Monika Jagaciak o macierzyństwie. Bardzo się zmieniła
Monika Jagaciak wyznała, że po urodzeniu córki nie było lekko. Wiele też zmieniło się w jej związku.
Monika Jagaciak niedawno została mamą po raz pierwszy. Modelka zadebiutowała w nowej roli na okładce "Vogue", a teraz udzieliła wywiadu na blogu Ani Lewandowskiej.
Gwiazda zdradziła, czy bała się porodu.
- Nie, szczerze mówiąc w ogóle się nie bałam. Dużo o nim czytałam, nawet myślę, że za dużo. Byłam do niego przygotowana na 100 proc. Pamiętam, że po samym porodzie śmiałam się do siebie, bo dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że w ogóle nic nie czytałam na temat opiekowania się dzieckiem, a tu obok mnie nagle taki malutki noworodek - powiedziała.
ZOBACZ: Modelka "odkryta" w kościele: napisała dziewczyna z tej samej parafii
Monika Jagaciak rodziła w Stanach. Opowiedziała też o swoich doświadczeniach.
- Miałam szczęście, bo byłam trochę przerażona różnymi historiami, statystykami i artykułami w internecie. Np. jeżeli chodzi o umieralność przy porodzie, to Stany – jak na tak rozwinięty kraj – są bardzo wysoko w rankingu. Ten problem dotyczy głównie kobiet z ciemniejszym odcieniem skóry, które mają gorsze ubezpieczenie. Ja zrobiłam dość duży research, rodziłam w szpitalu na Brooklynie, który odwiedzałam niemal co dwa tygodnie – chodziłam tam na wizyty do położnych; to u nich prowadziłam swoją ciążę, nie u ginekologa: takie podejście bardziej naturalne - dodała.
Modelka rodziła w obecności męża. Oboje są bardzo szczęśliwi, że Mila pojawiła się na świecie. Początki były jednak trudne.
- Niestety Mila, jak się urodziła, to nie zaczęła od razu płakać, więc dosłownie po 2 minutach zabrano mi ją z klatki piersiowej i umieszczono w inkubatorze. To mój mąż był tą pierwsza osobą, która mogła z nią spędzić czas, kiedy zaczęła już poprawnie oddychać. To Branislav ją kangurował.
Monika Jagaciak zdradziła, że po porodzie wiele zmieniło się w jej związku.
- Na początku było dosyć ciężko między nami: pierwsze dziecko, przestawienie całego trybu dnia, życia, do tego przeprowadzki – konflikty tworzyły się częściej. Ale zawsze powtarzam, że nie ufam osobom, które są w związkach i się w ogóle nie kłócą. Sprzeczki są zdrowe i potrzebne: to jest czasem jedyny sposób, by iść do przodu według mnie.