Mężczyzna wszedł za nią do windy. Wtedy zaczął się dramat Habior
Marta Habior to polska producenta filmowa. Na swoim koncie na Twitterze w kilku przejmujących postach opisała próbę gwałtu, którą przeżyła jako nastolatka. Wszystko w jednym celu - by pokazać, że projekt składany przez Lewicę, a dotyczący zmian klasyfikacji gwałtu, jest ważny i potrzebny. Za to "ohydne wpisy" jego przeciwników nie.
Marta Habior jest producentką polskich filmów takich jak "Słodki koniec dnia" czy "Leszczu". Ale działała też przy produkcji wykonawczej zagranicznych hitów. - Zobaczyłam moje nazwisko w napisach końcowych obok Meryl Streep, która była narratorką filmu. I odleciałam - mówiła w wywiadzie dla serwisu Gazeta.pl. Jednak jej najnowsze wpisy w mediach społecznościowych wcale nie dotyczą pracy. Habior dość dokładnie opisała dramat, który przeżyła jako 19-latka, gdy niemal została zgwałcona.
Jej wpisy na Twitterze są wstrząsające. I takie właśnie mają być, by uświadomić brak racji przeciwnikom projektu ustawy zmieniającego definicję gwałtu, a zaproponowanego przez Lewicę.
Projekt ustawy zakłada następującą zmianę:
1) w art. 197 § 1 otrzymuje brzmienie: "§ 1. Kto doprowadza inną osobę do obcowania płciowego: przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub bez wcześniejszego wyrażenia przez tę osobę zgody na obcowanie płciowe, podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 12.";
2) w art. 198 skreśla się wyrazy, "podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8" i zastępuje się wyrazami: "podlega karze pozbawienia wolności od lat 3 do 12". Art. 2. Ustawa wchodzi w życie 30 dni od dnia ogłoszenia.
Niektórym projekt się nie spodobał, na co zareagowała Habior.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Ale jej opinia dotycząca krytycznych komentarzy to nie wszystko. Producentka opisała historię z własnego życia. To długi i wstrząsający opis ataku i sposobu, w jaki po nim była traktowana. Habior zakończyła go słowami: "Nigdy publicznie o tym nie mówiłam".
Trwa ładowanie wpisu: twitter
"Miałam 19 lat, kiedy gwałciciel zobaczył mnie w autobusie w Katowicach. Jechałam do mamy mojego chłopaka pomóc jej zawiesić nowe zasłony na święta. Jak się później okazało, gwałciciel wysiadł na moim przystanku, poszedł za mną do bloku na osiedlu Paderewskiego, wszedł do klatki, następnie wbiegł do windy, łapiąc za drzwi, zanim się zamknęła. Wyglądał całkiem normalnie. Jak przeciętny mężczyzna.
Wraz z zatrzaśnięciem drzwi, powiedział słowa, które słyszałam w koszmarach przez długie miesiące 'k...wa teraz cię wyrucham'. Przewrócił mnie, pobił, zdarł rajstopy. Pamiętam, że krzyczałam ze wszystkich sił z nadzieją, że usłyszy mnie niedoszła teściowa, byłam pewna, że moje życie właśnie się kończy, że tego nie wytrzymam, a kiedy zdzierał ze mnie majtki, myślałam, co będzie z moimi rodzicami, bo na pewno się po tym zabiję.
Gdyby miał nóż, broń, pewnie nawet bym nie krzyczała. Usłyszał mnie sąsiad, który wychodził z psami, zaczął walić w drzwi i wołać 'policja', psy zaczęły głośno ujadać, co spłoszyło gwałciciela. Odpuścił i zaczął szukać ucieczki. Pamiętam, jak sąsiedzi wynoszą mnie z windy, jest policja. Za chwilę jestem na komisariacie, dowiaduję się, że udało się go złapać, policjantka zadaje mi pytania o kolor oczy sprawcy, nagle słyszę przeraźliwy krzyk kobiety, wszyscy wychodzą na korytarz, ja też, to matka gwałciciela.
Widzę mojego chłopaka, który kopie z całych sił gwałciciela na korytarzu, i matkę, która krzyczy 'pomocy'. Policjanci pokazali mu sprawcę, dali nawet jego adres... powiedzieli, że inaczej żadna sprawiedliwość nie zostanie mu wymierzona.
Czuję się jak rzecz do używania, chcę wrócić do domu i umrzeć. Na komisariacie jest też jego ojciec, którego ktoś do mnie dopuszcza, on proponuje się 'dogadać' i twierdzi, że chce pomóc, bo przecież 'nic ostatecznego się w sumie nie stało'.
Na przesłuchaniu w prokuraturze kobieta (chyba prokurator, nie wiem) namawia mnie do wycofania zarzutów, mówi, że gwałciciel twierdzi, że poznaliśmy się w autobusie i zaprosiłam go do domu, czuję się zaszczuta.
Jedynie ciepły, pełen współczucia, ale i złości wzrok protokolantki dodaje mi sił, a przynajmniej tak mi się wydaje; do pokoju przesłuchań wchodzi ojciec gwałciciela, być może jest adwokatem, nie wiem, ale to powoduje, że czuję po raz pierwszy w...rw i chęć walki.
Nie znam się na procedurach, ale to z pewnością nie jest OK... mam wsparcie chłopaka, rodziny, przyjaciół, postanawiam nie odpuszczać, wiem jednocześnie, że większość by się poddała, tak silny czuję nacisk pani w prokuraturze, 'żeby chłopakowi nie niszczyć życia’.
W sądzie jest już inaczej, ale tylko dlatego, że dozorczyni bloku widziała, jak gwałciciel idzie za mną, jak wbiega za mną do klatki, co wzbudziło jej podejrzenia, linia obrony gwałciciela zostaje dzięki jej zeznaniom obalona.
W podsumowaniu 'sędzia nie ma wątpliwości co do prawdziwości zeznań poszkodowanej’. Zapada wyrok. Zawiasy i obowiązkowe leczenie psychiatryczne dla sprawcy. Nigdy publicznie o tym nie mówiłam".