Lidia Wysocka. Gdy wybuchła wojna, pod dom zajechały limuzyny. Tak się zaczęło
Pięknym i utalentowanym kobietom żyje się łatwiej? Pomaga im to w karierze i codziennym życiu? Doskonałym przykładem na potwierdzenie lub obalenie tej tezy będzie przypadek Lidii Wysockiej.
Kobiety, która nie tylko zniewalała urodą i wdziękiem, ale też była wszechstronnie utalentowana. Świetna aktorka. Piosenkarka. Tancerka. W którymś momencie to jej nie wystarczyło – zajęła się reżyserią. Ale też pisaniem. Miała cięte pióro. Jej felietony były tyleż złośliwe, co błyskotliwe. Pisała je do czasu, aż w którymś momencie uznano je za niewygodne. - Poległam. Były za złośliwe. Przestały się podobać, nazwijmy to odgórnie. Byłam złośliwą staruszką – mówiła z błyskiem w oku po latach Stanisławowi Janickiemu w programie "W Iluzjonie". I jeszcze coś – widziała ludzi takimi, jakimi byli, a to niezwykle rzadki przypadek. Nie tylko w świecie artystycznym. Nigdy nie narzekała. Stać ją było na szczerość. W stosunku do siebie też.