Trwa ładowanie...
Scorpions, "Wind of Change" i CIA. Ile prawdy jest w plotce?
Źródło: Getty Images
30-09-2020 17:34

Scorpions, "Wind of Change" i CIA. Ile prawdy jest w plotce?

31 lat temu enerdowskie trabanty po raz pierwszy wjechały do Berlina Zachodniego. Rok później Niemcy się zjednoczyły, a Związek Radziecki - rozpadł. Te trzy wydarzenia łączy piosenka "Wind of Change". I plotka, że napisała ją CIA, a nie zespół Scorpions.

Znacie pewnie te słowa: ”I follow the Moskva, down to Gorki Park, listening to the wind of change”. Po polsku: "Idę brzegiem Moskwy, do Parku Gorkiego, słucham wiatru przemian". Po rosyjsku, bo taką wersję Scorpionsi też nagrali, idzie to mniej więcej tak: "nabereżnoj Moskwu, idu k Parku Gorkowo, słuszaju ja weter peremeń".

Historia powstania jednego z największych przebojów w historii rocka wygląda tak: pewnego dnia Klaus Meine, wokalista Scorpions, wybrał się na krótki rejs łodzią po rzece Moskwie i poczuł na twarzy wiejący od strony wody wiatr. Ten wiatr zainspirował go do napisania piosenki, przy której łkał Michaił Gorbaczow.

WIATR ZMIAN

W nocy z 8 na 9 listopada 1989 r. upadł mur berliński. 3 października 1990 stało się coś, w jeszcze rok wcześniej mało kto by uwierzył: podzielone od 1945 roku Niemcy – po lewej stronie łazienka, po prawej stronie kuchenka - zjednoczyły się. Utwór "Wind of Change” ukazał się na albumie "Crazy World" miesiąc później, 6 listopada 1990 roku. W styczniu 1991 r., tuż po upadku puczu Janajewa w Moskwie, utwór wyszedł na singlu.

dltuoxj

Piosenka okazała się - bez przesady - pokoleniowym hymnem Europy. Kto miał w trabancie radio, mógł sobie włączyć ją na cały regulator, pędząc po RFN-owskiej autobahnie w drodze po pierwsze porządne zakupy. Od Lizbony po Władywostok pół świata nuciło, gwizdało i śpiewało o tym, że możemy żyć – my ze Wschodu i wy z Zachodu – jak bracia.

Źródło: Getty Images

W Związku Radzieckim Michaił Gorbaczow próbował jeszcze - za pomocą reform, czyli pierestrojki - ratować ZSRR, ale nie za bardzo było co ratować. W Polsce, Czechosłowacji, NRD, na Węgrzech i w Rumunii upadały reżimy, ruszały reformy. Piosenka trafiła w swój czas.

Singiel "Wind of Change" sprzedał się w 14 milionach egzemplarzy. Trafił na listy przebojów w kilkudziesięciu krajach. Na YouTube do dziś ma blisko 800 milinów odtworzeń. Siła tego hitu przyciągnęła 26 sierpnia 2000 r. do Krakowa 800 tysięcy fanów.

Piękna historia. I jak wszystkie historie, ma swoją alternatywną wersję.

CIA PIOSENKI PISZE

W 1990 roku nie było jeszcze wiadomo, czy Rosjanie będą gotowi na zmiany i czy władzy na Kremlu nie przejmie twardogłowy partyjny beton. Po upadku muru berlińskiego ZSRR przetrwał przecież jeszcze dobrych kilkanaście miesięcy. Dopiero 26 grudnia 1991 roku doszło do samorozwiązania komunistycznego imperium. W Rosjanach musiało wzejść ziarno zmian.

Ktoś musiał je przecież zasadzić. Ludzie przecież nie mogą tak sami z siebie historii zmieniać, prawda? (Tak, puszczam tu oko).

To, rzekomo, było zadanie CIA: muzyka miała zasiać w głowach Rosjan pozytywy przekaz, że warto zmieniać świat. Taka podprogowa incepcja, nie za pomocą ulotek czy propagandy, ale subtelniej, przy użyciu łatwej do zanucenia melodii. Najlepiej niemieckiego zespołu.

dltuoxj

Domyślam się waszej reakcji. Wiadomo, znaczące puknięcie się w głowę. Czy nie mamy dosyć teorii spiskowych, o koronawirusie, 5G i masonach? Czy naprawdę potrzebna nam kolejna teoria spiskowa? Musicie, wy dziennikarze, psuć nam, fanom muzyki, nastrój, tymi waszymi bzdurami, że to CIA pisze piękne przeboje, przy których płakaliśmy? Czy za wszystkim trzeba postawić agentów i służby specjalne? Czy nie wystarczy, że minister kultury Rosji Władimir Medinski uważa, iż Netflix jest wymysłem CIA, mającym na celu ryć głowy młodych rosyjskich patriotów?

