Party Challenge by Desperados. Pierwszy Wielki Finał już za nami
Instytut Energetyki w Warszawie to miejsce imponujące. Gigantycznych rozmiarów przestrzeń już lata temu wpisała się złotymi zgłoskami w historię epickich imprez. Jednak to, co wydarzyło się tam wczoraj, otwiera zupełnie nowy rozdział w pięknej sztuce imprezowania. I słowo „sztuka” nie jest tu przypadkowe ani na wyrost. Masywna budowla zmieniła się w największy klub, jaki można znaleźć pod tą szerokością geograficzną za sprawą Pierwszego Wielkiego Finału Party Challenge by Desperados! Szczęśliwcy byli świadkami prawdziwego pojedynku tytanów.
Idea Party Challenge by Desperados jest prosta: wyłonić mistrzowską ekipę rozkręcającą najlepsze imprezy w Polsce. Można tego dokonać tylko poprzez bezpośrednie pojedynki, w których jurorami są najbardziej wymagający i doświadczeni imprezowicze. Zanim załogi Szpadyzor Records, Mewy Towarzyskiej, Wiadomo i Flirtini mogły przystąpić do rozrysowywania strategii podbicia Instytutu musiały udowodnić swoją pozycję na swoim terenie. Pojedynki w Poznaniu, Krakowie, Warszawie i Gdańsku do najlżejszych nie należały, ale za to wyłoniły składy gwarantujące zabawę na najwyższym poziomie.
Choć oficjalnie pierwsze finałowe sety startowały o północy, to już dwie godziny wcześniej przestrzenie IEn zapełniały się miłośnikami imprezowania. Jednymi z najbardziej niecierpliwych okazali się Kędzior i Jankes, którzy jako pierwsi ze znanych postaci wjechali na imprezę. Może to taka punktualność radiowców? Może coś innego. Po nich pojawili się kolejni, a fotografowie na „ściance” mieli pełne ręce roboty. W tłumie można było spotkać Sławka Uniatowskiego, modela i DJ-a Adama Bogutę, Zosię Zborowską, Wujaszka Liestyle, modelki Jagodę Judzińską i Martę Sędzicką czy blogerkę Panią Ekscelencję.
Ten niezwykły wieczór rozpoczął set dobrze znanego polskim klubowiczom Michała „bshosy" Brzozowskiego. Później tłum zagrzewali do zabawy przybysze ze świata mrocznych gitar, czyli White Lies DJ Set. Zaś równo o północy nastąpiło wielkie starcie finalistów. Ekipa Szpadyzorów rozpoczęła zabawnym cytatem z występu Dawida Podsiadło podczas roastu Kuby Wojewódzkiego, później gigantyczną scenę opanowała Mewa Towarzyska. Sopocianie wjechali na scenę w iście bizantyjskim stylu, z flagami, tancerzami i królowymi twerku. To musiało zrobić wrażenie. I zrobiło. Pirotechnika, światła, efekty wizualne towarzyszące każdemu setowi oraz potężne basy, z których słyną członkowie Wiadomo, utrzymywały odpowiednią temperaturę. Ostatnią pozycję startową wylosowało Flirtini. Podczas ich występu Rast (Rasmentalism) zapowiadał w swoim stylu – „Poproszę o delikatne oklaski dla...” i tu nastąpiło szybkie streszczenie tego, co do tej pory widzieliśmy. „Dziękujemy wszystkim supportom, teraz czas na prawdziwą gwiazdę!". Po chwili mogło wydawać się, że wszystko jest jasne. Ale nie było. Bo to była dopiero pierwsza runda.
Kolejne, coraz dynamiczniejsze i coraz krótsze rozpoczynały się natychmiast po zakończeniu poprzednich. Imprezowa karuzela przyspieszała, a walczące ze sobą ekipy rzucały na stół coraz mocniejsze karty. Szpadyzor Records stawiał na doskonały rap, ekipa Wiadomo na klasykę i potęgę basów, a Flirtini m.in. na zapowiedzi godne walk bokserskich o mistrzowski pas w najcięższej wadze. Im dalej w las, tym więcej drzew... płonęło. Mewa Towarzyska kręciła imprezę, nie zważając na koszty i ofiary. Tancerze z gigantycznymi flagami, gorące tancerki wirujące z ogniem (i plujące nim!), czyli widowiskowe fire-show. W trzeciej rundzie sopocki DJ zmienił się w MC, chwycił za mikrofon i pojechał z udanym freestylem. Tak zdobywa się tytuł Mistrza w Wielkim Finale Party Challenge by Desperados. Dodajmy tytuł ze wszech miar zasłużony, choć cząstkowe wyniki pokazywane na gigantycznym telebimie gdzieś w trakcie drugiej rundy wskazywały innego zwycięzcę.
Pierwsze w historii wręczenie statuetki dla laureata Finału Party Challenge by Desperados przysłoniła tona konfetti, szampany i eksplozja radości. Jeśli niektórym wydawało się, że to kulminacyjny moment imprezy, to czekała na nich zła wiadomość. Noc wchodziła w najgorętszy etap. Impreza trwała w najlepsze. Swoim setem kosił Sir Bob Cornelius Rifo, czyli SBCR z legendarnej ekipy The Bloody Beetroots oraz headliner znad Wisły – Auer, którego chyba nikomu przedstawiać nie trzeba...
Pierwszy Wielki Finał Party Challenge by Desperados za nami. Poprzeczka wisi bardzo wysoko.
Partnerem galerii jest Party Challenge by Desperados