Opczowska walczyła o życie syna. Lekarze rozkładali ręce
Kilka lat temu Małgorzata Opczowska przeżyła prawdziwy dramat. Jej kilkumiesięczny syn trafił do szpitala, a lekarze tylko rozkładali ręce z bezsilności. - Maks miał ponad 42 stopnie gorączki, modliłam się i prosiłam bliskich o modlitwę - powiedziała dziennikarka TVP.
Małgorzata Opczowska w połowie października zastąpiła Marcelinę Zawadzką w programie "Pytanie na śniadanie". 32-letnia dziennikarka wcześniej była znana głównie widzom stacji TVP Info, na antenie której prowadziła m.in. program "Studio Polska". Prywatnie od niedawna jest rozwódką. Małżeństwo, którego owocem jest 6-letni Maks, zakończyło się po dziewięciu latach. Chłopiec jest oczkiem w głowie dumnej mamy, która co jakiś czas chwali się nim na swoich profilach w mediach społecznościowych.
Dziennikarka nie ukrywa, że jest niezwykle zżyta ze swoim dzieckiem i zawsze stoi za nim murem. Wszystko przed dramatyczne wydarzenia sprzed kilku lat.
Gdy Maks miał zaledwie cztery miesiące, dostał, z pozoru, niegroźnej wysypki. Po chwili niemowlę zaczęło gorączkować i mieć poważne trudności z oddychaniem. Opczowska wezwała karetkę, a maluch został przewieziony do szpitala. Lekarze rozpoczęli walkę o życie chłopca.
- Czuwałam przy nim, cały czas tuliłam go, by mimo podłączonych kroplówek czuł ciepło i bicie serca mamy. Lekarze nie mieli pojęcia, skąd wziął się ten stan zapalny. Maks miał ponad 42 stopnie gorączki, modliłam się i prosiłam bliskich o modlitwę. Na pytanie co dalej z moim synkiem, lekarka odpowiedziała mi: "Musi go pani kochać" i popatrzyła na mnie wymownie - powiedziała dziennikarka na łamach "Rewii".
Na szczęście po pięciu dniach stan zdrowia Maksa zaczął się poprawiać.
- Organizm Maksa okazał się silny. Jestem pewna, że to zahartowało go na przyszłość. Natomiast mnie wciąż trudno wracać do tego strasznego czasu. Z taty i z mamy wziął to, co najlepsze i nie lubi się poddawać - podsumowała Opczowska z ulgą.