Minęło pięć lat. Wyrobił sobie pan już sobie zdanie?
Spróbowali i nie wyszło. Musiałem tego doświadczyć. Rozczarowanie na pewno jest.
Co pana drażni najbardziej, poza tym, że Jarosław Kaczyński jest ponad prawem, a jego ból jest lepszy niż nasz?
Najbardziej irytującą historią jest socjalne podejście państwa do obywateli i beztroskie rozdawnictwo. To wyszło przy pandemii, bo rozdano trzynaste emerytury, 500+ i w budżecie nie zostało wiele, aby zareagować w odpowiedni sposób na pandemię, która się pojawiła. Stąd mała ilość testów. A skoro mała ilość testów, to i chyba jedna z najwyższych w Europie ciemna liczba wciąż rosnących zachorowalności. Ciemna liczba to liczba zachorowań nieuwzględniona w oficjalnych statystykach. Moim zdaniem w Polsce jedna z najwyższych na świecie.
Od dłuższego czasu w Polsce jest sytuacja, że partia rządząca jest warta tyle, ile ma stanowisk do rozdania. I to się w przypadku obecnej władzy absolutnie nie zmieniło. Do tego to irracjonalne bronienie swoich wiernych wyznawców, mimo ich niekompetencji i głupoty.
Niestety, kiedy jedna opcja polityczna trzyma w ręku wszystkie ośrodki władzy to robi się groźnie.
I dlatego nie zagłosuje pan na Andrzeja Dudę w wyborach?
Tak. Chciałbym, żeby były różne ośrodki władzy. Na razie 1/2 władzy ustawodawczej, czyli Senat, jest w rękach kogoś innego niż obecna władza. Dobrze by było, żeby prezydent też pochodził z innego rozdania politycznego.
Ale nie wskazuje pan, który to kandydat mógłby zastąpić Dudę?
Nie wskazuję, bo to jest mizeria straszna. Wszyscy oni są bardzo kiepscy, bez jakiejkolwiek wizji. Potrafią jedynie wtórować socjalnym pomysłom PiS-u, a nawet licytować je. Więc zagłosuję na wszystko jedno kogo.
Ostatnio ktoś się mnie zapytał: a na Bosaka też? Odpowiedziałem: na bosaka też, i w butach też. Wszystko jedno. W drugiej rundzie to już mamy plebiscyt, a nie wybory.
Na przykład Szymon Hołownia również był 10 kwietnia na cmentarzu. Nawet początkowo się tym chwalił. Ale natychmiast ucichł i się schował, jak się rozpętało piekło z Jarosławem Kaczyńskim. To było jeszcze przed moją piosenką. No, świetny kandydat!
W zespole Kult spieracie się o politykę?
Mamy bardzo róże poglądy. Tylko rozmawiamy jak ludzie. Kłócić się nie kłócimy. To są sami kumaci, sympatyczni ludzie. Ich poglądy polityczne i moje to nie jest ważna rzecz i nie definiują naszych relacji.
JESTEM ZA UŁASKAWIENIEM JANUSZA WALUSIA
Śpiewa pan na nowej płycie, że "nie ma nadziei, że tu się jeszcze coś zmieni"… Aż tak jest w Polsce źle?
Tak naprawdę to napisałem tę piosenkę będąc w USA. Jechałem pociągiem przez długie połacie New Jersey tuż przed Nowym Jorkiem, z tymi wszystkim upadłymi fabrykami i pięknymi miasteczkami, które teraz zamieniły się w murzyńskie getta. I takie coś mnie naszło…
A wracając do pytania: byłbym idiotą, gdybym twierdził, że mamy Polskę w ruinie. Niezależnie od tego, kto rządzi i jak bardzo chce to popsuć, Polska się zmienia na lepsze. Wróciłem właśnie z Mazur i stwierdzam, że żyję w najpiękniejszym kraju na świecie. No może RPA, Południowa Afryka, jest ładniejsza. Ale tam to dopiero syf się dzieje obecnie.
Nie powie pan chyba, że było lepiej, jak był apartheid i rządzili tylko biali?
Absolutnie nie popieram apartheidu. Wyrażam po prostu przerażenie tym, co socjalizm może zrobić z pięknie prosperującym krajem. W socjalizmie na pustyni by piachu zabrakło. RPA jest rajem na ziemi, gdzie jest wszystko oprócz ropy naftowej. Wszystkie bogactwa mają na miejscu. Ale rozdymane programy socjalne, bardzo wysokie podatki i ogromny wzrost przestępczości powodują, że z roku na rok ten kraj podupada i socjalizm po raz kolejny pokazuje tam swój ”triumf”.
