40-lecie "Jolka, Jolka pamiętasz". Tak wyglądała ostatnia rozmowa z Romualdem Lipką
"Jolka, Jolka pamiętasz" Budki Suflera to bezsprzecznie jeden z największych przebojów w historii polskiej muzyki. Felicjan Andrzejczak świętuje 40-lecie hitu, który nagrał przed laty z zespołem, a już 3 listopada ukaże się jego nowy singiel "Impregnowany ślad", do którego słowa napisał Artur Andrus. W rozmowie z WP Andrzejczak wspomina ostatnią prośbę od Romualda Lipki oraz występ przed setkami tysięcy fanów.
Rafał Mrowicki, Wirtualna Polska: Nie ma pan czasem dość "Jolki"?
Felicjan Andrzejczak: Nie da się nie śpiewać tej piosenki. Ludzie fajnie reagują też na "Czas ołowiu". Dla mnie to nie piosenka. To pieśń. Wiadomo o kim jest tekst, o ludziach, którzy odeszli. Po śmierci Romka Lipki zawsze mówię na końcu, że nie wyobrażałem sobie, że będę musiał w tej piosence śpiewać "Romek L.".
Teraz to o on jest dla pana głównym bohaterem tej piosenki?
Wszyscy są ważnymi bohaterami. W miejsce jednego musiałem umieścić Romka. Zastanawiałem się, w którym miejscu go umieścić. Pasował mi obok "Anny J.". To nie było celowe. Dopiero później zwróciłem uwagę, że w jednej frazie są Anka Jantar i Romek Lipko.
Zaśpiewał pan "Jolkę" na potrzeby nowego teledysku w nieco inny sposób.
Po raz pierwszy powiedziałem, że jestem zadowolony z nagrania. Rzadko chwalę się sobą, nie słucham swoich piosenek, ale przesłuchałem kilkukrotnie to nagranie i byłem zadowolony. Również od znajomych słyszałem, że to dobry wokal jak na mój wiek (śmiech).
Długo pracował pan nad nową wersją?
W ogóle. Wszedłem do studia, zaśpiewałem i tyle. Chciałem, by było podobnie jak w oryginalnej wersji, ale tak się nie da. Chciałem być blisko tego oryginału, ale też się nie dało. Wyszło tak, jak nagraliśmy.
Emocje i odczucia podczas śpiewania tej piosenki zmieniły się przez lata?
Gdy interpretuję ten tekst, to nie myślę o tym mechanicznie. Myślę o tekście, o muzyce i dynamice piosenki. To nie jest odśpiewanie. Pani Irena Santor spotkała mnie kiedyś w radiu i powiedziała: "Ty śpiewasz od serca! To z serca wychodzi". Przytaknąłem (śmiech).
Jestem ciekaw jak zareagował pan na ten tekst, gdy pierwszy raz go pan przeczytał. Wiem, że Romuald Lipko i Tomasz Zeliszewski byli zaskoczeni tymi słowami Marka Dutkiewicza.
To było ponad 40 lat temu. Dopiero po latach dowiedziałem się, jak Tomek Zeliszewski i Romek Lipko zareagowali na ten tekst. Nie byli od razu zadowoleni. Ja gdy go zobaczyłem, to znając muzykę wyobraziłem sobie jak to zaśpiewam. Żyliśmy w czasach siermiężnych, była komuna, na półkach w sklepach były pustki. Myślałem, że to może być przebój. Tego nie można było zaśpiewać słodziutkim belcantem, tylko zachrypniętym głosem zmęczonego życiem i zrezygnowanego faceta. Lubiłem taką muzykę. Lubiłem soul, Czesława Niemena. Moja interpretacja wpasowała się do tego tekstu i teraz jest śpiewany przez trzecie pokolenie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zobacz także: "The Voice of Poland": Marek Piekarczyk wprawił w osłupienie trenerów
A same słowa wydały się panu kontrowersyjne jak pana kolegom?
Może na początku. Później uznałem, że w tym tekście jest coś do przekazania. Nie lubię tekstów o niczym. To był tekst na tamte czasy: "żebrząc wciąż o benzynę", "silnik rzęził", "dziecko spało za ścianą", "meta była o dwa kroki stąd". Od razu miałem przed oczami te mety z alkoholem. W tej piosence było samo życie. Fajnie, że powstała, choć jest czasem trochę moim utrapieniem, bo bez niej się nie da występować.
Ta "Jolka" musi być, choć mam wiele pięknych piosenek współtworzonych przez Jarka Kukulskiego, Waldka Parzyńskiego, Jonasza Koftę, Janusza Kondratowicza, Rysia Sygitowicza, Darka Kozakiewicza, Mietka Jureckiego... Sporo pięknych piosenek! Ale "Jolka" musi być. Jestem szczęśliwy, że mam taki hit, bo każdy artysta chciałby mieć w swoim repertuarze taką jedną piosenkę, która tak mocno się zaznaczyła. Z tamtej sesji nagraniowej od razu spodobał mi się "Czas ołowiu". Były takie czasy, teraz już nie, ale 2-3 lata temu, gdy zaczynałem to śpiewać, to mocno mnie ruszało. To ważny utwór.