I skąd w ogóle ta teoria?

Otóż przedstawił ją amerykański dziennikarz Patrick Radden Keefe z szanowanego tygodnika "The New Yorker". Na platformie Spotify można odsłuchać jego podcast, zatytułowany "Wind of Change".

Patrick Radden Kaffe to żaden szaleniec. To solidny dziennikarz, absolwent prestiżowego uniwersytetu Yale oraz autor wydanej także w Polsce książki "Cokolwiek powiesz, nic nie mów" o zbrodniach w Irlandii Północnej w latach 70. i 80. Za tę książkę dostał Amerykańską Nagrodę Krytyków Literackich. Na pewno nie jest więc pozbawionym zdrowego rozsądku mitomanem.

Źródło: Getty Images/ Wokalista Scorpions Klaus Meine z radzieckim żołnierzem i bałałajką w 1989 roku w Moskwie

W całkiem sprawnie poprowadzonym wywodzie Keeffe twierdzi, że usłyszał kiedyś, od agenta CIA w Waszyngtonie, że słynny utwór "Wind of Change" niemieckiego zespołu Scorpions został tak naprawdę napisany przez… CIA. Keefe dodaje, że był to wiarygodny agent, który nie miał potrzeby zmyślania. Wcześniej nie kłamał na temat innych operacji agencji.

KULTUROWA ZIMNA WOJNA

Dziennikarz zastrzega, że nie przesądza o prawdziwości rewelacji agenta. Raczej, jak na solidnego dziennikarza przystało, Keefe sprawdza, pyta, drąży i szuka odpowiedzi w siedzibie CIA, w Leningradzie, Moskwie i Berlinie.

Zapytacie: po co? Czy Keefe ma jakiekolwiek logiczne podstawy do prowadzenia śledztwa? Czy CIA kiedykolwiek wcześniej wpływała na bieg historii nie za pomocą finansowania i dozbrajania na przykład dyktatorów z Ameryki Łacińskiej, ale za pomocą popkultury?

dltuoxj

Otóż tak. Weźmy "Doktora Żywago" Borysa Pasternaka - książkę opowiadającą o czasach rewolucji radzieckiej 1917 roku. Napisana w 1956 roku, nie mogła wówczas ukazać się w ZSRR. Po odtajnieniu części archiwów CIA okazało się, że to amerykańska agencja szpiegowska zapłaciła za pierwsze rosyjskie wydanie dzieła Pasternaka. "Doktora Żywago" wydrukowano po rosyjsku w Holandii w 1958 roku, a następnie Amerykanie starali się przekazywać książkę Rosjanom w Europie czy Ameryce. Powoli nielegalne kopie zaczęły docierać do Moskwy.

Borys Pasternak dostał literackiego Nobla w 1958 roku.

CIA stała też za koncertami bluesowej pieśniarki Niny Simone w Lagos w Nigerii w 1961 roku. Jako, że rewolucyjne ruchy komunistyczne były coraz bardziej popularne w Afryce, np. w Angoli, Amerykanie postanowili walczyć z popularnością marksizmu-leninizmu nie tylko zbrojnie, ale też popkulturą. Nina Simone nie wiedziała nawet, że jej koncerty w Lagos były opłacane i zorganizowane przez agentów CIA. Nigeria była zachwycona jej recitalem.

CIA też.

Amerykańska agencja wywiadowcza uznała wówczas, że książki czy piosenki to lepsza propaganda niż zrzucanie ulotek. Czy podobnie mogło się stać w 1989 r.? I, co najważniejsze, jakie są konkluzje śledztwa amerykańskiego dziennikarza dotyczącego piosenki Scorpionsów?

Koniec końców Keefe wątpi, żeby utwór napisała CIA - choć znów tego nie przesądza. Przypomina jednak, że w CIA, jak w każdej tego typu agencji, nie brakuje mitomanów. Nie trzeba takiemu wiele, by uznać się za drugiego Bonda i opowiadać znajomym, jak to obalił ZSRR za pomocą muzyki. Małe nagięcie historii, tylko po to, by przypisać sobie i swojej agencji sukces w zburzeniu muru i upadku imperium? Ot, nic wielkiego, pozytywny PR sączony do ucha naiwnego dziennikarza.