Zostańmy przy RPA, który to kraj tak bardzo pana interesuje. Słyszał pan, że na polskich stadionach czci się teraz Janusza Walusia, który zastrzelił w 1993 czarnoskórego polityka Chrisa Haniego, lidera partii komunistycznej RPA? Waluś jest teraz bohaterem polskich kibiców, ostatnim żołnierzem wyklętym walczącym z komunizmem…
Myślę, że Janusz Waluś już swoje odcierpiał, bo siedzi już chyba 28 rok w więzieniu. Najwyraźniej zagięli parol na niego. Była żona Chrisa Haniego postawiła sobie za punkt honoru, żeby sczezł do końca życia w więzieniu. A ona ma dosyć potężne wpływy.
Pan byłby za jego ułaskawieniem i uwolnieniem?
Zdecydowanie tak.
Był taki zamach na Hitlera w piwiarni w 1939 roku [8 listopada 1939 w Monachium – red.]. Zamach się nie powiódł, zamachowca złapano [chodzi o Georga Elsera – red.]. Co by było, gdyby Hitler zginął wtedy w tej piwiarni? Nie ma pewności, że uniknięto by wojny, ale na pewno ruch nazistowski straciłby charyzmatycznego lidera. Niestety Hitler przeżył.
Jak to się ma do Chrisa Haniego i Janusza Walusia?
Chris Hani był politykiem bardzo radykalnym, który otwarcie nawoływał do holokaustu na białych. Stanowił zagrożenie dla pokojowej transformacji od apartheidu do demokracji. Co tu dużo ukrywać, jego śmierć zmniejszała niebezpieczeństwo białych. Ale była też na rękę Nelsonowi Mandeli, który był wielkim politykiem i mimo że 27 lat spędził w więzieniu, doskonale wiedział, skąd wziął się dobrobyt i bogactwo jego kraju. To Mandela we wspaniały sposób spacyfikował nastroje poza zastrzeleniu Haniego, bo było już na granicy wojny domowej.
Zabójstwo jest zabójstwem, ale myślę, że Janusz Waluś już swoje odcierpiał.
Gdy już jesteśmy przy tematach rasowych. Na nowej płycie śpiewa pan, że w Polsce ”nikt nie chce mieć za sąsiada Araba czy Cygana”. Przeszkadza panu polska ksenofobia i nasz rasizm?
To wynika z naszej zaściankowości i grajdoła. W Polsce stosunkowo mało mamy do czynienia z imigrantami. Nietolerancja i fobia wynika z braku wiedzy. A oni tu nie chcą przyjeżdżać, oni to traktują jako przystanek przejściowy przed wyjazdem do Niemiec czy Francji. Akurat na moim osiedlu mieszka dużo Persów i Libańczyków, młodych ludzi. W niczym mi nie przeszkadzają, są mili, uprzejmi. Kłaniamy się sobie w windzie.
Dobrze zrobiliśmy, że nie przyjęliśmy w Polsce 8 tysięcy uchodźców z obozów z Grecji i Włoch?
Wpuszczanie gromady ludzi bez jakiejkolwiek kontroli niesie za sobą jakieś tam zalążek niebezpieczeństwa. W filmie ”Człowiek z blizną” Briana De Palmy widać dokładnie, że Fidel Castro wypuścił wszystkich kryminalistów, bo ”jak wam się nie podoba na Kubie, no to sp.. do Ameryki”. Przyjechało 120 tysięcy nie wiadomo kogo do Miami. Przestępczość wzrosła w postępie geometrycznym.
Jestem po dwakroć, trzykroć, za wpuszczaniem każdego, kto chce do Polski przyjechać, tylko na Boga, niech przedstawi na granicy jakiś dokument, jak się nazywa i co robi. Tak, jak w zbudowanej przez imigrantów oazie wolności świata [czyli USA – red.].
PARTYJNI DEBILE BYLI, SĄ i BĘDĄ
Poczuł pan dawny smrodek PRL, gdy w środku nocy nagle wcięło listę przebojów z pana piosenką o Kaczyńskim?
