Trwa ładowanie...

Strzelanie z krzyża, sepleniąca Maryja. Klata testuje granice wolności słowa

Maryja sepleni, różaniec to proca i nunczako, a uliczny protest pacyfikują policjanci ubrani w komże - Jan Klata w swoim najnowszym spektaklu nie ma litości i zahamowań. To próba odpowiedzi na pytanie o to, jak wygląda świat podczas pandemii i jak się zmieni po niej.

Jan Klata w swoim najnowszym spektaklu nie ma litości i zahamowańJan Klata w swoim najnowszym spektaklu nie ma litości i zahamowańŹródło: Materiały prasowe
d14rd6u
d14rd6u

W ostatni weekend, po kilku miesiącach przerwy w działalności, wymuszonej rządowymi zakazami związanymi z pandemią, do działalności powrócił polski teatr. Na dobry początek jedna ze scen przygotowała bardzo mocny spektakl. Dostało się władzy, sprzymierzonemu z nią Kościołowi, a do zwykłych ludzi skierowano niezbyt optymistyczne przesłanie. To Jan Klata, jeden z najważniejszych dziś twórców polskiego teatru, uderzył w swoim najnowszym dziele w mocne tony: nie ma litości i nie ma dla niego świętości. 

Kultowy spektakl sprzed ćwierć wieku 

"Czerwone nosy" to w pewnych kręgach tytuł dziś iście kultowy, wielki przebój poznańskiego Teatru Nowego. Pierwszą wersję tego spektaklu, na podstawie tekstu brytyjskiego dramatopisarza i reżysera Petera Barnesa, w genialnym tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, przygotował w połowie lat 90. Eugeniusz Korin. Przedstawienie nie schodziło z afisza przez długie lata, zyskując opinię dzieła nad wyraz przenikliwego i zabawnego. 

Ponad ćwierć wieku później dyrekcja Teatru Nowego postanowiła wrócić do tematu. Tym bardziej, że nabrał on nowego, bardzo ciekawego kontekstu. To bowiem opowieść o pandemii i o jej skutkach. Idealna na dzisiejszy czas. 

Emilian Kamiński o powrocie teatrów do pracy. Wciąż nie brakuje problemów

Rzecz dzieje się w średniowieczu, kiedy światem wstrząsa zabójcza zaraza. Władza, kościelna i świecka, jest wobec niej bezsilna, a zagubionych ludzi próbują ratować najróżniejsi fanatycy i rewolucjoniści. Jednym z nich jest ksiądz Flote (po mistrzowsku zagrany przez Łukasza Schmidta), który odkrywa, że świetnym lekarstwem na trudny czas, ale też na wiele trudnych pytań, które przed człowiekiem stawia rzeczywistość, może być śmiech. 

d14rd6u

Władza lęka się, że burzliwy czas może przyczynić się do rewolucji - a, jak stwierdza papież Klemens VI, w którego wcielił się Ildefons Stachowiak, zarazę przeżyło za mało Żydów, żeby można było sprowokować ich kolejny pogrom i rozładować w ten sposób napięcie. Dlatego początkowo przychylnym okiem patrzy na działania Flote i jego trupy komediantek i komediantów. Dopiero potem zaczyna krwawą rozprawę ze wszystkimi, którzy mogą podważyć pozycję rządzących. A nic przecież nie robi tego bardziej niż śmiech. "Każdy żart to mała rewolucja" - mówi Flote, czym ściąga na siebie wściekłość papieża i władców.

Policjanci-ministranci masakrują niemowlęta

Jeśli potraktować spektakl Klaty jako odpowiedź na pytanie: jak będzie wyglądał świat po pandemii, odpowiedź nie jest zbyt optymistyczna. Nie będzie lepiej. Będzie tylko gorzej. 

Podczas zarazy władza tylko udaje, że podejmuje sensowne decyzje, a tak naprawdę chowa się w bezpieczne miejsca: w spektaklu Klaty papież ukrywa się w wielkim akwarium, w którym - w mocnej scenie, pokazującej hipokryzję władzy - masuje go jeden z kardynałów.

