Mariola Bojarska-Ferenc o walce z koronawirusem: "łzy mi ciekły"
- Covid nie oszczędza nawet takich silnych jak ja. Ale żyję i jestem - mówiła wyraźnie poruszona trenerka, która wraz z mężem przeszła zakażenie koronwirusem.
Niedawno odbyła się premiera nowej książki Marioli Bojarskiej-Ferenc zatytułowanej "Trener życia". Przy tej okazji znana z anteny telewizyjnej Dwójki trenerka zdradziła, że ona i jej mąż zachorowali jakiś czas temu na COVID-19 i przestrzegała przed lekceważeniem koronawirusa. Jak podkreślała, nawet zdrowy styl życia - dobra dieta i aktywność fizyczna nie obronią nas przed groźnym wirusem, czego najlepszym dowodem jest jej przypadek.
- COVID-19 nie oszczędza nawet takich silnych, jak ja. Jeśli myślicie, że macie dobrą odporność, to nie ma to nic wspólnego. To jest coś okropnego, co może dotyczyć nas wszystkich - ubolewała w rozmowie z reporterką serwisu Jastrzabpost.pl.
58-letnia Mariola Bojarska-Ferenc w sukience mini i butach z odkrytą piętą
Mariola Bojarska-Ferenc zdradziła też, że przebieg choroby zarówno w jej przypadku, jak i małżonka, był wyjątkowo ciężki. Wysoka gorączka, intensywna potliwość i dramatyczna utrata wagi to jedne z największych dolegliwości, jakie towarzyszyły jej w czasie walki z wirusem.
- Najgorsza była ta temperatura i ten metabolizm, który tak nami szarpał, że każdy z nas schudł po 4 kilogramy, mimo że jedliśmy kilka razy dziennie. W swoim łóżku to pływaliśmy, bo tak bardzo się pociliśmy. Zmienialiśmy w ciągu nocy dziesięć t-shirtów, pościel absolutnie do wyrzucenia. Jak się budziłam, mierzyłam temperaturę, to nie mogłam uwierzyć, że to jeszcze jest we mnie - mówiła popularyzatorka tematyki fitness.
Kornawirusa pierwszy zapał jej mąż. Bojarska-Ferenc zaraziła się opiekując się nim w czasie choroby. Przyznała, że choć nie należy do wrażliwych i słabych kobiet, tym razem sytuacja, w jakiej się znaleźli, poważnie ją wystraszyła. - Staram się być bardzo silną kobietą, ale łzy mi ciekły i bałam się, czy wszystko będzie dobrze - zdradziła.
- Kiedy patrzyłam na niego i jego temperaturę, gdy jego wszystkie trzy termometry wysiadały, to myślałam o jednym: że nie mogę go stracić. I nieważne było, czy ja zachoruję. Ważne było, aby jego mieć. I potem zachorowałam. Ale daliśmy radę. Mieliśmy dużo szczęścia - przyznała.
59-letnia dziennikarka podkreśliła też przy okazji, z jak ogromnym wsparciem i sąsiadów i przyjaciół spotkała się w czasie choroby. Nie tylko dodawali jej otuchy słowami wsparcia, ale też dbali o podstawowe sprawy takie jak wyżywienie. Zdecydowanie gorzej Bojarska-Ferenc oceniła działanie państwowych służb. Sanepid, mimo wezwania, nie zgłosił się do małżonków, choć poinformowali instytucję o pozytywnych wynikach testu na COVID-19.