Kazimierz Marcinkiewicz
Państwo balowicze nigdzie dłużej nie zagrzali miejsca. Wędrowali z klubu do klubu, choć pogoda była pod psem. Co gorsza, na piechotę! Isabel nic się nie stało. Ale Kazimierz kompletnie się rozłożył. – Jestem chory, leżę w łóżku, biorę leki – skarżył się potem Faktowi. No ale kiedy udaje się młodzieniaszka i paraduje po nocy bez szalika…
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl:
[
]( http://www.efakt.pl )