Kiedy niebezpieczeństwo się kończy, a ludzie popadają w radosną euforię, zaczyna się przykręcanie śruby. W bardzo wymownej scenie z kryjówek i skrytek wychodzą władcy, przebrani w maski z czaszek i tańczą złowieszczy trupi taniec.

d14rd6u

Kiedy ludzie zaczynają się buntować - władza wysyła na nich policję. Klata ewidentnie nawiązuje tu do niedawnych ulicznych protestów w polskich miastach i miasteczkach. Tworzy niezwykle przejmujący obraz: funkcjonariusze, ukryci za tarczami, to jednocześnie mocno wyrośnięci ministranci w komżach, a krzyki pacyfikowanych demonstrantów mieszają się z płaczem niemowląt. Nie ma miejsca na bunt. Papież stwierdza wyraźnie - po zarazie kler ma wrócić do tego, co dla niego najważniejsze: zbierania podatków i ustalania nowych praw. W spektaklu Klaty, w kontekście scen nawiązujących do ostatnich wydarzeń w Polsce, brzmi to niemal jak program Ordo Iuris.

Czerwone nosy Materiały prasowe
"Czerwone nosy" w Teatrze NowymŹródło: Materiały prasowe

Strzelanie z krzyża, sepleniąca Maryja

Skoro żart ma być rewolucją, reżyser z rozmachem testuje granice wolności słowa, tolerancji, politycznej poprawności, ale i dobrego smaku.

d14rd6u

Już w jednej z pierwszych scen pada seria obrzydliwych, koszarowych dowcipów: antysemickich, seksistowskich, po prostu niesmacznych. A to tylko przygrywka.

Najbardziej dostaje się tu Kościołowi, jego rytuałom i niedzisiejszej estetyce. Są w spektaklu żarty wyrafinowane i wielopoziomowe, jak choćby scena, w której kościelna schola śpiewa alternatywnorockowy przebój zespołu Nirvana "Smells Like Teen Spirit" po łacinie. Kościelne atrybuty co i rusz przerabiane są na broń: krzyż jest pistoletem, różaniec - procą albo nunczako, a przystępujący do rozprawy z heretykami kardynał zamienia sutannę z purpurowej na pomalowaną w wojskową panterkę.

Do ostatniego wspólnego posiłku, wyraźnie parodiującego ostatnia wieczerzę, komediantki i komedianci Flotego siadają ubrani w kreszowe dresy, a w innej scenie pełna patosu pieśń religijna przeradza się w nieco upiorne disco polo.

d14rd6u

Ale nie brakuje żartów rysowanych jeszcze grubszą kreską: trzej królowie to: stereotypowy Chińczyk, aktorka z pomalowaną na czarno twarzą z bananem w ręku oraz aktor przebrany za słynnego człowieka-bizona, szturmującego niedawno waszyngtoński Kapitol. W scenie parodiującej narodziny w Betlejem, Józef jest wioskowym głupkiem, a Maryja nie dość, że sepleni, zamiast niemowlęcia trzyma w rękach krzyż z przybitym Jezusem.

Spektakl o kryzysie, zrealizowany "na bogato"

Najnowsze przedstawienie Klaty, choć trwa cztery godziny, ani na moment nie traci tempa i ostrości. Jest znakomicie poprowadzone, zarówno jeśli chodzi o poszczególne postaci, jak i sceny zbiorowe. Bohaterowie i bohaterki tej smutnej komedii, nawet ci trzecioplanowi, są tak świetnie wymyśleni i zagrani, że z miejsca zwracają uwagę i na długo zapadają w pamięć. To choćby koncertowo jąkający się Frappe Dariusza Pieroga, po mistrzowsku zagrany przez Łukasza Chruszcza niewidomy La Grue czy black metalowe członkinie bractwa Czarnych Kruków. 

Klata pokazuje, nie po raz pierwszy, wybitny talent do konstruowania scen zbiorowych: pełnych dynamiki, dziejących się na wielu planach, często nawiązujących do słynnych obrazów czy wydarzeń.

d14rd6u

Jego najnowszy spektakl jest znakomicie przygotowany także pod względem wizualnym - to przede wszystkim zasługa autorki scenografii i kostiumów, Justyny Łagowskiej i Maćko Prusaka, który opracował obecne niemal w każdej scenie zbiorowe choreografie. Nastrój w wielu momentach znakomicie podkręca muzyka Jakuba Lemiszewskiego, nawiązująca i cytująca najróżniejsze stylistyki i gatunki.

Klata stworzył w Poznaniu spektakl mocny, wymowny i spektakularny, a w kilku miejscach mocno ryzykowny, w wielu znaczeniach tego słowa. To przedstawienie, które ma szanse stać się kultowe, może nawet w mierze podobnej jak poprzednie "Czerwone nosy". 

I nieco paradoksalne jest tylko to, że choć Klata diagnozuje sytuację po pandemii, tworzył swój spektakl mocno "na bogato", czyli w sposób, w jaki w teatrze, wkraczającym w nieuchronny pocovidowy kryzys, raczej nie będzie już można pracować.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
d14rd6u
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d14rd6u