Kwiat pustyni dalej zachwyca. Waris Dirie udowadnia, że prawdziwa kariera nie ma nic wspólnego ze ściankami
Gdy pojawiła się na wybiegu, oniemiałam. Sunęła z gracją osoby, która modeling ma we krwi. Waris Dirie zachwyca od lat. Nie tylko urodą.
W Pałacu Kultury i Nauki odbył się długo wyczekiwany pokaz duetu Paprocki i Brzozowski. Motywem przewodnim wydarzenia był Club Paradiso, a stroje gości inspirowane były stylem disco lat 70. Projektanci zaskoczyli zgromadzonych gościem specjalnym - w pokazie poszła legendarna Waris Dirie.
Wydaje się, że projektanci dokonali niemożliwego. Waris po raz pierwszy wystąpiła na polskim wybiegu. Choć w kraju nad Wisłą mieszka od wielu lat, to unikała show-biznesu, jak tylko mogła. Do Polski przyjechała, by zacząć nowe życie. I pomagać, nie robić karierę. Waris kocha polskie morze i plażę. Mieszka w Gdańsku, ale ciągle tęskni za pustynią.
Z somalijskiej chaty
Nawet nie policzę, ile razy widziałam "Kwiat pustyni". I za każdym uświadamiam sobie, że to, co opowiedzieli twórcy na podstawie książki Waris, dalej jest aktualne. Ale o tym później. Dirie w 1997 roku wydała książkę, w której opowiedziała ze szczegółami o swoim życiu w Somalii i o tym, jak po latach stała się cenioną modelką. Jedna z najbardziej przejmujących i wzruszających historii, którą trudno przebić.
Dirie wychowała się w Somalii. Miała 5 lat, gdy była obrzezana przez kobietę z plemienia. To jedna z najbardziej wstrząsających scen w filmie. Kobieta wyciąga żyletkę z zakrwawionego kawałka materiału, rozkłada kolana małej i przy krzykach dziecka wycina jej łechtaczkę. Ranę "zszywa" ogromnymi kolcami zerwanymi z gałęzi akacji. Po wszystkim mama zostawia zakrwawioną Waris na kamieniu. Nie mogła zostać przy córce. Miała 11 dzieci, którymi musiała się zająć. Waris dostała wysokiej gorączki, zdała się infekcja. – Po genitaliach zostają jedynie blizny. Mitgan zostawiła otwór wielkości główki zapałki. Kiedyś wróciłam w tamto miejsce. Nie było śladu. Ptaki wyjadły wszystko – opowiadała Waris w filmie.
Uciekła od rodziny, gdy miała 13 lat. To było w przeddzień zamążpójścia. Wybrany jej 61-letni mężczyzna miał już 4 żony. Waris miała być kolejną. – Wiedziałam, że większość kobiet w mojej społeczności godzi się na wszystko. Na przemoc i brak nadziei. Pomyślałam więc, czy byłam po to, aby mnie wykorzystywano i znęcano się nade mną? Wiedziałam, że jest tyle rzeczy, które mogłabym zrobić ze swoim życiem, ale na moich warunkach – opowiadała po latach w wywiadach.
Z pustyni udało jej się cudem dostać do bliskich w Mogadiszu, ci pomogli dostać się jej do domu wuja w Londynie. Tam pracowała jako służąca. Wyższą klasa Brytyjczyków lubowała się w pracownikach z Czarnego Lądu. Waris nie miała w swoim nowym życiu kompletnie nic. Była zdana na swoich pracodawców i rodzinę wuja, która robiła wszystko, by czuła się jak pasożyt. Gdy bliscy wrócili do Somalii, ona została w Londynie. Nauczyła się angielskiego, znalazła pracę w McDonalds.
