Powrót "szalonego cyrku". Fantastyczny koncert Slipknot w Łodzi
Slipknot i Behemoth na jednej scenie. Dwa niesamowicie silne zespoły we wspólnej trasie. Idealne rozpoczęcie koncertowego roku w Polsce. Wrota piekieł zostały otwarte!
Zapowiadający się piekielnie ciężko wieczór został otwarty przez koncert zespołu wyciągniętego prosto z (polskiego) piekła. Behemoth to zespół kontrowersyjny na wielu płaszczyznach, któremu jednak nie można zarzucić braku oddania się temu, co robią. A robią to naprawdę dobrze. Czarna scena, hipnotyzująca i przerażająca zarazem, przed koncertem mogła zapowiadać tylko jedno – lekko nie będzie. No i nie było.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Ikona reprezentująca najczarniejszą stronę metalu zarówno w Polsce jak i na świecie pokazała idealnie zgrane pod kątem wizualnym oraz dźwiękowym, wypełnione mrokiem widowisko. Światowy poziom prowadzenia sztuki scenicznej. Wrota piekieł zostały otwarte.
Rozpoczęli od materiału z najnowszej płyty, pozornie niewinnie, od dziecięcych zaśpiewów "Solve", które przeszło w agresywne "Wolves Ov Siberia". Następnie ewangeliczne "Daimonos" utwierdziło mnie w przekonaniu, że diabelski orszak już nie zamierza zwolnić. Modlitwa do samego Szatana "Ora Pro Nobis Lucifer" przetoczyła się jak walec po publice, miażdżąc wszystko na swojej drodze.
Dzieło zniszczenia kontynuowały "Bartzabel" niczym czarna msza oraz "Room 5:8". Publiczność nie oszczędzała gardeł i równo dotrzymywała kroku Nergalowi. Genialne "Ov Fire and Void" oraz "Chant for Eschaton 2000" dokończyły dzieła, będąc beczką oliwy wrzuconą na stos, rozpalając już i tak gorące serca fanów zgromadzonych pod sceną. Wielka szkoda, że nie mieli więcej czasu i że nagłośnienie nie sprostało znakomitemu poziomowi, jaki prezentował Behemoth.
Powrót "szalonego cyrku" do Polski
Wrócili! Po nagraniu szóstego studyjnego albumu "We Are Not Your Kind", banda nienawistnej dziewiątki wyruszyła w trasę promującą materiał sięgający szczytów list sprzedażowych na całym świecie. Szczęśliwie dotarli również do Polski.
Zespół słynący z unikalnego podejścia do heavy metalowego stylu nie rozczarował głodnej ciężkiego brzmienia publiczności. Od samego wejścia na scenę wystartowali z nowym, przygniatającym swoją wagą, doskonale skomponowanym "gruzem". Bomby wydobywające się z membran bębnów trójosobowej sekcji perkusyjnej, wzbogacone o pokazy pirotechniczne to czysta uczta dla oczu i uszu kochających najcięższe dźwięki. Wraz z riffami trzech pokręconych gitarzystów, i szalonym DJ-em na pokładzie dosłownie rozrywało ściany łódzkiej hali. Ciężko, głośno, agresywnie – Slipknot!
Niewąska setlista ułożona pod trasę, w której nie mogło zabraknąć perełek z poprzednich wydawnictw, wypadła bezbłędnie. Wszak nie tylko najnowszym albumem Slipknot żyje. Eksplozja "Nero Forte" doładowana "Before I Forget", przechodząca po treściwym przemówieniu wokalisty w "New Abortion", podpalona niezapomnianym "Psychosocial", aby znowu przygnieść świeżym "Solway Firth" i na koniec dać kopa fenomenalnie zaaranżowanemu, ukazującego wokalne walory frontmana Coreya Taylora "Vermillion". REWELACJA!
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Krytycy mogą spekulować nad muzyczną formą przekazu artystów z zespołu Slipknot. Nie można jednak przejść obojętnie obok dźwięku wydobywającego się przy uderzeniu podpalonym kijem baseballowym w metalową beczkę przez jednego z perkusistów w utworze kończącym główny set – "Duality". Arcydzieło w prostocie i punkt kulminacyjny sztuki zaprezentowanej przez bohaterów z Iowa.
Moc oklasków i krzyki, w których było słychać błaganie o swoiste dokończenie dzieła zniszczenia, opłaciło się wyjściem zespołu na bisy.
Apogeum wieczoru okazały się numery kończące i korzenie, z których zespół zasłynął na świecie: "(SIC)", "People = Shit" oraz "Surfacing". Ależ to była nasączona agresją uczta dla koneserów bezkompromisowego ciężkiego grania! Nic tylko czekać na następne tak dobre widowisko. "We Are Not Your Kind"… Dużo w tym prawdy!
Mimo mocno średniej akustyki, jaką zaprezentowała łódzka Atlas Arena, to i tak ociekające wielką mocą wydarzenie. Dwa niesamowicie silne zespoły na jednej scenie, na wspólnej trasie. Idealne rozpoczęcie koncertowego roku w Polsce. Nic tylko wypatrywać i mieć nadzieję na szybki powrót, aby przeżyć to jeszcze raz. Petarda!