Zupełnie nie. Poczułem tylko niezmierzalną głupotę decydentów z Trójki, którzy rozdmuchali sprawę i zrobili mi promocję. Każda władza ma w swoich szeregach nadaktywnych przydupasów, którzy próbują się przypodobać władzy i pokazać, że są bardziej papiescy od papieża.
30 lat temu miałem identyczną sytuację z inną piosenką. Myśmy nagrali z Kultem utwór ”45-89”. Ja tam nie śpiewałem, tylko były wgrane głosy różnych sekretarzy z PRL: Gomułka, Gierek, Jaruzelski. Wtedy też w Trójce znalazł się dyrektor o poziomie intelektualnym zbliżonym do obecnego dyrektora, który po jednym wyemitowaniu, zakazał puszczania tej piosenki, ponieważ był tam głos ówczesnego prezydenta Jaruzelskiego. I ten numer zniknął.
Nie było wtedy 500 stacji radiowych, nie było internetu, były cztery programy radia publicznego. Ale powstały już RMF i Zetka. Tam puszczali nasz utwór na okrągło, dwadzieścia razy dziennie. Trójka, która była i jest molochem, dopiero po dwóch miesiącach się zorientowała, że ten numer lata w Zetce w kółko i wpuszczono go z powrotem do Programu Trzeciego. Ale smród pozostał.
Z kolei w latach 90. byłem ciągany po prokuraturach za piosenkę ”Jeszcze Polska…”, gdzie jest taki szlagwort: ”Coście sk.. uczynili z tą krainą”. I to nie z powództwa cywilnego, tylko z kodeksu karnego mnie przesłuchiwali. Próbowali się dowiedzieć, czy moim zamiarem było obrażenie narodu polskiego. Pani prokurator była tym zażenowana, ale sprawa nabrała biegu urzędowego i co bidula miała zrobić.
Więc debile są, byli i będą zawsze.
Na zeszłorocznym festiwalu Pol’And’Rock w Kostrzynie w czasie koncertu Kultu na telebimie pojawiły się zdjęcia Kurskiego, Holeckiej i Adamczyka z TVP w mundurach, jak bywało w stanie wojennym. To było celowe porównanie dwóch systemów, PRL i propagandy PiS?
Oczywiście, że to było celowe i nie zdarzyło się przypadkiem. Biorę to na swoją klatę, jak wszystko w Kulcie, mimo że tego dnia akurat o tym nie wiedziałem. Od wizualizacji mamy osobnego człowieka, tak jak ludzi od dźwięku i świateł. Jak on zaczął z nami pracować, to myśmy oglądali, co on robił i to nam się podobało. Z czasem daliśmy mu kredyt zaufania, bo wiedzieliśmy, że on robi fajne rzeczy.
Ja na koncertach stoję plecami do ekranów. On sobie wymyślił, że pokaże spikerów TVP w mundurach i tak poszło. Jak wyszedłem na scenę i zobaczyłem to morze ludzi, nie było widać ich końca, to się poczułem w skali metafizycznej, od 1 do 10, na 11. Zagraliśmy tam wspaniały koncert.
A w poniedziałek wiadomość, że Kurski i ta jego koleżanka w mundurze, byli przez 4 sekundy na ekranie. I to była najważniejsza wiadomość w ”Gazecie Wyborczej” z całego festiwalu. Bo mnie cały czas albo jedni, albo drudzy starają się przeciągnąć na swoją stronę i nic na to nie poradzę. Obronić się jest trudno. A ja idę prosto. I nie jestem symetrystą. Nie trawię jednych, drugich i trzecich. ”I mówię ci, że ci co władzę mają, robią syf i w tym syfie się tarzają” [cytat z piosenki Kultu ”Czekając na królestwo JHWH – red.].
Na nowym singlu ”Noże i Pistolety” śpiewa pan o zamieszkach ulicznych, buncie, walce ludzi z władzą i policją. Przewiduje pan, że grozi nam w Polsce Majdan?
W listopadzie 2019 byliśmy grupą na wycieczce po Ameryce Południowej: pięć krajów w 10 dni. Nasz pierwszy postój to Santiago de Chile. A tam akurat stan wyjątkowy, starcia z policją, plądrowanie sklepów, miasto zdewastowane. Jechaliśmy do hotelu przez ulice pełne popalonych samochodów, policja stała przed sklepami, a w nocy zamieszki i barykady. Chilijski taksówkarz wytłumaczył nam, że w Chile przeciętna pensja to 400 dolarów, a posłowie mają 15 tys. dolarów. Lud się zagniewał i wyszedł na ulice zmienić rząd.
