Mąż próbował ratować Ewę Sałacką. Tragedia rozgrywała się na oczach córki
W latach 80. Ewa Sałacka okrzyknięta została seksbombą – piękna i charyzmatyczna kobieta ściągała na siebie uwagę wszystkich. Ci, którzy ją znali, podkreślali jednak, że była przede wszystkim dobrą i wrażliwą kobietą. Jej przedwczesna śmierć pogrążyła w żalu wiele osób.
Urodziła się 3 maja 1957 r. w Warszawie, gdzie ukończyła liceum - po maturze postanowiła opuścić stolicę i zdawać do łódzkiej filmówki. Jej wybór raczej nikogo nie zdziwił. Matka przyszłej aktorki, Barbara Sałacka, była reżyserką, więc młoda Ewa znała branżę od podszewki.
Barbara nie cieszyła się z tej decyzji, uważała bowiem, że aktorzy nie mają łatwego życia, i wymogła na córce, że jeśli nie dostanie się na wymarzone studia za pierwszym razem, pomyśli nad wyborem innej ścieżki zawodowej. Ewa obietnicę złożyła, ale nie miała żadnych dylematów, bo jej nazwisko znalazło się na liście przyjętych. Musiała jednak przyznać, że mama miała wiele racji – w szkole, jak sama mówiła, nie radziła sobie najlepiej, lecz jakoś udało się jej zdać wszystkie egzaminy. Potem nie było łatwiej.
Reżyserzy patrzyli na nią często przez pryzmat urody i nie oferowali interesujących ról. Zwykle proponowano jej epizody lub drugi plan. Nie wykorzystano w pełni jej talentu, nie dano szansy, by pokazała swoje nieprzeciętne umiejętności.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Erika Eleniak: symbol seksu lat 90.
- W Hollywood byłaby gwiazdą pierwszego planu, grałaby główne role. A tu, w Polsce, była niedoceniana. Ewa każde powierzone jej nawet małe zadanie traktowała bardzo poważnie - mówiła w "Super Expressie" przyjaciółka aktorki, Małgorzata Potocka.
Mimo to Sałacka nie przejmowała się niepowodzeniami i szukała sobie stale nowych zajęć. Współpracowała między innymi z radiem, prowadziła też wraz z Agatą Młynarską program "Animals". Nigdy nie kryła, że kocha zwierzęta, dlatego udzielała się charytatywnie i chętnie angażowała się w rozmaite kampanie prozwierzęce.
Złamane serce
"Faceci wariowali na jej puncie, ale ona nie była łamaczką męskich serc, w miłości była bardzo oddana" - wspominała Małgorzata Potocka w książce "Demony seksu". Prawdą jest, że młoda aktorka nie musiała obawiać się braku powodzenia, mężczyźni zasypywali ją swoimi względami.
W pierwszy poważny związek weszła jeszcze na studiach, oddając serce Dariuszowi Wolskiemu. Relacja zakończyła się dość niespodziewanie, gdy Wolski wyjechał do Ameryki, gdzie zaczął pracować jako operator kamery.
Zrozpaczona Sałacka pocieszenie znalazła w ramionach Krzysztofa Krauzego, początkującego reżysera i wydawało się, że są dla siebie stworzeni, dlatego nikogo nie zdziwiło, gdy zakochani w 1979 r. wzięli ślub. Razem wyjechali za granicę - w założeniu na chwilę, ale wprowadzenie stanu wojennego pokrzyżowało ich plany powrotne. Oboje zaczęli się więc rozglądać za jakąś pracą.
- Znajoma, żona dyrektora jednego z wiedeńskich teatrów, zaproponowała mi pracę w charakterze statystki, a ja, w całej swojej bezczelności, powiedziałam, że mnie ten teatr nie odpowiada, ale chętnie zagram, jeśli załatwi mi pracę w słynnym Volkstheater. I załatwiła! Tak mi się w głowie przewróciło, że pomyślałam: "Teraz będę aktorką międzynarodową. Jadę dalej. Do Paryża…". Pojechałam, ale zagrałam tylko epizodzik w jednym filmie. Na tym skończyła się moja światowa kariera - śmiała się potem Sałacka w dzienniku "Echo Dnia".
Po jakimś czasie oboje wrócili do kraju, choć już wtedy ich związek chylił się ku końcowi. Małżonkowie, pochłonięci pracą i swoimi sprawami, skupieni na karierach, zaczęli zaniedbywać relację i zdecydowali się na rozwód.
Wielka miłość
Później Sałacką widywano u boku kilku mężczyzn – plotkowano o jej romansie ze Zbigniewem Wodeckim, chociaż muzyk stanowczo zaprzeczał tym informacjom i twierdził, że jedynie się przyjaźnili. Następnie aktorka miała się związać z Ludwikiem Kosmalem, mężem Barbary Brylskiej, lecz i ta znajomość szybko się skończyła.
Tak naprawdę jej życie zmieniło się dopiero, gdy poznała stomatologa Witolda Kirsteina. U jego boku znów odnalazła szczęście. Przyjęła oświadczyny, pobrali się w 1994 r., a niedługo potem świętowali narodziny córki Matyldy.
- "Nasz związek jest taki, jakiego każdy by sobie życzył, ale boję się autorytatywnych stwierdzeń, że 'na pewno', 'na zawsze', bo czytałam już kilka wywiadów z koleżankami, które opowiadały o małżeńskiej idylli mającej trwać wiecznie, a za miesiąc były same. Witek i ja zabiegamy o siebie, robimy sobie niespodzianki, sprawiamy drobne przyjemności bez okazji i niesamowicie się kochamy. Dlatego dobrze nam razem" - wyjawiała.
Wydawało się, że los wreszcie się do niej uśmiechnął – miała kochającego męża i wspaniałą córkę, rodzinę, o jakiej marzyła. Nikt nie mógł przewidzieć, że ta sielanka zakończy się w tak dramatycznych okolicznościach.
Tragiczny wypadek
23 lipca 2006 r. Sałacka wraz z bliskimi odpoczywała na działce w Arciechowie nad Zalewem Zegrzyńskim. W pewnym momencie sięgnęła po napój – nie miała pojęcia, że do butelki wpadła osa. Owad użądlił ją w usta, wywołując mocną reakcję alergiczną. Mąż aktorki natychmiast rzucił się jej na pomoc, jednak był bezsilny, podobnie jak wezwani na miejsce lekarze. Mimo udzielonej natychmiast pomocy, Sałacka zmarła w wyniku wstrząsu anafilaktycznego. Dla wszystkich był to ogromny cios.
Córka aktorki, Matylda, mówiła później w książce "Być dzieckiem legendy":
- "Smutek i ból są we mnie przez cały ten czas, tylko nie pozwalam im sobą rządzić. Musiałam zaakceptować sytuację, żeby normalnie żyć. Wypłakałam wtedy chyba wszystkie łzy. Moje życie nigdy już nie będzie takie, jak życie moich koleżanek - wesołe i beztroskie. Ale chcę się nim cieszyć i pielęgnować we wspomnieniach te najpiękniejsze chwile, kiedy mama była ze mną. Mimo że niektóre zacierają się, to przeszłość mocno tkwi we mnie. A mama jest w nim kolorowym obrazem, który zawsze wywołuje najsilniejsze wzruszenia".