Wspomnienie wielkich nieobecnych. Wzruszający koncert w Polsacie
"Ocalić od zapomnienia" – ten wers, a także ten utwór, wywołuje szczególne emocje, zwłaszcza z początkiem listopada i towarzyszącemu mu świętem zmarłych. Ten wers przyświecał także zaangażowanym w okolicznościowy koncert Polsatu. Przyjaciołom, bliskim i dzieciom wielkich nieobecnych.
W wyjątkowym koncercie Polsatu wspominano artystów, którzy przez lata bawili nas, zachwycali, wzruszali, a ich przeboje do dziś są nie tylko nieśmiertelne, ale wywołują niezwykle wspomnienia. A tych podczas tego koncertu nie brakowało. Ze sceny popłynęły najsłynniejsze piosenki m.in. Marka Grechuty, Andrzeja Zauchy, Zbigniewa Wodeckiego, Ireny Jarockiej, Ewy Demarczyk, czy Wioletty Villas. Nie brakowało także wzruszających momentów.
Szczególnie dla kilku wykonawców, którzy zaśpiewali piosenki swoich rodziców. – Tato, zawsze będę o tobie pamiętał. Ucałuj mamę – mówił Sebastian Riedel zaraz po tym, jak wykonał "Niewinne pytania" Dżemu.
Z właściwą dla siebie rockandrollową energią z kolei Ania Rusowicz wykonała piosenkę z repertuaru swojej mamy "Za daleko mieszkasz miły". - Jestem ogromnie dumna, że mogę dzierżyć twoje geny, dziękuję mamo — mówiła ze sceny.
Nie kryła wzruszenia, że najbardziej do dziś cieszy ją, gdy docierają do niej opinie o Adzie Rusowicz nie tylko jako królowej sceny, ale po prostu – dobrym człowieku. Zwłaszcza że, mimo iż od jej śmierci mija 30 lat, pamięć o niej jest wciąż żywa. – Doskonale pamiętam czas, kiedy moja mama była tą osobą, która jest mamą, a nie wielką gwiazdą. Pamiętam, że jej sypialnia, jej szafy, były dla mnie krainą jak z bajek, chyba stąd ta moja miłość do cekinów, piór, frędzli […] i mam właśnie takie wspomnienie jej jako tej ciepłej mamy, a z drugiej strony takiej mojej księżniczki, królowej, bo moja mama była dla mnie właśnie taką królową… – wspominała podczas swojego występu.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Wyjątkową okazję do wykonania utworów ojca miał także Jan Młynarski, który zaśpiewał "Jesteśmy na wczasach" oraz "Absolutnie". I za Wojciechem Młynarskim apelował do słuchaczy: - zanim cokolwiek się stanie, rozmawiajmy, dogadujmy się. - Bo właśnie to przesłanie z twórczości ojca uważa za jedno z najważniejszych. – Zaśpiewałem po raz pierwszy dwie poważne piosenki taty: "Jesteśmy na wczasach" oraz "Absolutnie". Sytuacja jest wyjątkowa, myślę, że to było dla mnie trudne… To są bardzo wymagające piosenki, ale okazja jest odświętna – mówił o występie.
Koncert Polsatu pokazał także, ilu wspaniałych artystów nie ma już wśród nas. Grzegorz Ciechowski, Czesław Niemen, Bogusław Mec, Krzysztof Krawczyk – nowe wykonania ich utworów w symfonicznych aranżacjach pokazały ni mniej, ni więcej, jak bardzo ponadczasowymi byli artystami, czy wręcz wyprzedzającymi swoją epokę.
Wykonania utworów Kory zaś pokazały, jak bardzo wryła się nie tylko w pamięć, ale i serca, i to nie tylko fanów, lecz także młodszych artystów, którzy spotkali się z nią na swojej twórczej drodze. – To było, jest do dziś, wielkie inspirujące wydarzenie w moim życiu. To wielki zaszczyt "ocalać" tę muzykę, to piękno i artystkę tak wybitną – mówił Igor Herbut, który wykonał "Krakowski spleen". – Miałem możliwość dotknięcia wielkiej postaci. Wierzę Koro, że tam szalejesz między planetami – mówił z kolei Tomasz Organek o spotkaniu z Korą, która wystąpiła w teledysku do jego "Czarnej madonny", a na scenie brawurowo wykonał "Szał niebieskich ciał".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Momentem, który poruszył nie tylko zebranych w Operze i Filharmonii Podlaskiej w Białymstoku, ale i z pewnością telewidzów, było wspomnienie Romualda Lipki. O tyle symboliczne, że jego utwory wykonali wokaliści Budki Suflera. "Jolka, Jolka" zaśpiewał Felicjan Andrzejczak. – Jestem zaszczycony, że spotkałem tak znakomitego muzyka i kompozytora, a przede wszystkim przyjaciela – mówił ze sceny.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Zaraz po nim pojawił się… Krzysztof Cugowski, ku radości publiki. To o tyle znaczące, że to w zasadzie pierwszy koncert, kiedy właśnie i Cugowski na scenie mógł wspomnieć zmarłego lidera Budki Suflera. Ci jednak, którzy spodziewali się przemowy po znakomitym wykonaniu piosenki "Cisza, jak ta", mogli nieco się rozczarować. Komentarz wokalisty był krótki. Zaznaczył, że cokolwiek by nie powiedział, wypadłoby banalnie, a tego chciał uniknąć. Zamiast banalnego przemówienia, rzucił jedynie: – Romku, do zobaczenia – co wybrzmiało nie tyle wzruszająco, co... smutno.
Poruszający był także finał — wspomnienie Agnieszki Osieckiej, na zasadach Maryli Rodowicz, która zaśpiewała napisanych dla zmarłej przyjaciółki "Łatwopalnych". Trudno szukać lepszej "kropki nad i".