Życie Bohdana Smolenia naznaczyły rodzinne tragedie. Nie mógł uwierzyć w samobójstwo syna
Na scenie dawał z siebie wszystko, by rozbawić publikę. Mało kto wiedział, że pod maską błazna skrywał ogromny smutek, a życie nie szczędziło mu bolesnych ciosów. Wreszcie sam nie miał siły już dłużej walczyć z postępującą chorobą - zmarł 15 grudnia 2016 roku.
Urodził się w Bielsku-Białej, jako syn choreografki i konferansjera. Lecz chociaż rodzice tak silnie związani byli z teatrem, ojciec Bohdana nie chciał, by jego syn miał coś wspólnego z rozpasaną branżą rozrywkową. Chłopak, choć zwykle lubił postawić na swoim, tym razem posłusznie zapisał się na krakowską Akademię Rolniczą, jednak marzenia o scenicznej karierze nie porzucił. Jeszcze na studiach – na których nie szło mu najlepiej – założył kabaret Pod Budą; kilka lat później, za namową Zenona Laskowika, podjął spontaniczną decyzję o wyjeździe do Poznania i dołączeniu do kabaretu Tey.
Co ciekawe, choć z Laskowikiem stworzył niezapomniany duet, prywatnie panowie nie darzyli się wcale sympatią. Po latach Smoleń opowiadał, że łączyła ich tylko praca, a nie mogli się porozumieć, ponieważ Laskowik zbyt często sięgał po alkohol. "W tej organizacji, co on występuje, ja nie chcę występować. Bo ja mam w diagnozie napisane nikotynizm, ale alkoholizmu nie mam", mówił w programie "Niepokonani". Mimo konfliktów Smoleń grał z Laskowikiem aż 1988 roku, wraz z kolegami z zespołu odnosił niemałe sukcesy, zgarniał nagrody i zdobył wielką sympatię publiczności. Nagrywał z Krzysztofem Krawczykiem, występował w filmach, zdobył nawet tytuł Mistera Obiektywu. Wydawało się, że los mu sprzyja…
Śmierć dziecka
Niestety, choć wciąż odnosił sukcesy zawodowe, w życiu prywatnym nie układało mu się najlepiej. W 1970 roku Smoleń poślubił ukochaną Teresę, z którą doczekał się trzech synów. Najstarszy z nich, Maciej, będzie później opowiadał, że ich dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych, a ojciec, zajęty pracą, rzadko bywał w domu, często za to sięgał po alkohol, by opijać udaną karierę. W kwietniu 1988 roku rodziną Smoleniów wstrząsnęła prawdziwa tragedia – nastoletni Piotr, środkowy syn, odebrał sobie życie. To Bohdan znalazł ciało chłopca. Okoliczności jego śmierci do dziś nie zostały wyjaśnione, choć Smoleń do końca wierzył, że syn nie zamierzał popełnić samobójstwa. "Bardzo chciał imponować innym, że on sam coś potrafi, za wszelką cenę. Myślę, że mogło być tak: spróbuj się powiesić, a my cię odetniemy albo sam się odetniesz. Miał pasek i nóż nie swój (…) Jestem przekonany, że był ktoś drugi z nim. Ktoś mu to zrobił albo kazał mu to zrobić", opowiadał w książce "Niestety wszyscy się znamy".
"Niewyobrażalna dziura"
Rodzice chłopca bardzo ciężko znieśli to wydarzenie; Teresa wpadła w depresję, a jej stan wciąż się pogarszał. Niecały rok później, gdy przyjechali do nich znajomi, kobieta powiedziała, że jest zmęczona, i udała się do sypialni na górze. Smoleń zajrzał do niej po jakimś czasie, by zapytać, czy nie chce pożegnać się z gośćmi, szykującymi się właśnie do wyjścia. Ale widok, który zastał, wstrząsnął nim do głębi: jego żona powiesiła się w pokoju na biustonoszu. Smoleń próbował ją jeszcze reanimować, jednak bez skutku – kobieta zmarła na jego rękach. "Śmierć moich najbliższych nie zrobiła mnie lepszym ani gorszym. Zrobiła mi wielką, niewyobrażalną dziurę", mówił Smoleń.
Nic dziwnego, że artysta na jakiś czas zupełnie wycofał się z życia publicznego i sam zmagał się z depresją. Dopiero po kilku latach zdecydował się wrócić do branży; nagrał między innymi płyty z muzyką disco polo i przyjął angaż w serialu "Świat według Kiepskich", gdzie wcielał się w listonosza Edzia. Uznał też, że chciałby zrobić coś dobrego dla innych, i w 2007 roku założył "Fundację Stworzenia Pana Smolenia", gdzie prowadzono terapie dla dzieci z porażeniem mózgowym i zespołem Downa.
Stracił siły do życia
Równocześnie jednak dały o sobie znać lata imprezowego życia, kiedy to Smoleń zupełnie się nie oszczędzał – imprezował po nocach, nie wylewał za kołnierz i wypalał mnóstwo papierosów. Najpierw artysta trafił do szpitala z powodu zapalenia płuc, potem dostał wylewu. W 2010 roku doznał zawału serca, a kilka miesięcy później miał drugi wylew. Pięć lat później, po trzecim wylewie, Smoleń wylądował na wózku inwalidzkim – jednak wciąż miał w sobie mnóstwo energii i nie zamierzał odpuszczać. Powtarzał, że nie chce zawieść dzieci, dla których stworzył swoją fundację, i prosił o wsparcie dla swoich działań. Z czasem jednak jego samopoczucie się pogarszało, czuł się tak źle, że powoli zaczął odcinać się od świata. Nie miał już siły walczyć, dbać o swoje zdrowie, uczestniczyć w ćwiczeniach, które mogłyby nieco poprawić jego stan. Zmarł 15 grudnia 2016 roku; został pochowany obok swojej żony i syna.