Proces Maleńczuka. Chcą dla niego kary więzienia
Wraca głośna sprawa o uderzenie działacza pro-life przez Macieja Maleńczuka. Muzyk miał awanturować się podczas pikiety, zniszczyć antyaborcyjny baner i uderzyć w żuchwę jednego z mężczyzn. Są nowe doniesienia z sądu.
Sprawa dotyczy wydarzeń z 17 grudnia 2016 r. na Rynku Głównym w Krakowie. Odbywał się tam protest, zorganizowany przez Partię Razem, przeciwko wypowiedzeniu przez rząd konwencji antyprzemocowej. Na manifestacji pojawili się członkowie Komitetu Obrony Demokracji, by wyrazić solidarność z opozycją okupującą salę plenarną Sejmu. Nieopodal antyaborcyjną demonstrację zorganizowała fundacja Pro-Prawo do Życia. Uczestniczyło w niej pięć osób. Wśród nich wolontariusz Łukasz Konieczny.
Mężczyzna zgłosił, że został przez Maleńczuka uderzony w żuchwę. W imieniu poszkodowanego prywatny akt oskarżenia przygotowali prawnicy Fundacji Instytut na Rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris. Jak podkreślono w akcie oskarżenia, "muzyk chełpił się potem atakiem na portalu społecznościowym, co dowodzi, że nie szanuje prawa".
Zobacz: Aleksandra Domańska wspomina pracę u Smarzowskiego. "Miałam czarno przed oczami"
3 grudnia odbyła się ostatnia rozprawa, podczas której wygłoszono mowy końcowe. Czego się dowiadujemy?
Z relacji PAP wynika, że wyjaśniono sprawę rzekomego wpisu Maleńczuka na Facebooku, gdzie miał przyznać się do winy. Wyszło natomiast, że wpis dokonano z IP komputera, który należy do firmy zatrudniającej w tamtym czasie 120 pracowników. Właściciel firmy nie miał o niczym pojęcia. Sam fakt, że został wezwany do sądu, był dla niego czymś zaskakującym.
Co więcej, prawniczka Maleńczuka krytycznie skomentowała to, że w sprawę zaangażowała się prokuratura.
- Ja pytam: w jaki sposób prokuratura broni interesu pobitych na przykład podczas marszu 11 listopada kobiet? W tych sprawach prokurator nie występuje po stronie kobiet. A tu "pilnuje interesu publicznego", czyli interesu mężczyzny, który powiedział do Macieja Maleńczuka: "s... ch...", i który okazał się osobą kompletnie niepoczytalną, która za swoje czyny nie ponosi odpowiedzialności karnej? - powiedziała adwokat Marta Lech.
Chcą kary miesiąca więzienia
Z perspektywy Maleńczuka sytuacja wyglądała inaczej. Miał podejść do działaczy pro-life, pytać, co robią na Rynku z antyaborcyjnymi banerami, po czym uderzyć w jeden z nich. Działacz ruszył na niego, więc Maleńczuk miał go odepchnąć.
- Maleńczuk, nie dość, że odpowiedział już za niszczenie baneru, może teraz ponieść odpowiedzialność za to, że sam został zaatakowany i że odepchnął atak. Organizacja pro-life i pokrzywdzony żądają dla niego kary pozbawienia wolności w zawieszeniu - komentuje prawniczka muzyka.
Adwokat Maciej Kryczka z Ordo Iuris jest jednak zdania, że sprawa facebookowego wpisu nie jest do końca wyjaśniona, a sam tekst rzekomo opublikowany przez Maleńczuka "wskazuje na wysoką społeczną szkodliwość czynu i może wskazywać na zamiar".
- W mowie końcowej zwróciłem uwagę na motyw sprawcy. Oskarżony wyjaśniał, że wdał się w dyskusję z uwagi na niechęć wobec treści banerów, a uderzając pokrzywdzonego odpierał atak. Moim zdaniem zastąpił argument słowa, argumentem siły niedopuszczalnym w debacie społecznej - skomentował Kryczka w rozmowie z PAP.
I dodał, że działacz "realizował prawo do głoszenia własnego poglądu na temat aborcji". Dla Maleńczuka domagają się miesiąca pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Wyrok ma zapaść 17 grudnia.