Źródło: Getty Images

NOCNY LENINGRAD

Matthias Jabs, gitarzysta Scorpionsów, mieszka w Hanowerze. To w tym mieście w 1971 roku powstał zespół. Rozmawiamy telefonicznie. Jest okazja, bo Scorpions szykują się do wydania utworu "Wind of Change" na specjalnej płycie z okazji 30-lecia premiery i zjednoczenia Niemiec. Album ma nawet zawierać... odłupany kawałek Muru Berlińskiego.

dltuoxj

Pytam o czas przełomu, koncerty za Żelazną Kurtyną i oczywiście o TEN kawałek.

Jabs wspomina 1986 rok i koncert zespołu w Budapeszcie. Pierwszy występ Scorpionsów w komunistycznym kraju.

- Przyjechało tam 10 tysięcy fanów z NRD - wspomina Jabs. - Przecież nie mogli nigdy przyjechać na koncert do Niemiec Zachodnich, a nas Honecker nie wpuszczał do DDR. Więc pozostały im Węgry. Koczowali w namiotach pod hotelem, spali na stacji kolejowej, nad brzegiem Dunaju. Czekali na nas. Zgotowali nam niezłe powitanie.

Dwa lata później zespół trafia do miasta, które dziś znane jest lepiej jako Sankt Petersburg. Wtedy, w 1988 roku, nazywało się Leningrad. Grają 10 koncertów pod rząd, każdy dla 15 tysięcy fanów. To był drugi oficjalny występ zachodniego zespołu rockowego w ZSRR po Uriah Heep.

Mieli co prawda grać pięć koncertów w Moskwie i pięć w Leningradzie, ale władze radzieckie się przestraszyły, że w stolicy Związku Radzieckiego dojdzie do zamieszek. Lepiej wysłać zespół na północ.

Jak Jabs zapamiętał Rosję?

- Co ci mam powiedzieć? Dziś jak pojedziesz do Moskwy czy Sankt Petersburga, to jest tam kolorowo jak w Las Vegas. A wtedy? Wtedy było dokładnie tak, jak nam zapowiadano: szaro, smutno, zimno, betonowy blok przy bloku.

Jabs mówi, że dokładali do interesu, ale byli ciekawi, co zastaną po drugiej stronie muru.

Jabs: - Po co tam pojechaliśmy? Udało nam się już zaistnieć w Europie Zachodniej i Ameryce. Ktoś nam powiedział, że jesteśmy też bardzo popularni z ZSRR, że fani szmuglują nasze kasety i przegrywają je kolega od kolegi. Kiedy więc pojawiła się okazja, pojechaliśmy do Leningradu. Dołożyliśmy do całego interesu jakieś kilkaset tysięcy dolarów. Przecież rubli nie mogliśmy wywieźć, a przywieźliśmy ze sobą światła, scenę i nagłośnienie, a nawet nasz samochód cateringowy z kuchnią i jedzeniem, który zresztą od razu nam ukradli. To była spora przygoda.

dltuoxj

Przy okazji, poza halą sportową, zespół wystąpił w leningradzkim Rock Klubie. Był to "podziemny" klub, dla takich radzieckich zespołów rockowych, jak Akwarium czy Kino. "Podziemny" w cudzysłowie, bo tak naprawdę pieczę nad nim sprawowały od 1981 roku KGB oraz organizacja młodzieżowa Komsomoł.

Jabs: - Ludzie na nasze koncerty w Leningradzie potrafili jechać dwa tygodnie pociągiem z Syberii. Mieli nasze kasety, a okładki robili sami. Wycinali nasze zdjęcia z gazety "Bravo" i naklejali na kasetę. Dla nas to było niesamowite przeżycie.

Źródło: Getty Images

Scorpions jadą do Moskwy

Nie minął rok, a Scorpions znów grali w ZSRR. W sierpniu 1989 w Moskwie odbył się koncert na zamówienie najpopularniejszej wtedy stacji telewizyjnej świata, czyli MTV.

Pomysł MTV i Doca McGhee, promotora i menedżera kilku ważnych w tamtym czasie zespołów heavy metalowych, był szatański: na stadionie im. Lenina (dziś Łużniki) w ramach Moskiewskiego Muzycznego Festiwalu Pokoju zagrają: Ozzy Osbourne, Bon Jovi, Skid Row, Cinderella, Scorpions i Mötley Crüe.

