"Rammstein to 25 lat mojego życia". Dziennikarka o aferze z odurzaniem i molestowaniem młodych kobiet. Ona też trafiła na backstage
Till Lindermann, wokalista zespołu Rammstein, został oskarżony przez kilka kobiet o napaść na tle seksualnym. Ofiary miały być odurzane przed koncertami i wykorzystywane seksualnie po występach grupy. Do zarzutów odniosła się dziennikarka Adriana Rozwadowska, fanka niemieckiej grupy.
Berlińska prokuratura rozpoczęła śledztwo w sprawie odurzania i gwałcenia lub molestowania młodych kobiet przez wokalistę zespołu Rammstein Tilla Lindemanna. Poinformowała o tym "Berliner Zeitung". Wcześniej głośno zrobiło się o sprawie Irlandki Shelby Lynn, która była na koncercie swojego idola w Wilnie. Wróciła z niego pokiereszowana, a gdy chciała złożyć zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na policji, odmówiono jej tego prawa. I na Litwie, i w Irlandii Północnej. Pokazała więc swoje siniaki w sieci. Wówczas sprawa nabrała rozgłosu, w końcu zajęła się nią prokuratura w Berlinie.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Na temat procederu, który mógł trwać latami, teraz wypowiedziała się dziennikarka Adrianna Rozwadowska. "A jeśli chodzi o skandal związany z wykorzystywaniem kobiet przez Tilla Lindemanna, czuję się osobą szczególnie uprawnioną do zajęcia w tej sprawie stanowiska, ponieważ Rammstein to 25 lat mojego życia, byłam na backstage'u Rammsteina, jestem kobietą, no i stempelek moim wspomnieniom przybił wczoraj mężczyzna" - zaczęła swój wpis opublikowany na facebookowym profilu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Karolina Pisarek: "Nie zawsze wierzyłam w siebie"
Rozwadowska opowiedziała o swojej miłości do zespołu, jego muzyki i samego języka niemieckiego, który później postanowiła studiować. "(...) gdyby nie Rammstein, możliwe, że nie studiowałabym wcale niczego, ominęłoby mnie także wiele wspaniałych doświadczeń w życiu dorosłym – choćby praca dla niemieckiej telewizji" - stwierdziła.
Dziennikarka w 2011 r. była na koncercie grupy i trafiła na backstage. "(...) mój ówczesny chłopak poszedł oddać kurtki do szatni, ja zaś stałam sobie w hallu Ergo Areny, czekając na początek koncertu. Właśnie wtedy podszedł do mnie niski, śniady mężczyzna i zapytał, czy mówię po niemiecku. Dzięki jego pracodawcy mówiłam" - wspomina Rozwadowska, której zaproponowano imprezę na backstage'u po koncercie.
Dalej wszystko poszło gładko: "(...) trudno było powiedzieć 'nie', bo to zwyczajnie nadzwyczajne, że nagle, zupełnie o to nie zabiegając, otrzymujesz ofertę przyjrzenia się z bliska ludziom, którzy umeblowali ci życie. Zgodziłam się, facet zapiął mi na nadgarstku kolorową wstążeczkę, poinstruował, dokąd mam udać się po koncercie, i odszedł. Potem, w trakcie koncertu, spostrzegłam dwie dziewczyny z takimi samymi wstążeczkami. Zaczęłam mieć przelotne, nie do końca uświadomione myśli".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Po koncercie dziewczyny ze wstążkami na nadgarstkach poszły z kilkoma mężczyznami na tyły areny. Na miejscu nie było za dużo alkoholu, raczej napoje bezalkoholowe, a muzycy zespołu nie narzucali się. Tańczyli z dziewczynami, rozdawali autografy, wychodzili i wracali. Dopiero po latach, gdy wybuchła afera z molestowaniem, Rozwadowska uświadomiła sobie kilka rzeczy.
"Wrażenie pierwsze było takie, że wszystkie dziewczyny, te niemal wyłącznie same dziewczyny, reprezentowały dwa bardzo konkretne typy urody. To była inwazja klonów. Wrażenie drugie było takie, że większość z nich była ponadprzeciętnie piękna. Wrażenie trzecie zaś, że panowie wchodząc i wychodząc, rozglądając się pomiędzy tańcami i autografami, robią sobie przegląd pola. (...) po dwóch czy trzech godzinach zwyczajnie sobie poszłam. Pan goryl zespołu, który mnie wypuszczał, kilka razy pytał, czy aby na pewno chcę wyjść, czy może wezwać pomoc, a może coś mi dolega? " - wspomina dziennikarka, która, aby upewnić się, że jej wspomnienia nie zostały wypaczone, skontaktowała się nawet z byłym chłopakiem.
"Ewidentnie wyszukiwali atrakcyjnych dziewczyn na afterparty, cel był pewnie wiadomy" - stwierdził.
"I tu zapewne wiele osób zapyta mnie, to po jaką cholerę tam szłam. Skoro szłam, to pewnie chciałam. To prawda, chciałam, pytanie jednak, czego. Odpowiedziałam też już wyżej: szłam z ciekawości, z chęci przyjrzenia się temu wszystkiemu, co było dla mnie tak ważne, z bliska" - wyznała dziennikarka. Nie ma w tym oczywiście niczego złego.
Jak przyznała Rozwadowska, kobiety chcą wierzyć, że gdy poznają mężczyznę, nie zostaną źle potraktowane, odurzone i zgwałcone, a po prostu wspólnie spędzą czas, polubią się. Niestety, rzeczywistość jest dużo bardziej mroczna. Przynajmniej dla kobiet, bo "facet nie będzie z difoltu podejrzewał, że padnie ofiarą pigułki gwałtu, że jest postrzegany wyłącznie jako przedmiot".
"W świetle tego, co widziałam (...) wierzę tym dziewczynom całkowicie, nawet jeśli nie chcę wierzyć, mam doskonałe powody, żeby w zakamarkach duszy je winić, że coś mi tam w życiu aktualnie upadło. (...) Jest mi okropnie przykro" - podsumowała, dodając, że prawdopodobnie i tak będzie słuchać muzyki zespołu Rammstein.
60-letni Till Lindemann nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów.
Trwa ładowanie wpisu: instagram
Trwa ładowanie wpisu: instagram
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" masakrujemy szokującego i rozseksualizowanego "Idola" od HBO, znęcamy się nad Arnoldem Schwarzeneggerem i jego Netfliksowym "FUBAR-em" i, dla równowagi, polecamy najlepsze seriale wszech czasów. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.