30 tysięcy za Behemotha. "Kara śmierci" dla muzycznych klubów
Klub B90 w Gdańsku musi zapłacić 30 tys. zł grzywny, bo nie zgłosił serii koncertów jako imprez masowych. Właściciel uważa, że to zemsta władz za zorganizowane koncertu grupy Behemoth w B90. Nergal: - Nie godzimy się, by to polityk decydował, gdzie może grać mój zespół.
Czy Arek Hronowski, właściciel gdańskiego klubu B90, został ukarany, bo odważył się zorganizować koncert zespołu Behemoth Adama Darskiego? I czy ta kara wpłynie na inne kluby? Czy to wreszcie, jak twierdzi Adam "Nergal" Darski, początek cenzury koncertów w Polsce i dzielenie kultury na wyższą i niższą?
Przypomnijmy fakty: 27 stycznia tego roku klub B90 w Gdańsku został ukarany przez sąd grzywną 30 tys. zł za organizowanie serii imprez masowych bez pozwolenia. Sąd w Gdańsku uznał, że od października 2016 r. do marca 2017 r. w klubie odbyło się dziewięć koncertów, które przekroczyły liczbę 500 uczestników. Zgodnie z ustawą o organizacji imprez masowych właściciele – Ewa i Arek Hronowscy – powinni byli uzyskać odpowiednie zezwolenia od władz miasta. Klub nie powinien był też sprzedawać podczas tych imprez wysokoprocentowego alkoholu.
Arek Hronowski z B90 uważa, że padł ofiarą nagonki politycznej, bo prokuratura zainteresowała się klubem dopiero po koncercie metalowego zespołu Behemoth w 2016 roku.
Hronowski przypomina, że właśnie wtedy przed klubem pojawiła się modlitewna Krucjata Różańcowa.
– Znaleźliśmy się na celowniku. Najpierw były modlitwy pod klubem, wizyty policji w klubie, potem negatywny materiał o nas zrobiła TVP Gdańsk, a na koniec "zainteresowała się" nami prokuratura – wylicza Hronowski kolejność zdarzeń.
Adam Darski w rozmowie z WP tak wspominał ten konkretny koncert z 2016 roku:
- W klubie B90 stali policyjni tajniacy i nagrywali. Inwigilacja jak za PRL. W klubach prywatnych w Polsce wciąż możemy grać, ale w studenckich już nie, bo one należą do uczelni, a żaden rektor nie chce mieć problemów. Behemoth nigdy nie zagra też w Podlaskiem, bo tam rządzi PiS.
Arek Hronowski z B90: – Przeczepili się do nas za Behemotha, a potem udawali, że niby chodzi też o Korteza, Chylińską i inne koncerty.
Nergal napisał w piątek, 7 lutego, na swoim profilu na Facebooku:
"Nie godzimy się na to by przepisy w Polsce były różnie interpretowane ani też na dyskryminację wśród klubów. Nie godzimy się na ograniczanie wolności artystycznej. A Wy – nigdy nie gódźcie się na to, by polski polityk decydował o tym, czy w Waszym mieście może grać Behemoth czy nie! Jako twórcy, jako artyści, wreszcie jako muzycy Behemotha czujemy się odpowiedzialni za ten skandaliczny wyrok uderzający w kluby muzyczne w Polsce".
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Właściciel klubu: wróciłem do PRL
B90 to modny klub, umiejscowiony w postoczniowej hali. Odbywają się tu festiwale, koncerty, przeglądy kinowe. Grana jest wszelka muzyka, od koncertów Darii Zawiałow i Taco Hemingwaya, przez sety didżejskie po festiwale heavy metalu. Arkadiusz Hronowski prowadzi także klub Spatif przy Monciaku w Sopocie. Jest dobrze znany w środowisku artystów i ludzi kultury w Trójmieście.
Sędzia Marzena Albrecht z Gdańska tak uzasadniała wyrok na właścicieli B90:
- Oskarżona [Ewa Hronowska - red.] była świadoma konieczności posiadania zgody na prowadzenie imprez masowych, a mimo to organizowała koncerty, w których uczestniczyło ponad 500 osób. Sąd jednocześnie nie dyskwalifikuje żadnego rodzaju muzyki. Posiadanie zgody na imprezę masową wynika tylko z konieczności zapewnienia bezpieczeństwa ich uczestnikom.
Pytam więc Arka Hronowskiego o zagrożenie i ewentualną ewakuację w czasie koncertów w B90.
Hronowski: - Jakie zagrożenie? Policja, straż, nadzór budowlany – wszyscy zeznawali w sądzie na naszą korzyść. Spełniamy wszelkie warunki bezpieczeństwa.
Skąd więc ta kara?