Amerykańscy chłopcy z długimi tlenionymi włosami, grający soft metal i śpiewający "Girls, Girls, Girls" (wielki przebój Mötley Crüe), jako ambasadorowie wolnego świata w chylącym się ku upadkowi Kraju Rad. I Scorpionsi, z zachodnich Niemiec.

To wciąż był ZSRR, więc koncert nie mógł odbyć się ot tak po prostu, dla samego koncertu. Wymyślono więc szczytną ideę: muzycy wystąpią w ramach walki z alkoholizmem i narkotykami.

To dosyć dziwne, bo zespoły metalowe, jak wiadomo, miały i mają tylko cztery zainteresowania: seks, alkohol, narkotyki i seks. Koncert organizowała Fundacja Make A Difference – Zrób Różnicę, którą muzycy, na własny użytek, szybko przemianowali na Make A Drink – Zrób Drinka.

Na pokładzie samolotu wiozącego amerykańskie kapele z USA do Europy szybko zaczęła się balanga. Gdy na międzylądowaniu w Londynie dosiedli się Scorpionsi, reszta była już na dobrej bani i zaczęły się kłótnie: czy Bon Jovi ma zagrać przed Mötley Crüe, czy odwrotnie? Kto ma prawo użyć pirotechniki (Rosjanie zresztą patrzyli na nią niechętnie) w czasie występu? Do tego doszło przedrzeźnianie niemieckiego akcentu Klausa Meine.

Źródło: Getty Images/ Muzycy Scorpions i Bon Jovi na lotnisku w Moskwie

Później, już w Moskwie, zaczęło się udowadnianie, kto jest większym dupkiem.

Skończyło się tym, że organizator koncertu, Don McGhee, został zwolniony ze stanowiska menedżera przez kilka zwaśnionych zespołów. Sam koncert był jednak wielkim wydarzeniem - pierwszym takim w dumnej historii Rosji Radzieckiej.

Za to na scenie okazało się, kto jest największą gwiazdą.

To Scorpionsi, mimo, że umieszczeni między rosyjskim zespołem Brigada S. a amerykańskim Skid Row, zaczarowali rosyjską publiczność. 100 tysięcy gardeł śpiewało z wokalistą piosenki niemieckiego bandu, a żołnierze Armii Czerwonej rzucali w powietrze czapkami z szerokim daszkiem.

Gdy Amerykanie pili, Scorpionsi czuli, że mają pokojową misję do wypełnienia: nieśli dobrą rockandrollową nowinę od Niemców dla Rosjan. Zapomnijmy w końcu o wojnie ojczyźnianej… Tak właśnie kończyła się Zimna Wojna. Wspólnym śpiewaniem "Bad Boys Running Wild".

W sumie pobyt wszystkich w Moskwie trwał tydzień. Stary świat trzymał się jednak mocno: pewnego dnia muzycy z Hanoweru wrócili do hotelu, a wszystkie ich bagaże i szafy były przeszukane i przetrząśnięte.

Źródło: Getty Images

Rejs po rzece Moskwa

To właśnie wtedy, w rosyjskiej stolicy, Scorpionsi wypożyczyli łódź, by przepłynąć się po rzece Moskwie. Na pokładzie byli muzycy, ekipa MTV, żołnierze Armii Czerwonej i pewnie jeden czy dwóch agentów KGB. To właśnie wtedy, w czasie tego rejsu, wokalista Klaus Meine miał poczuć "wiatr zmian".

Meine wrócił do Niemiec i napisał piosenkę o tym, co widział. O bałałajkach, sołdatach, ale przede wszystkim o tym, że czeka na nas nowy, lepszy świat, bez podziałów, murów i granic. Co ciekawe, 'Wind of Change" to pierwszy utwór, który wokalista napisał sam. Dotąd pisał głównie słowa, i to raczej nie o polityce. A tu taki zaangażowany utwór i do tego wpadająca w ucho melodia. Meine tłumaczył, że było to przeżycie, którego nie mógł nie opisać.

Zespół wszedł do studia, najpierw w Holandii, później w Los Angeles, by nagrać album "Crazy World".

Jabs: - Siedzimy w studio, odcięci do świata, skupieni na muzyce, a tu w telewizji pokazują jakichś ludzi tańczących na murze. Myślę, co to za film? Okazało się, że to wiadomości i właśnie upada mur.

Źródło: Getty Images

Podniosła ballada była dopiero trzecim singlem z albumu. - Dlaczego tyle czekaliście? – pytam Jabsa.