Dla mojego pokolenia "Jolka" zawsze była gdzieś obecna, a realia tekstu raczej nie sprawiały trudności w polubieniu utworu. Ten utwór zawsze gdzieś słyszeliśmy od najmłodszych lat. W 2014 r. na Przystanku Woodstock odśpiewały ją setki tysięcy młodych ludzi.
Tego się nie da opowiedzieć. To trzeba przeżyć, widzieć, słyszeć. Wiem, że gdybym nie miał doświadczenia estradowego i musiałbym wyjść z tym utworem na scenę na Woodstocku, to bym nie wyrobił. Naprawdę musiałem się zmusić, gdy Jurek Owsiak mówił o 700 tys. ludzi. Wszyscy mieli gardła pootwierane! Widziałem kilka osób na wózkach inwalidzkich trzymanych przez wiarę.
Pamięta pan przygotowania do tego występu oraz telefon od kolegów z Budki, którzy zaprosili pana na ten występ?
Oni chyba bez "Jolki" mieli tam jechać. Chyba Romek się na to uparł, z tego co mówił mi Tomek. Jurek Owsiak musiał to zaakceptować i na pewno tego nie żałuje. Wydał płytę z piosenkami, które zaznaczyły się na tamtym festiwalu. "Jolka" oczywiście się znalazła. Grali z nami też Wojtek i Piotrek Cugowscy - świetni muzycy. Specjalnych prób nie było.
Pozostając przy piosenkach "niebudkowych", to gdy powiedziałem ojcu, że będę z panem rozmawiać, odparł: "właściwie się nie stało nic...".
To "Trzeci Akt". Kompozycja Jarka Kukulskiego i tekst Janusza Kondratowicza. Śpiewałem to w Opolu. Dostałem nagrodę na festiwalu morskim w Rostocku. Pierwszą nagrodę dostała jakaś Węgierka, bo Polacy wygrali rok wcześniej, więc musiał wygrać ktoś inny z obozu socjalistycznego. To najpiękniejsza piosenka jaką napisał Jarek Kukulski. To nie tylko moja opinia. Spotkałem się z wieloma takimi głosami ze strony muzyków.
Lepsza niż piosenki, które pisał z myślą o swojej żonie?
Tak. Ja tak twierdzę, choć może Jarek o tym nie wiedział. To piękna piosenka. Janusz Kondratowicz powiedział mi po latach, że mieli trochę cykora, czy sobie z tym poradzę. Nie wokalnie, ale emocjonalnie. Czy będę potrafił przekazać to, co jest w tej piosence. Okazało się, że byli bardzo zadowoleni. W marcu śpiewałem tę piosenkę z kwartetem smyczkowym w Świebodzinie na płytę koncertową z piosenkami starymi i nowymi. Chcę przypomnieć fajne utwory, które gdzieś zginęły. Marzyłem o tym, by w niektórych piosenkach były smyczki.
Jak stworzył pan relację z Krzysztofem Cugowskim? W pewnym momencie działalności Budki Suflera podjęto decyzję o pańskim odejściu, a Krzysztof Cugowski wrócił za mikrofon.
Bardzo cieszyłem się, że stworzyłem z Budką kilka dobrych piosenek. Krzycha wtedy nie było w zespole. Razem ze mną śpiewał wtedy Romek Czystaw. Powiem szczerze, że nigdy nie miałem pretensji. Cug jest założycielem tego zespołu. Gdy Krzychu wrócił, to po prostu wrócił i tyle. Krążyły opinie, że ponoć mam żal, ale absolutnie nigdy nie miałem. I tak chciałem robić swoje rzeczy solowe, choć z Budką było łatwiej. Krzysiu nawet powiedział mi kiedyś, że z zespołem jest raźniej. Sam kiedyś chciał śpiewać solo. Oni wszyscy byli z Lublina, ja z drugiej strony Polski. Na początku lat 80. komunikacja była, jaka była. Nie było autostrad, samolotów, telefonów. Telefon założyli mi dopiero, gdy poznałem dyrektora wojewódzkiej komunikacji.
FELICJAN ANDRZEJCZAK – JOLKA, JOLKA PAMIĘTASZ (OFFICIAL VIDEO)
Później były wspólne występy z Budką, na których wychodził pan na scenę zaśpiewać "Jolkę", a w latach 90. singiel, w nagraniu którego wziął udział również Romuald Czystaw.
Praktycznie przez 40 lat z nimi śpiewałem gościnnie. Gdy zespół się rozwiązał, to Romek założył w 2017 r. Lipko Band. Śpiewałem w tym zespole i dobrze mi się śpiewało. W 2019 r. reaktywowali Budkę. Romek zadzwonił i zapytał czy w to wchodzę. Powiedziałem, że tak, ale gościnnie, bo mam swój zespół, z którym jestem szczęśliwy. Marzyłem o takim składzie, jaki mam teraz. Płytę z Budką nagrałem też gościnnie.