Oczywiście, żadna przemoc nie jest dobra. Najlepiej jest zmieniać władzę w sposób demokratyczny. Nam w Polsce Majdan nie grozi. Ale gdy pisałem piosenki na tę płytę, to uznałem, że jeśli zamrożenie gospodarki potrwa dłużej, to się ludziom skończy kasa i wtedy wyjdą na ulicę, bo jeść trzeba.
INWIGILACJA OBYWATELI STAJE SIĘ TOTALNA
Jak pan ocenia zachowanie naszego rządu w czasie pandemii?
Jest pełne niekonsekwencji. Liczba zachorowań rośnie, a maseczki zdejmujemy. Pandemia trwa i mam wrażenie, że się rozwija. Dwa dni temu było 500 zachorowań, a wcześniej było średnio po 200-300. Ale rozmrażać gospodarkę trzeba.
Pojawił się całkiem niegroźny wirus, moim zdaniem stosunkowo mniej groźny niż Sars czy inne epidemie, które mieliśmy wcześniej. I co robią rządy? Sprawdzają na nas, jak działa system inwigilacji.
To znaczy?
System inwigilacji każdego z nas, poprzez choćby Google’a, ale też maszynerię wojskową, doszedł do takiego poziomu, że należało przetestować teraz, w obliczu zagrożenia tym niegroźnym wirusem, jak to się zachowuje w stosunku do ludzi w praktyce. Trzeba było sprawdzić, czy ludzie poddadzą się praktykom inwigilacyjnym, czy się będą słuchać. Czy w imię bezpieczeństwa będą chętni do oddawania coraz większych połaci swojej wolności w gestię państwa.
I okazało się, że ludzie bardzo się boją o swoje bezpieczeństwo, więc dadzą sobie odebrać dużo wolności. Świat zmienił się w instrument globalnej kontroli rządów, państw, systemu babilońskiego – nazwijmy go po imieniu – nad obywatelem. I nie ma powrotu do tego, co było.
Sytuacja jest dziewicza, więc nie wykluczam możliwości, że ja się mogę bardzo grubo mylić. Nawet lekarze nie są pewni, jak to jest groźne. Ja też nie wiem, więc zachowuję wszelkie środki ostrożności, mimo że rząd luzuje. Nie zamierzam się pchać do większych skupisk ludzkich. Nie podaję dalej ręki i noszę maskę. Moja żona cały czas mi mówi, że trzeba myć ręce, nosić maseczkę, a windy nie można przywoływać kciukiem, tylko kluczem. ”Kluczem przyciskaj windę”- mówi [to tytuł jednej z piosenek na nowej płycie Kazika – red.].
Czy dlatego tak mało korzysta pan z internetu: żeby nie być śledzonym i inwigilowanym?
Używam internetu głównie do wysyłania mail i to raczej wszystko. Po prostu w tej kwestii jestem atechniczny. A i tak jestem inwigilowany, bo mam iPhone’a, kartę do bankomatu i używam czasem GPS-u.
JESTEM, NIESTETY, ATEISTĄ
Zastanawia się pan czasem, co jest po drugiej stronie?
Nic nie ma po drugiej stronie i ja to wiem. To jest przygnębiające, ale nic nie ma. Byłem wychowany w rodzinie katolickiej, ale niewiele z tego wyniosłem. Potem przez parę lat byłem w kręgu Świadków Jehowy – wtedy głęboko wierzyłem. A potem mi przeszło. Jestem ateistą, niestety. Choć kiedy dostałem telefon, że mojego syna pobito, że go napadli jacyś goście i jest na pogotowiu, to zacząłem się modlić. Taki to mój ateizm…
Źle się pan czuje w roli mentora, od którego oczekuje się deklaracji politycznych i rad życiowych?
Jestem często tak samo głupi, jak ci, co mnie pytają. Sam jestem często bezradny i sam mam dużo problemów ze sobą. Jestem tak samo słaby, jak każdy.
A już miałem pana pytać na koniec: jak żyć?
Ktoś kiedyś fajnie powiedział: nieważne, czy Bóg jest, czy go nie ma, ale żyć trzeba, jakby był.
Kazik, "Zaraza", SP Records, premiera: 4 czerwca