Z dnia na dzień zaczęło się bombardowanie. Opisuje pierwsze chwile wojny
- Często pytają mnie, kiedy skończy się wojna. Zawsze odpowiadam podobnie: nie pytaj mnie o koniec, bo nic nie martwi człowieka bardziej niż niepewność. Zapytaj samego siebie, co zrobiłeś, żeby wygrać - mówi w rozmowie z WP Światosław Wakarczuk, słynny ukraiński piosenkarz, lider zespołu Okean Elzy.
Marian Savchyshyn, VPolshchi.pl: Jak wyglądał twój poranek 24 lutego?
Światosław Wakarczuk: Od 20 lutego czułem, że coś się wydarzy, dlatego wysłałem rodzinę w bezpieczne miejsce. W nocy 23 lutego w ogóle nie byłem w stanie zasnąć. O trzeciej nad ranem oglądałem transmisję na żywo z posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ. Nagle ją przerwano i zaczęto nadawać przemówienie Putina. Wtedy wszystko stało się jasne. Chwilę po tym, jak skończył mówić, rozpoczęło się bombardowanie Wasylkowa pod Kijowem. To niedaleko mojego domu.
Co było potem?
24 lutego rano byłem sam w domu i od razu wykonałem kilka telefonów. Do najbliższej rodziny i asystenta. Już wtedy kilka osób z mojego najbliższego otoczenia zostało poszkodowanych. Dzięki Bogu, nie fizycznie. Dom jednego przyjaciela został zniszczony, a samochód drugiego został rozbity odłamkami rakiety. To wszystko wydarzyło się w pierwszych dniach wojny.
Zobacz: Działania wojenne w Ukrainie. "Ofensywę ukraińską można ocenić jako sukces"
Co z występami twojego zespołu?
Moje stanowisko w momencie wybuchu wojny było następujące: muszę być tam, gdzie ma to największe znaczenie. Dlatego pierwszy miesiąc poświęciłem całkowicie na podróżowanie, powiedzmy, do najgorętszych miejsc, regionów, w których ludzie potrzebowali wsparcia. Żeby pokazać wszystkim, że jesteśmy razem, jako cała Ukraina. Na pytanie: "Dlaczego pojechałeś do Charkowa na plac, który właśnie jest ostrzeliwany?", odpowiadałem: "Tylko po to, żeby pokazać, że Charków to Ukraina i nie boimy się tych śmieci". To jest bardzo ważne. A takich wyjazdów było wiele.
Od kwietnia odwiedziliśmy 80 proc. naszych jednostek, które walczą dziś na wojnie. Chodziło o to, by podnieść morale, pomóc, przywieźć trochę amunicji. Teraz jestem tu, ale za chwilę wracam do domu i znów pojadę do żołnierzy. Jednocześnie teraz, po 3 miesiącach wojny, jest jeszcze jedna, nie mniej ważna misja, którą powinniśmy wypełnić – międzynarodowy rozgłos.
Pamiętam pierwszy miesiąc wojny. Nie wiedziałem, gdzie się schować przed zachodnimi dziennikarzami, bo wszyscy do mnie dzwonili: od CNN po SkyNews, od TVP po Al Jazeera, od japońskiego NHK po brazylijskie kanały telewizyjne. Z czasem zainteresowanie malało… Nie możemy na to pozwolić, bo Ukraina potrzebuje uwagi świata. Potrzebujemy broni, dalszych sankcji na Rosję, presji wyborców na polityków tych krajów, które nie spieszą się z podjęciem ostrych działań przeciwko Rosji.
Co myślisz o tej wojnie?
Na to pytanie będzie można odpowiedzieć dopiero po jej zakończeniu. Mam nadzieję, że nastąpi to jak najszybciej. Po naszym zwycięstwie. Ktoś trafnie stwierdził, że od 24 lutego Ukraińcy przeżywają jeden długi dzień, który nie może się skończyć. Dla mnie to jest czas wypełniony pracą, bo postawiłem przed sobą misję. Cały czas jeżdżę po Ukrainie. Daliśmy ponad sto występów dla żołnierzy, ich brygad, dla szpitali i wolontariuszy. Codziennie staram się wspierać innych. Nie mam czasu na smutek. Często pytają mnie, kiedy skończy się wojna. Zawsze odpowiadam podobnie: nie pytaj mnie o koniec, bo nic nie martwi człowieka bardziej niż niepewność. Zapytaj samego siebie, co zrobiłeś, żeby wygrać.
