Ujawniła wysokość alimentów. Teraz ekspertka komentuje: "Zdarza się bardzo rzadko"
- Nie dziwię się samotnym matkom, że pytają celebrytkę, jak stać ją na wakacje - mówi ekspertka od alimentów. Opowiada, że milion polskich dzieci ich nie dostaje, dużo z formalnego punktu widzenia żyje na granicy ubóstwa, a na skutek polityki PiS-owskich władz zaraz spora grupa upoważnionych "wypadnie" z Funduszu Alimentacyjnego.
Zaczęło się niewinnie - od zwykłego zdjęcia z wakacji, które w mediach społecznościowych umieściła aktorka i celebrytka Monika Mrozowska. Jedna z obserwatorek skomentowała je pytaniem o to, jak może sobie pozwolić na wakacje z czwórką dzieci jako samotna matka. Mrozowska odpowiedziała, że ciężko pracuje i stara się zarabiać jak najwięcej, a na dwójkę dzieci otrzymuje alimenty w wysokości 1400 zł. To wzbudziło ogromną falę reakcji, skupionych na tym, jak nikła to kwota w kontekście potrzeb dzieci. W pewnym momencie do rozmowy włączył się też jeden z ojców dzieci Mrozowskiej, ten płacący wspomniane alimenty. Wyjaśnił, że oprócz zasądzonej przez sąd kwoty płaci też o wiele więcej na dodatkowe potrzeby dzieci.
Poproszona przez Wirtualną Polskę o komentarz, Monika Mrozowska napisała: "Post był odpowiedzią na pytanie 'skąd kasa na wakacje'. Napisałam prawdę. Biorąc pod uwagę budżet domowy mój i dzieci, czyli wspomniana 'kasę', w jej skład wchodzą w głównej mierze moje zarobki oraz świadczenie wychowawcze i wspomniane alimenty. Jeśli kogoś zbulwersowało, że podałam ich wysokość, to już jego problem. Jest takie powodzenie 'uderz w stół, a nożyce się odezwą'. Pasuje tutaj idealnie." Na pytanie o komentarz do słów jej byłego partnera o płaceniu znacznie więcej, niż to wynika z ustaleń sądowych, Mrozowska odpowiedziała: "nie będę przecież wysyłać potwierdzeń przelewów, ale może on ma ochotę to zrobić, to proszę".
O komentarz poprosiliśmy także ekspertkę w dziedzinie alimentów, psycholożkę Justynę Żukowską-Gołębiewską ze Stowarzyszenie Poprawy Spraw Alimentacyjnych Dla Naszych Dzieci walczącego o prawa rodziców uprawnionych do otrzymywania świadczeń od byłych partnerów czy partnerek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Opieka naprzemienna a alimenty. Jak to rozwiązać?
Przemek Gulda, dziennikarz Wirtualnej Polski: Ludzie pytają Monikę Mrozowską, jak to możliwe, że jeździ na wakacje z dziećmi, mając jedynie 1400 zł alimentów.
Justyna Żukowska-Gołębiewska, psycholożka, Stowarzyszenie Poprawy Spraw Alimentacyjnych Dla Naszych Dzieci: Wyjaśnijmy na wstępie dwie sprawy: ci ludzie to w dużej mierze matki. Bo w Polsce ponad 90 proc. osób niepłacących alimentów to ojcowie, odwrotne sytuacje stanowią jedynie margines. Druga rzecz: nie dziwię się, że pytają. Wiele z nich jest w sytuacji, w której nie mają szans na wakacje z dzieckiem czy z dziećmi, mimo tego, że pracują dodatkowo, żeby dołożyć jeszcze więcej do budżetu i móc przeznaczyć więcej na dzieci.
Czy te 1400 zł to dziś w Polsce dużo czy mało, jeśli chodzi o utrzymanie dwójki dzieci?
Odpowiem podając swego rodzaju porównanie: nawet rząd przyznał, że 500 zł, które otrzymuje się na dziecko z programu 500+, to dziś zdecydowanie za mało i podwyższył to świadczenie do 800 zł, czyli więcej niż wynikałoby to z matematycznego uwzględnienia samej inflacji. Warto przy tym dodać, że według najnowszych danych, opublikowanych dosłownie kilka dni temu przez GUS, granica ubóstwa w Polsce wynosi 835 zł dla jednoosobowego gospodarstwa domowego i 2254 dla gospodarstwa czteroosobowego, z dwójką rodziców i dwójką dzieci. Zestawienie tych kwot jest chyba wystarczająco wymowne.
