Małgorzata Tomaszewska: "Sport to czasem lepszy nauczyciel niż rodzice"
Małgorzata Tomaszewska wychowywała się w usportowionej rodzinie. Kariery w sporcie jednak nie zrobiła. Została dziennikarką. W najnowszym wywiadzie opowiedziała, jak wygląda jej podejście do sportu. Przyznała też, że ma specyficzną relację z ojcem.
Małgorzata Tomaszewska to córka Jana Tomaszewskiego, byłego bramkarza reprezentacji Polski, medalisty igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Jako dziecko miała marzenie, by zostać bramkarką. Na początku trenował ją ojciec, ale przez niego bardzo szybko się zniechęciła do gry.
- Lubię oglądać mecze reprezentacji Polski, ale ligowych już niekoniecznie. Co więcej, kiedyś chciałam nauczyć się grać w futbol i stać na bramce. Mimo że jestem bardzo wysoka, zawsze mocno obrywałam. Poprosiłam, więc tatę, żeby mnie podszkolił. Miałam wtedy 10 lat. Zabrał mnie na stadion i powiedział, że zaczniemy od rozgrzewki. Cztery razy wykopał piłkę tak, że musiałam po nią gonić na przeciwległe rogi boiska. Po tym wstępie nie miałam już siły na nic i stwierdziłam, że chyba nie mam ochoty grać - opowiedziała w rozmowie z tygodnikiem "Dobry tydzień". Dziennikarka przerzuciła się na tenis stołowy, który trenowała jej mama.
ZOBACZ TEŻ: Jak gwiazdy spędzają kwarantannę?
- Ze sportem jestem związana do dziś. Daje mi energię i psychiczny odpoczynek - dodała. - Mnie wychował sport i uważam, że to świetny nauczyciel. Śmiem nawet twierdzić, że czasem lepszy niż rodzice. Obozy, trenerzy, którzy je prowadzą, kształtują charakter i dyscyplinują - przyznała, gdy zapytano o jej syna Enzo, którego "chce wychować w sportowym duchu".
Tomaszewska wyznała, że jej relacja z ojcem jest "bardzo specyficzna". - Rzadko mówię mu o swoich problemach. Dlaczego? Bo on się denerwuje. Chciałby na wszystko znaleźć rozwiązanie zerojedynkowe, a czasem tak się nie da. Bywają zmartwienia, na rozwiązanie których potrzeba czasu. Albo po prostu pomaga wygadanie się komuś, wypłakanie w rękaw. Wiem, że wtedy lepsze od rozmowy z nim jest w moim przypadku zwierzenie się mamie - mówiła.
- Rodzice często powtarzali mi takie zdanie: "Rzuć za siebie, a znajdziesz przed sobą". Niosę ten przekaz w sercu i chciałabym, żeby na pewnym etapie swojego życia zrozumiał je także mój syn. Chodzi o to, by nie bać się pomagać innym, dawać z siebie tyle, ile można, bo prędzej czy później to do nas wróci - odpowiedziała na pytanie o to, co wyniosła z domu rodzinnego.