Dziś w Polsce przebywa około trzech milionów ukraińskich uchodźców. Znaleźli tu bezpieczne schronienie i pomoc. Spodziewałeś się takiej reakcji ze strony Polaków czy to było to dla ciebie zaskoczenie?
Wielu mówi teraz: "Jestem zaskoczony zachowaniem Polaków". Przez wiele lat było między nami sporo różnych "tarć". Moim zdaniem one były świadomie prowokowane przez Rosję. Działo się tak nie tylko w ciągu ostatnich 30 lat, ale też dużo wcześniej. Jestem pewien, że wielu sytuacji można by uniknąć, gdybyśmy nie mieli sąsiada, który nie zyskiwał na naszych konfliktach. Jasne, trochę spraw nas różni, ale mentalnie jesteśmy do siebie bardzo podobni. Kochamy wolność. Zarówno Polakom, jak i Ukraińcom trudno jest żyć w autorytarnym systemie.
Chcę więc powiedzieć, że nie – nie jestem zdziwiony postawą Polaków. Właśnie zrozumiałem, że stało się to, co miało się wydarzyć. Kiedy Polacy zdali sobie sprawę, że wojna z Rosją jest nieunikniona, a Ukraińcy staną się tarczą dla całej Europy, Polacy zachowali się jak prawdziwi sąsiedzi. Odłożyli na bok to, co nas różniło, te historyczne aspekty. I to właśnie świadczy o Polakach jako mądrym narodzie, który patrzy w przyszłość i widzi to, co najważniejsze.
Jakie są twoje wrażenia o Polsce, którą teraz widzisz?
W porównaniu do ostatniego razu, kiedy tu byłem, czyli trzy lata temu, podczas naszej ostatniej trasy, Polska bardzo się zmieniła z zewnętrznego punktu widzenia, stała się znacznie bardziej "zachodnia". To wspaniałe. Widać, że zaciera się granica między Europą Zachodnia, a byłym – nazwijmy to - postsowieckim światem. Widać zmiany architektoniczne, ale przede wszystkim muszę powiedzieć o tym, jak dziś Polska wspiera Ukrainę. Nigdy nie czułem tu żadnej wrogiej czy negatywnej postawy. Chodzi nie tylko o to, że są napisy po ukraińsku, czy o to, że na budynkach wiszą ukraińskie flagi, ale o takim ludzkim współczuciu. Dochodzą do mnie różne historie o tym, jak ludzie dostają pracę. O tym, jak się tu osiedlają. Przed wojną nie brakowało Ukraińców, którzy przyjeżdżali tu do pracy. Mam jednak wrażenie, że panowało bardziej praktyczne podejście do emigracji. Dziś jest w tym dużo więcej serca i to na pewno jest bardzo wzruszające.
Znasz jakichś polskich wykonawców?
Tak, tych ze starszego pokolenia. Budka Suflera, Lady Pank, Myslovitz. Jestem przekonany, że jest teraz dużo świetnych, młodych wykonawców, ale przyznam, że po przeprowadzce do Kijowa przestałem aktywnie śledzić polską scenę muzyczną. Dla mnie Polska zawsze była bardziej krajem kina niż muzyki, szczerze mówiąc. Dlatego chcę powiedzieć, że dla mnie osobiście najważniejszą sztuką, z której słynie Polska, jest kino. Polska szkoła operatorska, zwłaszcza w Łodzi, jest szkołą światowej sławy. Dorastałem, oglądając filmy Wajdy, Kieślowskiego, Hoffmana. Drugą moją miłością jest polski jazz.
A literatura?
Tata miał zawsze dużo polskich książek lub polskich tłumaczeń. "Ojca chrzestnego" przeczytałem po polsku. Dobrze znam powieści Henryka Sienkiewicza. Mam wielki szacunek dla polskiej poezji, która mnie zachwyca. Dla twórczości Adama Mickiewicza i Wisławy Szymborskiej. Czytałem też sporo polskich książek detektywistycznych i dramatów psychologicznych. Posłuchaj, to jedna z najpotężniejszych współczesnych kultur europejskich!
