Nergal o billboardach Ordo Blasfemia: "to ostatni dzwonek, żeby się postawić"
Adam Darski wystartował z kampanią Ordo Blasfemia, której celem, w największym skrócie, jest walka o wolną sztukę w świeckim państwie. Do Nergala dołączyło wielu polskich artystów, a na ulicach Warszawy pojawiły się promujące kampanię billboadry. Muzyk w programie Newsroom opowiedział, jakie przesłanie się za nim kryje i jakie są założenia wspólnego działania artystów. - To jest ostatni dzwonek, żeby się postawić. (…) To nie jest państwo wyznaniowe. W Polsce wciąż nominalnie rządzi pluralizm i mamy prawo do krytyki – mówi. Posłuchajcie fragmentu rozmowy.
To pan stoi za tymi bilbordami. Zn… Rozwiń
Transkrypcja:
To pan stoi za tymi bilbordami.
Znaczy nie, w tej chwili jestem w studiu, tam chyba ktoś inny stoi za nimi.
O co chodzi, co to za przesłanie?
Przesłanie tak naprawdę jest dość szerokie. Gdzieś mam nadzieję, że działa,
rezonuje wielotorowo. Bo tak naprawdę wszystko się sprowadza do tego, że coraz częściej w
Polsce jesteśmy świadkami cenzury,
która coraz gwałtowniej, coraz śmielej, coraz wulgarniej, można powiedzieć, wchodzi w nasze życia. Knebluje nam usta, wiąże
nam ręce i tak dalej. Ja od parunastu lat zderzam
się tak naprawdę z legalnymi problemami na salach sądowych, mówię tutaj o
artykule właśnie 196, który jest wykorzystywany jak ta polityczna pałka na tych wszystkich,
którzy są obecnej władzy niewygodni. Czyli którzy ideologiczne, filozoficznie, że tak powiem,
z drugiej strony franki stoją. Mówię o ludziach niewierzących, o wierzących inne rzeczy, o
wszelakich odłamach jakiś tam new age'owych, ale też po prostu alternatywnych
dla religii, która ma niestety monopol w Polsce, czyli dla polskiego katolicyzmu, który
jest z partią rządzącą, czyli z PiS-em, jest silnie scementowany. I coraz częściej dostajemy
rykoszetem z tego powodu, coraz częściej dostajemy po łapkach, coraz częściej jesteśmy stawiani
po prostu do kąta, bo tego nie wolno, tego nie wolno, to obraża uczucia religijne - coraz częściej mówi się tych
uczuciach religijnych. Tylko że jeszcze nikt z tych oskarżających nas o łamanie tych uczuć,
nie zdefiniował ich. Więc mówimy tu o jakiś fantazmatach. I wydaje mi się, że już to
jest ostatni
dzwonek, żeby po prostu się postawić i powiedzieć "nie, nie możecie tak funkcjonować, nie macie monopolu,
to nie jest państwo wyznaniowe". W Polsce wciąż nominalnie rządzi
pluralizm, więc my mamy prawo do krytyki.