Miała 18 lat, gdy przypadkiem spotkała Terence’a Donovana. Brytyjczyk zdobył ogromną popularność w świecie mody. Jego fotografie cenili wszystkie wydawnictwa o modzie, projektanci i gwiazdy. Terence zaproponował Waris, że zrobi jej kilka zdjęć. To jedno spotkanie sprawiło, że narodziła się prawdziwa legenda świata mody. W 1987 roku Waris pojawiła się na okładce kalendarza Pirelli. Fenomenalne zdjęcie czarnoskórej piękności zelektryzowało show-biznes, a Waris otworzyło drogę do kariery. Niedługo później zaczęły płynąć do niej nowe zlecenia. Występowała w reklamach, chodziła w pokazach największych domów mody. Była twarzą Chanel, Levi’s, L’Oreal, Revlon. Dirie wystąpiła nawet w filmie "W obliczu śmierci" o przygodach Jamesa Bonda. Jeździła po świecie, zdobywała kolejne lukratywne kontrakty. W 1995 roku była u szczytu sławy, gdy BBC nakręciło o niej film dokumentalny "A Nomad in New York".
W filmie i w książce pokazała, jak wyglądały kulisy tej sławy i jak do tego doszło. Rasizm, problemy z dokumentami, wykorzystywanie dziewczyn, zmuszanie ich do głodzenia się. Modeling był zabawą, ale nie najlepszą drogą na życie. – To jest bzdura, sztuczność. Nie mogłam przespać spokojnie jednej nocy, nie myśląc o tym, jak tak naprawdę traktuje się dziewczyny. Wiedziałam, że muszę powiedzieć ludziom prawdę o tym, że prawdziwe życie wygląda inaczej. Powiedzieć o wojnie przeciwko kobietom, która toczy się tam, gdzie nikt nie patrzy – mówiła po latach w rozmowie z "Guardianem".
"Jeśli usłyszę, że dotknęłaś choć jedną, przyjdę po ciebie"
Sukces gonił sukces i w końcu Waris zgodziła się na pierwszy wywiad. Dziennikarka Laura Ziv z "Marie Claire" była przekonana, że usłyszy historię kariery, jej kulisy. Ot, kolejny wywiad z gwiazdą modelingu publikowany w kolorowym magazynie dla kobiet. Ale Waris opowiedziała zupełnie inną historię. To był pierwszy raz, gdy zdradziła, że była obrzezana jako 5-latka. Ze szczegółami opisała procedurę okaleczania dziewczynek, która praktykowana jest nie tylko w jej rodzinnym kraju. Waris zdradziła, że siostra i dwie kuzynki nie przeżyły obrzezania.
To był rewolucyjny wywiad. Nikt znany nie poruszał wcześniej tego tematu. Nikt też nie opowiedział o swoich doświadczeniach. Tak jak mówiła Waris – to była w końcu cicha wojna. Dirie została ambasadorem ONZ ds. walki z FGM (female genital mutilation). Obrzezanie przestało być tematem tabu. Brutalną praktyką okaleczania dziewczynek zainteresowani byli już nie tylko aktywiści, ale pół świata.
Waris rozpoczęła globalną kampanię uświadamiającą ludzi. Wróciła do Somalii. Spotkała się z mamą. O ich rozmowie opowiedziała kilka lat temu w rozmowie z "Party".
- Przekonywałam: "Mamo, nie jest ci wstyd za to, co mi zrobiłaś?". Nie miała pojęcia, o co mi chodzi. "O czym ty mówisz?". Była naprawdę zaskoczona. "O mojej waginie! Co z nią zrobiłaś, mamo?!". "Co z tobą?", broniła się. "Kobieta nie może żyć taka 'otwarta'. Chcesz mi powiedzieć, że tak nie jest? Że wszystko może się 'TAM' dostać?". Nie przejdą jej przez gardło pewne słowa, musiałam się z tym pogodzić. Nikt z nią tak wcześniej nie rozmawiał – wspominała.
