"Zamieszanie i bałagan". Właściciele klubów muzycznych reagują na obostrzenia
Po ostatnich decyzjach rządu właściciele klubów odwołują imprezy taneczne, ale starają się nie odwoływać koncertów. Sprawdzają świadectwa covidowe i zapewniają, że koncerty są bezpieczne. - Próba ścisłego przestrzegania rządowych obostrzeń jest jak chwytanie się prawą ręką za lewe ucho - komentują w rozmowie z WP.
W środę 15 grudnia weszły w życie nowe obostrzenia pandemiczne. Choć są raczej mało restrykcyjne w porównaniu z tym, co zadekretowały władze większości krajów europejskich, gdzie wprowadzane są lockdowny i zakazy poruszania się dla osób niezaszczepionych, mogą w istotny sposób dotknąć kilku dziedzin życia społecznego.
Na jedną z nich zwrócił uwagę gdański dziennikarz Radia Zet Maciej Bąk, który napisał mocny tweet dotyczący sytuacji w klubach muzycznych. Było to nawiązanie do niedawnej sytuacji z demonstracji antyszczepionkowej, której uczestnicy nieśli hasło imitujące słynny napis z bramy obozu zagłady. Bąk pisze, że "kluby [...] zaczęły masowo odwoływać koncerty do stycznia, [co] pokazuje, że już jako państwo i naród przegraliśmy z bandą idiotów, którzy ratujące życie szczepienia porównują do Auschwitz".
- Mamy do czynienia z sytuacją, w której wszyscy, bez wyjątku, karani są za to, że spora część społeczeństwa się nie zaszczepiła - komentuje dziennikarz na prośbę Wirtualnej Polski.
- W krajach zachodniej Europy, gdzie za sprawą szczepień umiera znacznie mniej ludzi niż w Polsce, sytuacje są jasne: masz szczepienie - nie tracisz prawa do posłuchania muzyki na żywo. U nas z kolei rządzący jak zwykle traktują artystów i generalnie szeroko pojętą kulturę jako coś zbędnego. Na koniec okaże się, że kolejne kluby będą bankrutować, a muzycy - się przebranżawiać - mówi Bąk.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Postanowiliśmy sprawdzić, jak wygląda sytuacja w klubach. Nie jest tragicznie, choć rzeczywiście niektóre imprezy są odwoływane.
- Sytuacja jest o tyle specyficzna, że mówimy o styczniu, który zawsze jest raczej "martwym" momentem koncertowym - wyjaśnia Robert Chmielewski z wrocławskiego klubu Firlej. - Dla mnie nie było więc szczególnie trudno wyhamować. W praktyce miałem na styczeń zaplanowany tylko jeden koncert, więc nie muszę nic odwoływać.
Chmielewski podkreśla, że czeka na dalszy rozwój sytuacji i ma nadzieję, że obostrzenia przestaną obowiązywać pod koniec miesiąca.
- Dla mnie to nie będzie dramat: zacząć sezon nie 5 stycznia, ale np. 25. Zresztą od paru miesięcy mam na uwadze, żeby niczego nie planować zbyt optymistycznie. Dwa miesiące temu w praktyce "zamroziłem" kalendarz. Ale nie jestem z tego dumny, to asekurancka praktyka – dodaje przedstawiciel wrocławskiego klubu.
ZOBACZ TEŻ: Koncerty tylko dla zaszczepionych? Jerzy Owsiak odpowiada na oświadczenie zespołu Kult
Sytuacja Chmielewskiego jest szczególna - Firlej ma status miejskiej instytucji kultury, więc może liczyć na pieniądze z miejskiego budżetu.
- Ale mocno współczuję tym, którzy prowadzą kluby prywatne i ich sytuacja zależy od liczby sprzedanych biletów - dodaje. - Oni rzeczywiście mogą mieć problemy.
Rozmowy z właścicielami i menedżerami klubów w kilku polskich miastach wskazują na to, że na te problemy przestali już dość dawno reagować wściekłością. Raczej starają się szukać dobrych, praktycznych wyjść z sytuacji.
- Musieliśmy odwołać kilka imprez tanecznych - informuje Arkadiusz Hronowski, właściciel gdańskich klubów B90 i Drizzly Grizzly oraz sopockiego Spatifu.
- Koncertów to za bardzo nie dotyczy. Bardzo nie podoba mi się oczywiście to, że rząd wszystko zrzuca na nas: to my mamy pilnować, czy publiczność jest zaszczepiona. Na szczęście nasze szacunki wskazują, że około 85 proc. osób przychodzących na koncerty jest po szczepieniu, nie musimy więc nikogo wypraszać spod drzwi. Rozmawiałem z wieloma ludźmi prowadzącymi kluby w innych miastach, wszędzie jest raczej podobnie - mówi Hronowski.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Wszystkie osoby prowadzące kluby przekonują, że na koncertach jest tak bezpiecznie pod względem pandemicznym, jak tylko się da. Słowa Hronowskiego o liczbie osób niezaszczepionych potwierdza Radosław Sternbauer z warszawskiego Pogłosu, który także musi borykać się z problemem sprawdzania świadectw covidowych.
- Sprawdzamy je u ludzi wchodzących na koncerty - opowiada. - I rzeczywiście, liczba osób niezaszczepionych nie przekracza 12-15 proc., a to oznacza, że możemy bez problemu wpuścić wszystkich chętnych. Ze względu na nowe przepisy musieliśmy jednak odwołać wszystkie imprezy taneczne, a to mniej więcej 60-65 proc. naszych przychodów, więc to dla nas bardzo zła informacja.
Chmielewski wiąże najnowsze pandemiczne poczynania rządu wobec kultury z kwestiami politycznymi.
- Mam niestety wrażenie, że to kolejna forma represji wobec środowiska polskiej kultury. Wiadomo przecież, że to ludzie niepokorni, którzy zajmują mocno krytyczne stanowisko wobec rządu. Jestem pewien, że gdyby wśród osób uczestniczących w wydarzeniach kulturalnych było więcej antyszczepionkowców, nie byłoby takiego zamieszania z obostrzeniami. Może brzmi to jak teoria spiskowa, ale trudno nadać jakiś porządek temu bałaganowi – komentuje Chmielewski.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
"Zamieszanie" i "bałagan" to dziś słowa-klucze dla osób żyjących z prowadzenia klubów. Potwierdza to Hronowski.
- Mam wrażenie, że gdyby próbować ogarnąć rozumem wszystkie zasady i ograniczenia, które wprowadził rząd, okazałoby się, że dwa plus dwa równa się siedem - komentuje gorzko. - Ręce opadają.
- Próba ich ścisłego przestrzegania jest jak chwytanie się prawą ręką za lewe ucho - kwituje Chmielewski.