Tori Spelling będzie poprawiać sztuczny biust. Jej piersi to fuszerka

Tori Spelling przed laty zagrała w serialowym hicie "Beverly Hills 90210", który uczynił z niej gwiazdę. Teraz aktorka ma 48 lat, a wielka sława dawno jest za nią. Co nie zmienia faktu, że Tori wcale nie zniknęła w odmętach show-biznesu. Wciąż pojawia się to tu, to tam, jest aktywna w sieci. Na Instagramie śledzi ją 1,6 mln internautów.

Życie prywatne Tori też ma się dobrze, mimo rozstania z mężem. Spelling doczekała się przecież pięciorga wspierających ją pociech. Gwiazda, która niedawno przeszła COVID-19, po rozmowie z jedną z córek planuje oddać się w ręce chirurga. Skąd ten pomysł?

Aktorka ponad 20 lat temu poddała się operacji powiększenia biustu. Szybko stało się jasne, że efekt był daleki od wymarzonego. Jednak Tori nie zamierzała nic zmieniać. Teraz chce wymienić stare wkładki na nowsze, lepsze i większe.

Tori przyznała, że gdy robiła sobie operację, była młoda. Nie wiedziała, że sztuczny, silikonowy biust będzie musiał zostać wymieniony. Zdecydowała, że pod nóż pójdzie prędzej niż później również ze względu na słowa córki.

13-letnia Stella przypomniała mamie, że ta już dawno wspominała o ponownej operacji, której będzie musiała się poddać. - Mamo, jestem zaniepokojona. Musisz to wyjąć. Mówiłaś to już lata temu - Spelling powtórzyła słowa córki w rozmowie z zagranicznym serwisem plotkarskim.

Ponad 10 lat temu Agencja Żywności i Leków FDA zaleciła zaprzestanie używania silikonowych wkładek podczas operacji powiększania biustu ze względu na skutki uboczne. Takie implanty powinny zostać wymienione na nowe po 10 latach. Tori ma swoje już od ponad 20. Nic dziwnego, że jej córka zaczęła się obawiać o zdrowie mamy.