I dodawała: - Moja matka zrobiła to, co zrobiła, bo była przekonana, że to dla mnie najlepsze. Taka jest tradycja, kultura, wiara. (…) Mój rodzony brat mieszka w Somalii, ma sześć córek. Każdego dnia powtarzam jego żonie: "Jeśli usłyszę, że dotknęłaś choć jedną, przyjdę po ciebie". Kiedy rozmawiałyśmy po raz pierwszy, myślała, że żartuję. Gdy zrozumiała, że jestem śmiertelnie poważna, uciekła z domu na dwa dni. Tak była przerażona. Powiedziałam to samo bratu. Wysłuchał mnie. Jestem teraz spokojna. Ale i tak dzwonię.
Kwiat pustyni w Trójmieście
Waris mówiła kiedyś: "Prawdziwe piękno bowiem nie jest tym, co widać w lustrze lub na okładce ilustrowanego pisma – raczej wyraża się w tym, jak człowiek przeżywa swoje życie". Ona przeżywa swoje w najlepszy możliwy sposób. Choć dziś zachwyca nas na wybiegu, znacznie bardziej interesuje się działalnością charytatywną.
W 2002 roku Waris założyła fundację swojego imienia, po 8 latach przemianowała ją na Fundację Kwiat Pustyni. Wykonali ogromną pracę, by zwrócić uwagę na problem obrzezania dziewczynek. Gdy zaczynali w 2002 roku, nikt nie zdawał sobie sprawy z tego, że brutalne tortury są praktykowane wśród imigrantów w Europie. Waris i działacze fundacji przygotowali liczący 4 tys. stron raport o obrzezaniu na świecie. Bo nie tylko Afryka ma z tym problem. Ostatnio poinformowali o tym, że w Szwajcarii okaleczono już 15 tys. dziewczynek. Dalej mają mnóstwo pracy.
W maju 2018 roku obchodzili 5 rocznicę Centrum Kwiatu Pustyni w Berlinie. W ciągu tych kilku lat pomogli 260 pacjentkom. Połowa z nich zdecydowała się na operację rekonstrukcji łechtaczki.
Waris przywróciła normalność tysiącom kobiet. To nie jest wyolbrzymienie. To ogromny sukces.
Swój nowy dom odnalazła W 2008 roku w Gdańsku. W jednym z wywiadów przyznała, że zakochała się w polskim morzu za pierwszym razem, gdy tylko je zobaczyła. Wynajęła willę nad samym brzegiem morza. - Często wyjeżdżam po trochę słońca do Afryki. Rozstałam się z ojcem starszego syna. Alleke ma dwanaście lat, mieszka teraz w Ameryce. Ja z niespełna rocznym Leonem jestem tutaj. Dużo podróżuję, a zaproszenia dostaję z całego świata – opowiadała w rozmowie z "Party".
W Gdańsku rodzina Waris powiększyła się. Adoptowała dwójkę dzieci z Somalii: Halwo i Mohameda. To córka i syn jej brata. Ich matka zmarła przy porodzie. Choć w wielu wywiadach podkreśla, że tęskni za pustynią, Trójmiasto darzy równie wielką miłością. W "Vivie" opowiadała nawet, że po jakimś czasie dowiedziała się, że jej sąsiadem jest Lech Wałęsa.
- Codziennie mijam dom państwa Wałęsów. Poza tym prezydent Wałęsa, podobnie jak ja, lubi jogging i czasem widywałam go biegnącego alejką, przy której mieszkam. Może kiedyś do niego dołączę? Pewnie byłby zaskoczony, gdyby wiedział, że uwielbiam polskie kościoły. Nie jestem chrześcijanką, ale gdy po raz pierwszy weszłam do jednego z nich, poczułam kadzidło, które pachniało dokładnie tak, jak to palone w naszym namiocie w Somalii – wspominała.
Dobrze widzieć ją po latach na wybiegu – wciąż piękną, elektryzującą publikę. Dobrze też czytać, że cały czas aktywnie walczy o kobiety. Jeszcze tylko byłoby dobrze, gdyby nie musiała informować o tysiącach okaleczanych dziewczynek. Ale to misja, która jeszcze długo się nie skończy.