Była opcja, by dołączył pan do Budki jako główny wokalista?
Takich rozmów nawet nie było. Powiedziałem, że priorytetem jest mój zespół. Jeżeli będą chcieli, bym gościnnie z nimi wystąpił, to jestem chętny. Bardzo cenię sobie tych moich przyjaciół z Budki. Teraz też mają znakomity skład. Grają tam zawodowcy. Mówię o muzykach.
Po latach nagraliście w końcu wspólną płytę pt. "10 lat samotności". Jak pan wspomina tę pracę?
Gdy zespół się reaktywował to po pierwszych koncertach siedzieliśmy z Romkiem Lipką i Tomkiem Zeliszewskim. Romek powiedział: "Felek nie ma z nami żadnej płyty nagranej. Trzeba zrobić płytę". Ten pomysł zrealizowaliśmy, ale już niestety bez Romka. Widzieliśmy się przed jego śmiercią. Pogadaliśmy sobie. Byłem tam dwa dni. Rozmawialiśmy w cztery oczy. To były fajne rozmowy. Obiecałem, że nagram te piosenki, choć jeszcze nie wiedzieliśmy jakie. Wiedziałem, że jest jedna, nad którą pracowaliśmy jeszcze jak Romek żył. On kontrolował ze szpitala prace. To była piosenka "Niebo co dzień". Gdy wróciłem do domu po spotkaniu z Romkiem dostałem telefon, że już nie żyje. Musieliśmy nagrać tę płytę. Trzeba było pozbierać te pomysły i tak powstała płyta.
Romuald Lipko poprosił też pana o zaśpiewanie na jego pogrzebie "Czasu ołowiu".
Pamiętam, że gdy wychodziłem ze szpitala, poprosił mnie: "A zaśpiewasz mi 'Czas ołowiu'"? Wstrząsnęło mną... Mówię: "Romek, co ty mówisz?". Mieliśmy łzy w oczach. Rozpłakaliśmy się.
Takie prośby nieczęsto się zdarzają.
Zaśpiewanie tego było najgorsze. Nie wiedziałem wtedy w ogóle, że żyję. Byliśmy na górze w katedrze. Na dole widzieliśmy trumnę i rodzinę Romka. Starałem się tam nie patrzeć... Myślałem, że nie dam rady, ale poszło jakoś. Są opinie, że to najlepsze wykonanie tej piosenki.
Jak wyglądał powrót do prac nad płytą już po śmierci Romualda Lipki?
Koledzy przysyłali mi pomysły. Mietek Jurecki tworzył z Tomkiem piosenki, później przysyłali mi teksty.
Któryś z tekstów ma dla pana szczególne znaczenie?
"To dobry moment". Bardzo w stylu Romualda. Byłem wzruszony nagrywając. "10 lat samotności" też bardzo dobrze mi się śpiewa. Albo "Maski" - rockowy numer. "Drogę" dostałem jeszcze od Romka. Piękna ballada. Jest tam kilka piosenek, które trzęsą.
Co planuje pan poza wydawnictwem koncertowym?
Nagram płytę z kompozycjami moimi i kolegów zespołu. Mieliśmy to opracowane jeszcze przed epidemią. Byliśmy na dwutygodniowych wczasach, gdzie były konie, był las... Piosenki przygotowaliśmy na tip-top. To był styczeń, a w marcu pojawił się koronawirus. Nas też to dotknęło. Też zachorowałem. Aktualnie jestem w trasie koncertowej "Jolka, Jolka Pamiętasz ? To już 40-lat", gdzie dodatkowy oprócz zespołu towarzyszy mi kwartet smyczkowy Glam Quartet.
Ciężko było wrócić do formy wokalnej?
Nie. Z płucami było dobrze, czułem jednak w głowie mgłę pocovidową.
Co może pan powiedzieć o nadchodzącej płycie?
Będzie popowo-rockowa. Będą ballady. To będzie spokojna płyta. Nie będę już szalał i się wygłupiał. Do singla "Impregnowany ślad" tekst napisał Artur Andrus. Zaśpiewałem to przypadkowo. Andrus zaprosił nas do audycji. Spotkałem się z nim i kompozytorem. Pracowaliśmy parę minut i wyszedł utwór. Tekst jest przesłaniem do ludzkości, bo każdy z nas chcę zostawić po sobie świat. Premiera singla na początku listopada. Inne teksty napisał m.in. Andrzej Kuryłło. Mam fajnych muzyków. Na gitarze Daniel Patalas, na klawiszach Piotrek Nowak, który sam wydał właśnie swoją płytę, na bębnach fajny perkusista po wyższej szkole muzycznej w Poznaniu, który gra z Hanią Banaszak. Doszedł Jacek Skowroński, świetny pianista oraz Michał Kwapisz, basista.
Nowy solowy album Felicjana Andrzejczaka ma ukazać się wiosną 2023 r.