Okean Elzy stał się pierwszym ukraińskim zespołem muzycznym, który się pojawił w polskiej reklamie. Zostałeś twarzą kampanii reklamowej jednego z polskich operatorów komórkowych.
Cieszę się, że kultura ukraińska, którą mamy zaszczyt reprezentować, wykracza poza granice kraju. Nigdy nie miałem takich, wiesz, napoleońskich ambicji. Wszystkie moje ambicje zasadniczo zawsze dotyczyły samego produktu muzycznego, treści. To znaczy tworzyć taką muzykę, z której można być dumnym. Odkąd śpiewam, to świadomym wyborem jest śpiewanie po ukraińsku. Widać, że czasem sprawia to pewne trudności w przekraczaniu granic. Ponieważ zawsze łatwiej jest to zrobić w międzynarodowym języku angielskim. Ale moim zdaniem powinieneś śpiewać w języku, który czujesz.
Tegoroczne zwycięstwo na Eurowizji było dla Ukrainy ważniejsze niż kiedykolwiek. Czy uważasz, że w Turynie zwyciężyła kreatywność czy polityka?
Ukraina wygrała i to jest najważniejsze. Dobra robota Kalush Orchestra. Wybrali właściwą piosenkę. Jestem im wdzięczny za wspomnienie o Mariupolu, bo to jest mój osobisty ból. Przez te wszystkie miesiące byłem w kontakcie z bojownikami, a teraz jestem z ich rodzinami. To było bardzo ważne i doceniam to, co zrobili. Nie sądzę, że wygrana była podyktowana polityką. Było wiele państw, które nie przyznały Ukrainie maksymalnej liczby punktów. Publiczność była po naszej stronie. Pokazali solidarność i podobała im się po prostu piosenka.
A wy, szykujecie nowe występy?
Teraz bardziej skupimy się na wyjazdach za granicę w ramach naszej charytatywnej trasy, którą nazwaliśmy "Help for Ukraine". Będziemy zbierać fundusze dla walczącej Ukrainy. Ważny jest też element rozgłosu, obecności Ukrainy w życiu codziennym całego świata. Ludzie przyjdą na nasz koncert, wrócą do domu i opowiedzą przyjaciołom, po co tam byli. Mówimy nie tylko o Polsce. Jest wiele wiele krajów na naszej trasie: od Hiszpanii po Azerbejdżan, od Gruzji po Norwegię.
Czy możesz dać kilka rad naszym czytelnikom, jak zachować miłość i łatwiej przejść przez rozłąkę w tak trudnym dla wszystkich czasie, kiedy wiele ukraińskich rodzin zostało rozdzielonych granicą?
Po pierwsze: widywać się, gdy tylko nadarzy się choćby najmniejsza okazja. Jeśli nie ma przeciwwskazań, kobiety mogą na dzień lub dwa wrócić na zachód Ukrainy i zobaczyć swoich mężów. Po drugie: rozmawiać jak najczęściej poprzez połączenia wideo. Dzięki Bogu i technologii mamy taką możliwość. W końcu bardzo ważne jest, aby się widzieć. I trzeba to robić codziennie, ustalić sobie taką zasadę. Po trzecie: dawajcie sobie jakieś prezenty. Nie musi to być coś wartościowego. Można zacząć od najprostszego. Zapamiętaj wszystkie urodziny, rocznice i składaj z tej okazji życzenia.
W końcu każdy potrzebuje uwagi. Przede wszystkim wydaje mi się, że jeśli istnieje prawdziwa miłość, odległość tak naprawdę nie ma znaczenia. Czas jest o wiele bardziej bezwzględny niż odległość. Krótkoterminowo, jeśli mówimy o miesiącach, prawdziwa miłość nie zostanie naruszona, jeśli będziemy mówić o latach… Tak, mam nadzieję, że lata nie nadejdą.
Światosław Wakarczuk – ukraiński wokalista, lider zespołu Okean Elzy, a także polityk, założyciel partii Głos. W przeszłości doradca prezydenta Wiktora Juszczenki, a także deputowany ukraińskiego parlamentu dwóch kadencji. Z wykształcenia fizyk i ekonomista.
WP Gwiazdy na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski