Krzysztof Majchrzak nie miał szczęścia w miłości. Ukochana wolała jego syna
Bezkompromisowy, niepokorny, nikogo nie udaje. Krzysztof Majchrzak cieszy się w branży opinią człowieka szczerego i utalentowanego, ale równie często mówi się też o jego trudnym charakterze…
Podobno już jako dzieciak dawał się wszystkim we znaki. Rodzice i nauczyciele załamywali ręce, ponieważ nie potrafili sobie poradzić z jego wybrykami. "Na pewno rzucałem suchą bułką po klasie, wybijałem szyby, biłem się. Na pewno tata był co chwilę w szkole. Na pewno też założyłem gang poprawiania stopni w dzienniku. Nasz haniebny proceder trwał co najmniej trzy lata", opowiadał potem w "Gazecie Wyborczej".
Mama chciała, by nauczył się grać na pianinie, wierzyła, że muzyka złagodzi jego charakter – młody Krzysztof Majchrzak wolał jednak spędzać czas z kolegami na amatorskiej siłowni. Spektakle go nudziły, a kolegów, którzy występowali w szkolnych przedstawieniach, wyśmiewał i obrzucał kulkami z gazety.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
#dziendobryPolski: Krzysztof Majchrzak powraca na ekrany w filmie "Las, 4 rano"
Perfekcjonista z zasadami
Do Szkoły Muzycznej poszedł, bo wystraszyła go wizja poboru do wojska, a po trzech latach przeniósł się do łódzkiej szkoły filmowej. Tam zmieniło się jego podejście do aktorstwa i sztuki w ogóle. Zaczął myśleć, że ta ścieżka kariery faktycznie ma sens, nabrał odwagi do występów i siły, by porażki go nie załamały. Wkrótce trafił przed kamery, ale początki swojej kariery oceniał dość surowo.
"Nie wiedziałem jeszcze wtedy, kto na rynku jest pan, a kto leszcz. Zagrałem między innymi epizod w 'Brunecie wieczorową porą' pana Barei, czyli faceta, którego uważam za ojca zbadziewienia polskiego kina, jakiś epizod w 'Czterdziestolatku' u pana Gruzy czy w kabarecie, w doborowym towarzystwie szmirusów warszawskich", mówił w "Machinie".
Często zresztą wypowiadał się ostro o kolegach z branży, nawet tych cieszących się dużym uznaniem. Wściekał się również na swój udział w "Quo Vadis" u Jerzego Kawalerowicza, bo uważał, że na planie panowała zbyt duże rozluźnienie i twórcy nie podeszli do produkcji z należytą powagą. A on jest perfekcjonistą i nie ukrywa, że oczekuje takiego samego zaangażowania od pozostałych członków ekipy. Dlatego scenariusze i współpracowników zwykle dobiera rozważnie, by potem nie musieć się wstydzić podczas seansu.
Wielokrotnie podkreślał też, że nic na siłę – jeśli nie znajdzie interesujących projektów, może bez problemu zająć się czymś innym. I udowodnił, że nie rzuca słów na wiatr: po "Inland Empire" Davida Lyncha z 2006 r. zrobił sobie dłuższą – dziesięcioletnią – przerwę od grania. W tym czasie między innymi wykładał w szkole teatralnej i pisał scenariusze.
Do powrotu na ekran namówił go dopiero Jan Jakub Kolski, proponując główną rolę w filmie "Las, 4 rano". Majchrzak się zgodził, mówiąc, że scenariusz wydał mu się interesujący, że dzięki temu projektowi będzie w stanie faktycznie coś przekazać innym. Ale o swoich występach dyskutować nie lubi. Jak mówił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej": "Jak słyszę te gadki aktorów na temat ról, co one mają wyrażać, słabo mi się robi. Ja naprawdę jestem prostym człowiekiem. Poza tym w gruncie rzeczy dla ludności cywilnej wynurzenia o aktorstwie są nudne. Ludzie dymają aktorstwo. Oni chcą słyszeć, ile panien miałem ostatnio w łóżku".
Dwie Anny
To prawda, że media były żywo zainteresowane jego życiem osobistym, choć aktor ten temat poruszał zwykle niechętnie. Wiadomo, że swoją pierwszą żonę Annę Łopatowską poznał jeszcze jako młody chłopak – pobrali się, gdy byli na studiach, choć bliscy ostrzegali ich, że to zdecydowanie za szybko i powinni trochę poczekać z tak poważną decyzją. Mieli rację, bo małżonkowie rozwiedli się po kilku miesiącach, by zaraz potem stwierdzić, że jednak pragną ze sobą być.
Znów zaczęli się spotkać i wydawało się, że narodziny ich syna Maćka tylko scalą ten związek. Po kilku latach Majchrzak namówił ukochaną, by znowu wzięli ślub. Znów stanęli przed ołtarzem, lecz kilka miesięcy później rozstali się, tym razem już ostatecznie.
Kiedy Anna związała się z innym mężczyzną i zaszła w ciążę, eksmałżonkowie uznali, że Maciek powinien zamieszkać u ojca. Aktora ta decyzja ucieszyła, a ponieważ niebawem związał się z młodszą o osiemnaście lat koleżanką z teatru, imienniczką byłej żony, Anną Nowak, sądził, że razem stworzą szczęśliwą rodzinę.
Początkowo relacja z Nowak wydawał się sielanką; młodej kobiety nie wystraszyły krążące w środowisku plotki o wybuchowym charakterze Majchrzaka i jego huśtawkach nastrojów. Świetnie dogadywała się też z Maćkiem i podobno zwykle stawała po stronie chłopca, gdy ojciec zbyt surowo go traktował. Związek Nowak i Majchrzaka nie przetrwał próby czasu.
Po rozstaniu aktorka na jakiś czas wyjechała z kraju – a kiedy wróciła i przypadkiem spotkała Maćka, okazało się, że sympatia, którą się darzyli, przerodziła się w coś więcej. Aktorce nie przeszkadzało, że chłopak jest od niej o osiem lat młodszy i, choć opinia publiczna nie była dla nich łaskawa, spotykali się przez jakiś czas. Ostatecznie relację zakończyli. Nowak wyszła za Krzysztofa Ibisza, a Maciej poświęcił się karierze
Samotność artysty
Nic dziwnego, że po takich doświadczeniach z prasą Majchrzak woli trzymać swoje życie osobiste z dala od mediów. Ceni sobie prywatność. Jakiś czas temu wyznał, że od lat zmaga się z depresją. Z nikim się też już na dłużej nie związał, chociaż kobiet, które chciałyby go obdarzyć uczuciem, nie brakuje. On jednak woli samotność i nie wydaje się, żeby był z tego powodu bardzo nieszczęśliwy.
W wywiadzie dla "Wprost" podsumowywał: "Samotność artysty nie ma nic wspólnego z pięknoduchowskimi zapewnieniami pewnego gwiazdora w kolorowym piśmie dla pań, że jedyną możliwą kochanką jest dla aktora poezja. (…) Samotność artysty cholernie boli, chwyta za gardło, czasami zmusza do łkania. Ale taka samotność nie jest – i w tym zgadzam się z Bukowskim – wielkim zmartwieniem. Przeciwnie, samotność wzbogaca".