Hronowski: - Stałem się pierwszą ofiarą nagonki. Ale jeśli w tym kraju wciąż jest wolność i demokracja, to mam prawo organizować koncerty Behemotha i innych zespołów metalowych. Czasy są takie, że jak grasz Zenka Martyniuka i Arkę Noego to jesteś ok, a jak grasz Behemotha, to masz kłopoty. Niepokorni będą karani. Normalnie PRL.
Środowisko właścicieli klubów boi się zabierać w tej sprawie głos otwarcie, bo liczą się z konsekwencjami. Moi rozmówcy proszą, żeby nie wymieniać ich nazwisk.
Jeden z właścicieli, anonimowo: - Dla mnie sprawa jest jasna. Chodzi tylko i wyłączenie o zespół Behemoth, który nie podoba się obecnej władzy. To znak dla klubów w Polsce, żeby nie kontraktowały tego zespołu, bo źle może się to dla nich skończyć. Interpretacja przepisów przez sąd w Gdańsku jest bardzo zawiła i według mnie błędna.
To Nergal uaktywnił prokuratorów
Czy rzeczywiście zdarzało się, że koncerty Behemotha były odwoływane za rządów PiS, czyli od 2016 roku?
W czasie trasy "Rzeczpospolita Niewierna" w 2016 roku przed klubami, w których grał zespół, odbyły się modlitwy różańcowe. Jednak mimo protestów grup katolickich i np. zaniepokojenia wojewody wielkopolskiego, wyrażonego na piśmie, koncert w Poznaniu w ramach trasy "Rzeczpospolita Niewierna" odbył się w hali MTP, podobnie jak wszystkie inne koncerty w Katowicach, Warszawie, Krakowie czy Gdańsku. Adam Darski został za to pozwany za rzekome zbezczeszczenie godła państwowego na plakacie reklamującym tę trasę koncertową. W 2018 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku uniewinnił wokalistę. Sprawa może jednak w tym roku wrócić na wokandę.
6 lutego grupa zagrała z amerykańskim zespołem Slipknot w łódzkiej Atlas Arenie. Ostatnie odwołanie koncertu Behemotha miało miejsce w 2014 roku w Poznaniu w klubie studenckim Eskulap. Rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu argumentował to troską o bezpieczeństwo studentów.
Dla WP sprawę skomentował mecenas Jacek Potulski, wielokrotny obrońca Adama Darskiego "Nergala", lidera zespołu Behemoth. Jego zdaniem trzeba rozdzielić dwie sprawy:
- Po pierwsze chodziło tu konkretnie o Nergala. Darski miał kilka antyreligijnych wypowiedzi i akcji na koncie, a władza w Polsce jest teraz religijna. Nergal im podpadł, więc w mojej ocenie aktywność prokuratury, zainteresowanie sprawą i wszczęcie postępowania związane są z Nergalem.
- Natomiast czym innym jest wyrok sądu. Przepisy są takie, jakie są, i formalnie zostały spełnione podstawy do skazania. Sędzia nie musiała chcieć ukarać akurat zespołu Behemoth za ich muzykę. Raczej, mając w pamięci np. tragiczny pożar w hali Stoczni z 1994 roku, naprawdę troszczyła się o bezpieczeństwo widzów.
Czym są obiekty podobne?
Co w sprawie organizacji imprez w klubach mówi prawo?
Ustala, że jeśli ktoś organizuje imprezę na ponad 500 osób, musi mieć zezwolenie na imprezę masową. Z tego wymogu są jednak wyłączone teatry, filharmonie, opery, operetki, domy kultury i – jak mówi ustawa – "obiekty podobne". Nie precyzuje, czym one są.
Właściciel B90 argumentuje, że B90 jest właśnie takim "obiektem podobnym", bo poza koncertami odbywają się tu także pokazy filmowe, spotkania autorskie, wernisaże czy Dni Kultury Ukraińskiej.
Sędzia Marzena Albrecht nie przyjęła jednak tej interpretacji. Argumentowała, że co innego filharmonia, a co innego B90:
- Poziom zagrożenia na koncertach rockowych jest nieporównywalnie większy niż na koncertach muzyki klasycznej w filharmonii.
Jak to wygląda w innych klubach?
Marusz Pluta, szef warszawskich "Proximy" i "Palladium", tłumaczy WP, że do "Proximy" wchodzi mniej niż 500 osób, zaś większe "Palladium" funkcjonuje na zasadach domu kultury, więc ustawa go nie dotyczy:
- "Palladium" zostało zarejestrowane jako dom kultury i dzięki temu możemy bez zgłaszania organizować rozmaite wydarzenia. Tu jest i teatr, i balet, i duży koncert. Jak traktować B90? Nie wiem. To jest przestrzeń do interpretacji dla sądu. Ustawa jest ułomna, ale trzeba się do niej stosować. Grupuje ona nieprzystające do siebie zjawiska, jak mecze piłkarskie i koncerty klubowe. Poziomy napięcia i agresji są tu nieporównywalne.