Jabs: - Bo to nie był typowy dla nas utwór. Woleliśmy wydać na singlach szybsze, ostrzejsze numery. Ale potem francuski oddział naszej wytwórni płytowej stwierdził, że będą promować płytę właśnie tą balladą. Wiadomo, Francuzi, oni lubili się kochać do naszych ballad. Rodziło się z tego potem sporo dzieci. Więc utwór chwycił najpierw we Francji, potem w Niemczech, a potem już poszło.

Gorbaczow zaprasza na Kreml

14 grudnia 1991 roku Scorpions dostają zaproszenie na Kreml. Na spotkaniu z Michaiłem Gorbaczowem dają radzieckiemu gensekowi w prezencie złotą płytę "Wind of Change" i 70 tysięcy dolarów z jej sprzedaży - na podupadające szpitale dziecięce w ZSRR.

Klaus Meine do Gorbaczowa: - Pamiętam z dzieciństwa z telewizji, jak Nikita Chruszczow tłukł wściekle butem o mównicę w siedzibie ONZ w 1960 roku. Myślałem, że nadciąga kolejna wojna.

Gorbaczow: - Och nie! Chruszczow był po prostu niezłym rockandrollowcem.

26 grudnia 1991 roku, kilka dni później, czerwona flaga ZSRR, z sierpem i młotem, zostaje ściągnięta z Kremlowskiego masztu.

Scorpions czują, że nie tylko są świadkami historii, ale ją tworzą.

Po latach Klaus Meine powie: - Pojechaliśmy do Rosji nie w czołgach, jak nasi ojcowie, ale z gitarami. Muzyka była naszym pomostem na Wschód. Nie wyobrażacie sobie, jakie to uczucie, gdy jesteście gośćmi w szkole w Wołgogradzie, czyli dawnym Stalingradzie, i szkolny chór śpiewa specjalnie dla was "Wind of Change".

Źródło: Getty Images

Kup pan kawałek muru

Czuję się głupio, kiedy 30 latach od tamtych wydarzeń muszę zadać Matthiasowi Jabsowi pytanie, czy "Wind of Change" nie napisał aby Klaus Meine, tylko jakiś uzdolniony muzycznie agent CIA.

Jabs się tylko śmieje.

- To bzdura, że ten utwór napisała CIA. Rozumiem, że pewien amerykański dziennikarz chciał, żeby było o nim głośno. Chciał zyskać rozgłos. Udało mu się. Ale ta teoria to zwykłe kłamstwo. To jest nasza piosenka, a ma taką siłę, bo nie jest udawana, tylko szczera. My byliśmy w ZSRR w 1988 i 1989 roku, i naprawdę widzieliśmy, że idzie nowe. Ta piosenka to oddaje. Choć oczywiście nie mogliśmy się wtedy spodziewać, że za kilka lat będzie można kupić sobie na własność kawałek muru berlińskiego. Mam taki na ścianie. Fajnie wygląda.

Źródło: Getty Images

KALENDARIUM

Sierpień 1989 – Scorpions grają w Moskwie na Festiwalu Pokoju

Wrzesień 1989 – w swoim studiu Klaus Maine pisze "Wind of Change"

9 listopada 1989 – upadek muru berlińskiego

3 października 1990 – zjednoczenie Niemiec

6 listopada 1990 – ukazuje się album "Crazy World"

20 stycznia 1991 – wychodzi singiel "Wind of Change"

26 grudnia 1991 – rozwiązanie ZSRR

Rusza przedsprzedaż box setu "Wind Of Change: The Iconic Song" na stronie www.TheIconicSong.com. Dzień wydania jest szczególny: to 30-ta rocznica Zjednoczenia Niemiec. Box set jest limitowany do 2020 sztuk. Zawierać będzie m.in. oryginalny kawałek Muru Berlińskiego.

Box set "Wind Of Change: The Iconic Song": zawiera: 12" płytę winylową i CD z 5 wersjami utworu; 84-stronicową książeczkę w twardej oprawie z historią spisaną przez Dr. Edgara Klüsenera, byłego redaktora naczelnego Metal Hammer i bliskiego "spowiednika" zespołu; rzadkie i ekskluzywne fotografie fotografa zespołu z tamtych czasów - Didiego Zilla; wywiad z Klausem Meine; materiały z prywatnego archiwum Klausa Meine; zapis nutowy aranżacji wokalnych i fortepianowych; ręcznie zdobiony unikalny kawałek Muru Berlińskiego z czerowną gwiazdą "Wind of Change" i rękopis tekstu piosenki pióra Klausa Meine.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.

Podziel się opinią