Jest osobą wierzącą. Zabrała głos ws. aborcji
- To nie jest film o aborcji, tylko o 14-letnim dziecku, które zachodzi w ciążę - mówi Olga Bołądź, reżyserka filmu "Alicja i żabka", w rozmowie z Magdaleną Rigamonti. Aktorka podkreśla, że jest za prawem wyboru, choć daleko jej do hasła "aborcja jest ok". Jej zdaniem jednak, są sytuacje, kiedy jest to jedyne dobre wyjście.
Filmowy debiut Olgi Bołądź został niedawno doceniony przez jury jednego z najważniejszych filmowych festiwali w Polsce. Zainspirowana prawdziwą historią "Alicja i żabka" wygrała konkurs filmów krótkometrażowych na 45. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Prace nad filmem-baśnią trwały cztery lata, a efekt końcowy jest owocem pracy kilku artystek, które Olga Bołądź zaprosiła do współpracy i z którymi założyła fundację Gerlsy. W najnowszym wywiadzie dla "Dziennika Gazety Prawnej" aktorka opowiada o kulisach powstania "Alicji i żabki", filmu który, jak sama podkreśla, jest jej artystycznym dzieckiem. I stanowczo protestuje, gdy dziennikarka nazywa go filmem o aborcji.
"Jeszcze raz mówię, że to nie jest film o samej aborcji, tylko o prawie do decydowania o sobie, o prawie do decyzji. 'Alicja i żabka' to nie opowieść za albo przeciw" - podkreśla reżyserka w rozmowie z Magdaleną Rigamonti i przypomina, że fabuła zainspirowana jest prawdziwą historią 14-latki, którą przed laty żyły polskie media.
Gwiazdy wspierają protesty kobiet
Los ciężarnej dziewczynki, której wbrew prawu odmawiano aborcji, i na której wywierano wszelką możliwą presję, stał się w 2008 roku tematem gorącej, publicznej dyskusji. Niesłusznie zresztą, co podkreśla Olga Bołądź, pytając retorycznie: "czy sprawa dziewczynki w ciąży to polityka?". Reżyserka przypomina, jak pierwowzór jej filmowej bohaterki zniechęcano do zabiegu, jak separowano ją z własną matką, jak lekarze zasłaniali się klauzulą sumienia lub stwierdzali, że "ma szerokie biodra, będzie rodziła jak ta lala". Zdaniem Olgi Bołądź, kompletnie zapominając o tym, że troską trzeba objąć nie tylko rozwijające się w łonie nastolatki dziecko, ale przede wszystkim jego matkę, która sama tym dzieckiem jest.
Autorka wywiadu wspomniała o tym, że reżyserka zabrała głos w sprawie aborcji nie tylko swoim filmem, ale także po ostatnim wyroku Trybunału Konstytucyjnego, wspierając protesty kobiet. Aktorka podkreśliła, że jest przede wszystkim zwolenniczką prawa do wyboru i nie podobają jej się żadne skrajne propozycje, które padają z  przeciwnych stron światopoglądowego sporu.
"(Aborcja) Nie jest OK. Dla mnie nie jest. Znam dziewczyny, które zrobiły aborcję i często były to traumatyczne decyzje. (...) Jestem liberalna, za wyborem, ale nie za skrajnością, a skrajnością jest mówienie, że aborcja jest OK" - czytamy w wywiadzie.
Bołądź przyznała, że sama nie wie, jak by się zachowała, stojąc przed takim dylematem. "Jestem za wyborem. Jeśli ktoś nie chce urodzić dziecka, nie zmuszajmy go do tego. I proszę zrozumieć, że naprawdę trudno mi o tym wszystkim mówić, ponieważ jestem osobą wierzącą, dla mnie życie jest życiem. Wiem jednak, że czasami aborcja jest jedynym dobrym wyjściem".
Olga Bołądź przyznała, że jest osobą wierzącą choć, co podkreśliła wyraźnie, nie należy do Kościoła Katolickiego.
"Nie jestem katoliczką, tylko wierzącą chrześcijanką. Chodzę do protestantów na nabożeństwa, do Kościołów otwartych, do miejsc światłych, w których ludzie są wykształceni i pokorni wobec tego, co się dzieje na świecie. Istotne jest, że w takim Kościele nigdy nie ma odrzucenia i oceniania. Kieruję się wyłącznie Biblią, do nikogo nie należę, modlę się do Boga. To jest fascynujące, że w wierze jest wolność. Kiedy trwały protesty kobiet, jeden z pastorów napisał do innych, że powinni być teraz na ulicach, razem z kobietami, bo przecież Jezus był z ludźmi. Chrześcijaństwo to dla mnie bycie blisko człowieka i kochanie, miłość, a nie ocenianie. Zrobiłam ten film jako osoba wierząca, opowiedziałam indywidualną historię dziewczyny. I tak, miała prawo dokonać aborcji, bo tak zdecydowała" - stwierdziła Olga Bołądź.
Trwa ładowanie wpisu: instagram