Inny właściciele klubów, z którymi rozmawiała WP, nie chcieli powiedzieć otwarcie, czy każdorazowo mają zezwolenie na imprezę na ponad 500 osób. Szef popularnego klubu w Gdańsku anonimowo:
- To nie jest takie proste. Ustawa nie precyzuje, czy chodzi o 500 osób z biletami plus obsługa klubu, czy np. 480 osób z biletami plus obsługa. Nie wiem tego. Ja, na wszelki wypadek, od czasu afery z B90 zrobiłem krok w tył. Wpuszczam 440 osób na bilety plus 50 na zaproszenia i nie robię imprez na ponad 500 osób. W sumie tzw. limit strażacki mam na 700 osób, ale wolę spać spokojnie, bo przepis, choć zły, jednak mnie obowiązuje.
Mój rozmówca wylicza inne aspekty sprawy:
- U mnie w ciągu sobotniej nocy na pewno bawi się na dyskotece ponad 500 osób, ale w przepływie, od 22 do 6 rano. Ale przecież były w Sopocie miejsca, gdzie wchodziło na dyskotekę 600-800 osób jednorazowo, i nikt tego nie sprawdzał.
Szef gdańskiego klubu, pyta jak to możliwie, że ustawa jednych obowiązuje, innych nie:
- W dużych szkołach upycha się w sali gimnastycznej kilkaset dzieci i szkół ustawa nie obowiązuje. Tak samo nie obowiązuje w multikinach, gdzie na kilku dużych, multipleksowych salach może siedzieć jednorazowo kilkaset osób. Albo: gdy robię imprezę u siebie jako klub prywatny - to ustawa mnie obowiązuje. Ale jak robię imprezę razem z oficjalną instytucją, np. Nadbałtyckim Centrum Kultury, to przestaje obowiązywać, bo współorganizator to dom kultury. A takie podanie to każdorazowo kilka dni pracy, 2 tys. zł kosztów, papierologia plus czekanie aż przyjdzie inspektor i wyda dyspozycje.
Na koniec mój rozmówca mówi: - Na pewno ustawę trzeba poprawić i doprecyzować. A grzywna na B90? To czysta polityka. Panowie z prokuratury podrapali się w głowę i wymyślili, że skoro nie mogą Nergala i Hronowskiego ukarać za obrazę uczuć religijnych, to dowalą im za imprezy masowe.
Ilu ochroniarzy potrzebuje klub?
Jak podaje "Gazeta Wyborcza" w obronę klubu B90 zaangażowało się Stowarzyszenie Organizatorów Imprez Masowych i Rozrywkowych. Krzysztof Brola ze Stowarzyszenia argumentował przed sądem w Gdańsku, że ustawa o imprezach masowych została napisana w celu zapewnienia bezpieczeństwa na meczach piłkarskich. Była pisana i konsultowana przez kluby, policję i firmy ochroniarskie, a nie właścicieli klubów muzycznych.
Jego zdaniem sprawa ma charakter polityczny: - W klubie B90 nigdy wcześniej nie było problemów, do momentu aż zorganizował koncert artysty, który nie spodobał się obecnie rządzącym.
Artur Rawicz z portalu Codzienna Gazeta Muzyczna (CGM.pl) uważa, że przepisy o imprezach masowych w Polsce trzeba szybko doprecyzować, bo inaczej "będą przez każdego sołtysa, proboszcza i komendanta mogły być użyte w imię swojego widzimisię".
Rawicz uważa, że gdański wyrok może mieć wpływ na inne kluby i fanów muzyki: "Organizując imprezy masowe kilka razy w tygodniu, trzeba będzie zdjąć z barów wszystkie 'wyskoki' powyżej 3,5 proc. [alkoholu – red.] i pewnie odbić to sobie jakoś inaczej. Drogi słuchaczu, płacz i płać".
Jak swoją przyszłość widzi klub B90?
- Teraz działamy w warunkach recydywy, za co grozi do 8 lat więzienia. Musimy więc znaleźć inny, kosztowniejszy, system działania. 99 procent klubów dookoła będzie działało jak dotąd, a my inaczej. Wszystkie nasze koncerty będą odtąd imprezami masowymi. A wtedy trzeba napisać dokumentację – to koszt 2,5 tys. zł. Do tego strażacy, karetki, trzy razy więcej ochrony niż dotąd - zamiast 13 ochroniarzy będzie ich 50. To jest przerost, ale tylko dlatego, że to jest ustawa stadionowa, a nie klubowa.
Hronowski mówi, że jego zdaniem bezprecedensowy wyrok w Gdańsku może uderzyć w kluby mogące pomieścić do 700-800 osób.
- Jeśli takie miejsca będą musiały występować ze zgłoszeniem imprezy masowej, to koszty je zabiją. Większość średnich klubów już leci na oparach i dobija sobie wpływami z baru. W większości klubów bar to wspomaganie rentowności albo nawet jedyne źródło dochodu. A na imprezach masowych nie ma alkoholu – są siki.