A czy 700 zł na dziecko to standardowa kwota, którą zasądzają sądy w ramach alimentów?
Tak. Wszystkie dane wskazują, że dziś średnia kwota przyznawanych przez sądy alimentów mieści się między 600 a 800 zł, czyli to 700 zł idealnie wpisuje się w te widełki. Nie oznacza to oczywiście, że nie bywają zasądzane alimenty o wiele wyższe, znam nawet przypadki świadczeń w wysokości 10 tys. zł.
Skąd tak ogromne rozbieżności?
Dla osób, które nie zajmują się tą sprawą, może to być nieco zaskakujące, ale punktem odniesienia nie są tu wcale potrzeby dziecka, ustalane w jakiś odgórny, uśredniony sposób. Sąd bierze pod uwagę następujące kwestie: warunki ekonomiczne, w jakich dziecko żyło przed rozstaniem, możliwości zarobkowe rodziców oraz uzasadnione potrzeby dziecka. Jeśli dziecko było więc z "bogatego" domu, rodzic może liczyć na wyższe alimenty, ale tylko do granicy, którą wyznacza potencjał drugiego rodzica do zarobienia określonej kwoty. Ze względu na tak duże rozbieżności w jakimś stopniu rozwiązaniem mogłyby być tabele alimentacyjne. Wyznaczenie wysokości alimentów to jednak tylko jeden problem, drugi jest o wiele poważniejszy - możliwość uzyskania tych pieniędzy.
Jak to wygląda w Polsce?
Warto podać szokującą statystykę, według której ponad milion polskich dzieci nie otrzymuje żadnych alimentów. To często stawia matki w sytuacji trudnej czy wręcz tragicznej i nie dziwi mnie ani trochę, że pytają celebrytkę, jak stać ją na wakacje. Trzeba też pamiętać o tym, co się wydarzy już za moment, kiedy na skutek decyzji władzy wzrośnie pensja minimalna - nikt nie pomyślał, żeby o odpowiednią kwotę powiększyć też próg dochodowy, w którym trzeba się zmieścić, żeby w sytuacji nieuzyskiwania alimentów móc liczyć na wsparcie Funduszu Alimentacyjnego. Zaraz "wypadną" z niego kolejne dzieci. Sytuacja wielu z nich stanie się jeszcze trudniejsza.
Komentarz ojca dzieci aktorki wskazuje jednak, że to 1400 zł to nie są jedyne pieniądze, które płaci na dzieci. Wspomina o płaceniu za obozy czy dodatkowe zajęcia.
To piękna postawa. Warto ją podkreślić, bo zdarza się bardzo rzadko. Czasem wynika to ze zwykłego braku wiedzy i świadomości dotyczącej prawdziwych potrzeb dziecka. Z życiowego punktu widzenia często jest tak, że ojciec jest mało obecny w codziennym życiu dziecka i nie ma pojęcia, ile tak naprawdę potrzeba pieniędzy na jego wychowanie. Owszem, są wydatki, których może być świadomy, choćby te najbardziej podstawowe, jak jedzenie czy ubranie. Ale zwykle nie ma pojęcia, ile kosztują sportowe buty do treningu czy wyjazd na specjalistyczny obóz. Często spotykam się z postawą: "Przecież płacę alimenty, więc o co jej chodzi?".
Z czego to wynika?
Mało kto rozumie, że alimenty wynikają z ustaleń sądowych, często dokonanych wiele lat wcześniej. Przez ten czas wzrosły koszty życia w Polsce, dziecko ma też inne, nowe potrzeby. Mało która z osób zobowiązanych do alimentów to uwzględnia, a wówczas, jeśli wydany był wyrok określający wysokość alimentów, należałoby każdorazowo, np. co pół roku, składać nowy pozew do sądu i wnioskować o podwyżkę. Nie znam osobiście żadnego rodzica, który by tak czynił. W tym przypadku mamy do czynienia z inną sytuacją i, nie ukrywam, życzę wszystkim rodzicom tak odpowiedzialnego podejścia do rodzicielstwa.